Strony

niedziela, 9 grudnia 2018

Od Holiday C.D Camille'a

Po zderzeniu z ciężkimi, brązowymi drzwiami, automatycznie złapałam się za obolałe miejsce, próbując je rozmasować. W pierwszej chwili nie spojrzałam na osobę, która właśnie rzucała mi pełne skruchy słowa, ale przysięgłym sobie natychmiast, że jeśli to jakis niesforny dzieciak, będę krzyczała. Na szczęście, gdy spojrzałam w górę, napotkałam pełne współczucia zielone oczy i chcąc nie chcąc nie dałam rady się na niego gniewać. Szybko doprowadziłam się do porządku, a na moją twarz wpłynął leciutki uśmiech.
— Nic nie szkodzi — odparłam zadzierając głowę w górę, aby przyjrzeć się dokładniej chłopakowi. Dzięki Bogu - nie był tak wysoki jak większość chłopaków, których znałam. Mierzył może z metr i siedemdziesiąt, może siedemdziesiat pięć centymentrów wzrostu. Jego twarz za to zdawała mi się nowa. I mimo mojego słabego rozpoznania w akademii, byłam prawie pewna, że nigdy wcześniej jeszcze go nie widziałam. — Jesteś tu nowy? — spytałam szybko, żeby przerwać między nami tą pełną napięcia ciszę.
— Owszem — odparł, a z jego twarzy powoli zaczynał schodzić wyraz skruchy, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna. Nigdy nie wiem co robić, jak ktoś się zanadto mną przejmuje, nie wiem czy mam okazać mu wdzięczność, czy co innego. No, w każdym razie rzadko spotykałam się z takimi sytuacjami, więc nie musiałam się jakoś bardzo tym przejmować.
— Nazywam się Holiday — odparłam wesoło, ponieważ złość na tego chłopaka już powoli zaczęła mi mijać — I... — zastanowiłam się chwilowo nad słowami, które chciałam wypowiedzieć — Jeśli chcesz to oprowadzę cię po tym akademiku. Samotna wędrówka po nim może być skazana na porażkę, uwierz. Masz wrażenie, że za każdym zakrętem znajdują się zupełnie inne, nieznane ci rzeczy. Trochę jak wielki labirynt. — zaśmiałam się.
— Dziękuję, byłoby miło — odniosłam wrażenie, że nie jest zbyt rozmowny i nie chcąc go zmuszać do dalszej konwersacji po prostu ruszyłam przed siebie, mówiąc szybko, aby podążył za mną. Nie uszła daleko, gdy kątem oka zobaczyłam, jak rusza za mną.

~

— Tu jest stajnia dla wszystkich koni — odparłam, spoglądając na chłopaka. Podczas naszej krótkiej wędrówki nie dowiedziałam się zbyt wiele na jego temat, co mnie z resztą nie dziwiło. Po prostu nie chciałam być nachalna. Powiedział mi, że nazywa się Camille, a po jego akcencie byłam w stanie wywnioskować, że ma francuskie pochodzenie. Ponadto mieszkał w pokoju numer 26, co nie powinno mnie bardzo dziwić, ponieważ to właśnie stamtąd wychodził, gdy się spotkałam z dębowymi drzwiami.
Chłopak z dużym zainteresowaniem przyglądał się napotkanym koniom, które wystawiały swoje ciekawskie łby za drewniane drzwiczki boksu. Co jakiś czas podchodził do nich i gkaskał leciutko po pysku. Pierwszy raz, gdy to zrobił nieco się rozczuliłam, ponieważ to było naprawdę urocze.
— A to jest stajnia dla koni prywatnych — powiedziałam, gdy wkroczyliśmy do drugiej i jak mi się wydawało, nieco bardziej zadbanej stajni. Szliśmy wzdłuż rzędów boksów, co jakiś czas zatrzymując się, ponieważ znalazłam w kieszeni trzy cukierki, dlatego wręczyłam po jednym Mefisto i Nirvanie, koniom Helenki, a na końcu Sydney.
— To twoje konie? — zapytał.
— Tylko Sydney — uśmiechnęłam się — Mefisto i Nirvana należą do Helen, która na jakiś czas wyjechała. Muszę się trochę nimi zająć, w sumie to moja przyjaciółka, myśli, że można na mnie polegać — zaśmiałam się i zobaczyłam, że kącik ust blondwłosego chłopaka nieco drgnął — No, w każdym razie. Dokąd chcesz jeszcze pójść? W sumie to odeszliśmy wszystkie stajnie, pastwiska... — zamyśliłam się. — Może chcesz zobaczyć jakie atrakcje czekają na nas w środku? Tam także nie można się nudzić.

Camille? Wybacz, niewiele się dzieje, następnym razem postaram się poprawić :’)

549 słów= 3p.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)