Strony

wtorek, 15 stycznia 2019

Od Caroline C.D Harry'ego

Nie potrzebowałam spoglądać w delikatnie zaśnieżone, zewnętrzne lusterko, by wiedzieć, że moją twarz ozdobił niedyskretny, szkarłatny rumieniec. Zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie, dosłownie, jak i nie, płonęłam z absurdalnego połączenia pożądania, zażenowania i rozbawienia w jednym. Doskonale czując, że szkarłat objął moje policzki niemalże po sam czubek nosa, odetchnęłam głęboko, uchylając na ułamek sekundy okno. Wskutek kontaktu z otrzeźwiająco chłodnym powietrzem udało mi się choćby na chwilę ostudzić wszystkie targające mną emocje.
- Następnym razem po prostu postaraj się trzymać ręce przy sobie. - Zaśmiałam się lekko, zapominając już niemalże o niezręczności minionej sytuacji i oskarżeniach policjanta. Nachylając się nieznacznie znad swojego miejsca, złożyłam czułego buziaka na policzku Harry’ego. Szatyn, wprawiając na powrót silnik w ruch, ponownie ułożył dłoń przy górnej granicy mojego uda. Ujęłam ją ostrożnie, zupełnie tak, jakbym robiła to po raz pierwszy, splatając nasze palce w delikatnym uścisku.
- Następnym razem zadbam o własny samochód i korzystniejsze okoliczności. - Obdarował mnie nonszalanckim uśmiechem, sprawiając, że mimowolnie uniosłam kąciki swych ust ku górze. Upewniwszy się przelotnym spojrzeniem, że zdążyłam zapiąć już wcześniej pasy, niebieskooki ruszył z miejsca, nie zabierając ku mojemu zadowoleniu ręki z jej dotychczasowego położenia.
Nie mogłam uwierzyć w to, jak wciąż oddziaływała na mnie sama obecność Harry'ego. Nie wspominając już nawet o jego dotyku, który jak podejrzewam, gdyby ponownie powrócił swoimi ruchami wzwyż mojego kolana, mógłby absolutnie pozbawić mnie kontroli nad sobą i resztek zdrowego rozsądku. Zarządzenie bezdyskusyjnego zjazdu na najbardziej dyskretne miejsce, jakie tylko znajdowało się po drodze, byłoby wtedy absolutną koniecznością. Zresztą, gdyby nie interwencja policjanta, zapewne nie oderwałabym się od mężczyzny tak szybko. Wystarczyło, że szatyn znajdował się w zasięgu mojego wzroku, żebym całkowicie traciła poczucie czasu i możliwość jakiejkolwiek samodyscypliny. Nie sądziłam co prawda, że było to możliwe, ale niepodważalne jest, że kochałam go przy tym wszystkim z dnia na dzień coraz bardziej. Nawet wtedy, gdy testował granice mojej cierpliwości.
Z zamyślenia wyrwał mnie sam zainteresowany. Podniósł nasze splątane ze sobą palce, dając mi równocześnie możliwości zaobserwowania, że jakimś cudem dotarliśmy już do celu naszej podróży. Posyłając mi jeden ze swoich rozbrajających uśmiechów, ucałował z czułością wierzch mojej delikatnie zziębniętej dłoni.
Nie potrafiłam jednak myśleć wtedy o niczym innym jak o tym, co powiedzieć dziadkom, do których za jakiś czas powinno przyjść wystosowane przez policję pismo. Sytuacja była żenująca do tego stopnia, że nawet nie wiedziałam, jak za to wszystko się zabrać.
- Musimy wam o czymś powiedzieć. - Wygłosiłam ostatecznie po zdjęciu wierzchniego ubrania, zauważając, że małżeństwo widocznie tylko oczekiwało naszego powrotu, szykując się niemalże od razu do wyjścia. Opierając się o chłodną ścianę, liczyłam na to, by na moje policzki nie wpłynął wymowny rumieniec. Musiałam jednak pospieszyć się z przekazywaniem informacji, świadoma, że dziadek zdążył już pomyśleć o ciąży, ślubie i rozstaniu. - Dostaliśmy mandat.
- Za prędkość? - Mruknął widocznie uspokojony już mężczyzna, z całkowitą ulgą wiążąc buty. Babcia za to z nieustanną trwogą przysłuchiwała się wyjaśnieniom.
- Nie, po prostu...
Westchnęłam ciężko. Zakrywając swoją twarz dłonią z rosnącym skrępowaniem, odrzekłam w końcu, przymykając powieki, by nie widzieć miny małżeństwa:
- Policjant twierdził, że wywoływaliśmy zgorszenie w miejscu publicznym.
Na początku w pomieszczeniu zapadła wyjątkowo wymowna cisza. Nie zdążyłam jednak zacząć tłumaczyć, że do niczego gorszącego nie doszło i wyjaśniać całe zajście, jak dziadkowie, spoglądając po sobie, wybuchli głośnym śmiechem. Nie była to najbardziej komfortowa sytuacja w moim życiu, ale niewątpliwie ich reakcja sprawiła, że odetchnęłam z nieopisywalną ulgą.
Temat, na całe szczęście, prędko uległ zmianie. Zainteresowaniem cieszyła się wtedy wieść, że do dnia następnego zostajemy w domu zupełnie sami, kiedy to okazało się, że bliżej nieznana mi krewna gorzej się poczuła i potrzebowała pomocy. Istotnie, kiedy emocje opadły, błyskotliwie zauważyłam przygotowane już drobne bagaże.
- Przynajmniej w domu nikt wam nie wystawi mandatu. – Mruknął mi na ucho dziadek, gdy nachylał się ku mnie przy pożegnaniu. Nie wiedząc, czy skuteczniej będzie zapaść się pod ziemię, czy wtórować mu w rozbawieniu, przyglądałam się tylko, jak podawał rękę szatynowi. Pokręciłam z niedowierzaniem głową dopiero wtedy, gdy Harry, z trudem opanowując śmiech, był jedyną otaczającą mnie osobą.
- Nie próbuj tego nawet komentować. – Oderwałam się od nieustannie podpieranej ściany, kierując się niemalże od razu do kuchni. Mężczyzna nie próbował już nawet powstrzymać rozbawienia, unosząc ręce w geście kapitulacji, nie mniej jednak nie pozwalając, abym w samotności pogrążała się we własnym skrępowaniu. Odrobinę podirytowana wywróciłam oczami, kiedy to, nie dając mi choćby możliwości nalania wody do czajnika, przyparł mnie do blatu. – Nie wiem, czy dam radę tak długo tu z tobą wytrzymać.
Widziałam, jak jego twarz rozświetlił czarujący, szeroki uśmiech. Nie robiąc sobie w zasadzie nic z moich słów, całkowicie zaprzepaścił dzielący nas do tej pory dystans, sprawiając, że z łatwością mogłam poczuć intensywny zapach jego perfum. Musiałam wtedy niemalże walczyć, by także się nie uśmiechnąć.
- Ja za to, Kochanie – Wymruczał wprost do mojego ucha, zanim zaczął słać drobne pocałunki po wcześniej odsłoniętej spod włosów szyi. – jestem absolutnie pewien, że nie będziesz mogła się ode mnie oderwać.
Zaczęłam się śmiać. Tak po prostu, szczerze rozbawiona jego nieomylną tezą. Przymknąwszy oczy, gdy usta szatyna zaczęły niebezpiecznie zbliżać się w stronę dekoltu, zmuszałam się do samego końca, by nie zacisnąć dłoni na blacie, całkowicie poddając się wtedy dotykowi mężczyzny.
- Straszny z ciebie narcyz. – Próbuję odsunąć go od siebie na znaczniejszą odległość, robiąc to bardziej z przekory, niż rzeczywistej potrzeby posiadania własnej przestrzeni. Harry nie wydawał się być jednak zainteresowany takim obrotem spraw. Obmyśliwszy prędko najskuteczniejszy plan, jaki tylko mógł zakwitnąć wtedy w mojej głowie, objęłam twarz niebieskookiego dłońmi. Zyskując wówczas jego uwagę skupioną na mnie i moich poczynaniach, delikatnie złączyłam ze sobą nasze wargi. Nadawałam pocałunkowi spokojne, dużo wolniejsze niż zwykle tempo. Mężczyzna, widocznie bardziej rozluźniony i upewniony w tym, że nie zamierzam już stawiać oporu, nie zdążył się zreflektować, gdy zwinnie uwolniłam się z jego objęć. Przemknęłam tuż pod jego opartą o wysepkę kuchenną ręką, z jeszcze większym śmiechem niż do tej pory biegnąc w stronę najbliższego pomieszczenia, jakim był otwarty salon. Usiadłam wygodnie na długiej kanapie, niepocieszona jedynie faktem, że przez swojego mężczyznę nie zdążyłam zrobić herbaty. Winowajca chwilę później zjawił się obok mnie z nosem utkwionym w wyświetlaczu telefonu. Błądziłam w tę i z powrotem po wszystkich dostępnych w telewizorze kanałach, nie odnajdując jednak nic godnego uwagi. Westchnąwszy, oparłam głowę o jedną z poduszek, nogi kładąc na kolanach szatyna. On jednak dalej był niewzruszony, choć przeczuwałam, że jego foch mógł być reżyserowany.
- Obraziłeś się na mnie, Kotku? – Uniosłam się ostatecznie po chwili, z nadzieją, że uda mi się wybadać sytuację. Tym razem to ja zniwelowałam jakąkolwiek dzielącą nas przestrzeń, siadając Harry’emu na udach. Zmusiłam go tym samym do odłożenia komórki i spojrzenia na mnie, zaraz po tym, jak sięgnęłam palcami do jego policzków. Ściskając je delikatnie, zachichotałam lekko, gdy udało mi się uformować z ust szatyna dziubek. Wyglądał niewątpliwie uroczo, gdy poddawał się dotykowi znacznie drobniejszej od siebie kobiety.
Leciutki kamień spadł mi z serca, gdy po złożonym przeze mnie pocałunku na jego czole, posłał mi prawdopodobnie mimowolny i całkowicie niekontrolowany uśmiech. – Mam rozumieć, że oczekujesz przeprosin? Jeśli tak, to się ich nie doczekasz.
Prychnął, gdy zaczęłam się podnosić, skłonna do zajęcia swojego wcześniejszego miejsca na kanapie. Tym razem zaobserwował moją chęć zmiany położenia w odpowiednim czasie, skutecznie przyciągając mnie do siebie chwytem na biodrach. Zachłannie wpijając się w moje usta, nie musiał nakłaniać mnie po raz drugi, żebym natychmiastowo zaczęła oddawać każdy z jego ruchów. Poddałam się pocałunkowi w każdym możliwym znaczeniu tego słowa. Zignorowałam ponownie przeszkadzający nam telefon, chłód wpadającego do pomieszczenia wiatru, a nawet tak obowiązkową czynność, jaką było oddychanie. Odrywaliśmy się od siebie tylko na nieznaczne ułamki sekund, do czasu, gdy Harry przeniósł swoje wargi na moją szczękę, szyję i nieznacznie odsłonięte obojczyki. Tym razem nie stawiałam żadnego oporu, nie tłumiąc swoich cichych westchnięć.
- To chyba nie będzie ci już potrzebne. – Uśmiechnął się szeroko, bezpardonowo chwytając za krawędź osłaniającej mnie koszulki. Zdejmował ją powoli, drocząc się ze mną, zupełnym przypadkiem przejeżdżając palcami po okrytych pod biustonoszem piersiach. Zadrżałam lekko pod wpływem jego niewątpliwie zadowolonego z siebie spojrzenia, gdy udało mu się odrzucić materiał poza zasięg mojego wzroku. Nie chciałam być w żaden sposób dłużna. Celowo poprawiając nacisk swojego ciała tuż przy kroczu szatyna, w równie leniwym tempie i z niego zdjęłam koszulkę. Błądziłam palcami po jego tatuażach, niezmiennie zachwycona tym, jak idealnie komponowały się z całością wizerunku mężczyzny. Uprzedziłam go jednak, gdy sunął dłońmi od moich pośladków w górę kręgosłupa. Chwyciwszy za jego rozgrzane ręce, ułożyłam je poniżej własnych bioder, samodzielnie dążąc do rozpięcia biustonosza. Postanowiłam jednak nie pozbyć się go tak łatwo, jak mógł oczekiwać tego Harry. Nieustannie spoglądając w jego niebieskie, roziskrzone pożądaniem oczy, przygryzałam wargę, nie musząc udawać onieśmielenia. Zsunęłam jednak powoli cieniutkie ramiączka, uśmiechając się z niepodobną do siebie delikatnością. Czułam się dosłownie tak, jakby wszystko dookoła nas zwolniło i przestało mieć jakiekolwiek znacznie. Niesłyszalny już był dźwięk poruszających się po ulicy samochodów, nie słyszałam też już wciąż włączonego telewizora, mogąc stwierdzić nawet, że przestałam oddychać, a wszystkie moje czynności życiowe zwolniły, gdyby nie serce, które uparcie próbowało wyrwać się niemalże z mojej klatki. Śmiałości dodał mi ostatecznie szatyn. Musnął z czułością moje usta, powodując tym samym, że nie pragnęłam wówczas niczego innego, jak pozostania w jego ramionach. Nie drocząc się z nim dłużej, zdjęłam w końcu górną część bielizny, obdarowując tym samym Harry’ego kolejnym miejscem do pozostawienia mokrych pocałunków. Już dopadaliśmy do swoich spodni, zniecierpliwieni dłużącym się pozbawianiem ostatnich ograniczeń, gdy niespodziewanie cały dom został pozbawiony prądu. Wtedy już rzeczywiście wszystko ucichło, a my zostaliśmy otuleni całkowitym, nieproszonym mrokiem. Obracając głowę w stronę oddalonych o kilka metrów okien, zauważyłam jednak, że utrata prądu musiała być masowa. Na zewnątrz nie świeciła się ani jedna latarnia, a w szybach sąsiadów nie mrugało ani jedno, nawet najdrobniejsze światło.

Harry? Miziamy się dalej? 8)
1607 słów = 6 punktów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)