Strony

piątek, 18 stycznia 2019

Od Caroline C.D Harry'ego

Wyperswadowanie czegokolwiek z głowy Harry'ego graniczyło z cudem. Wszystkie, ale to absolutnie wszystkie moje próby kończyły się fiaskiem, narastającym przejęciem i jeszcze większą zawziętością mężczyzny. Bezskutecznie próbowałam nakłonić go do zmiany zdania i spostrzeżenia, że przedstawienie mnie jego siostrze może nie być najlepszym rozwiązaniem. Za każdym razem szatyn skwitowywał moje starania stwierdzeniem, że nie dość, że dziewczyna jest w porządku, to w dodatku potencjalnie powinnam nawiązać z nią choćby minimalną nić porozumienia. Nakłaniałam go chyba na wszystkie możliwe sposoby - począwszy od słodkich pocałunków i trzepotania rzęsami, skończywszy na groźbach karalnych i próby przemierzenia miasta na własną rękę. Starałam się jednak do niemalże ostatniego momentu, kiedy to wysiedliśmy z taksówki na początku odpowiedniej ulicy.
Nie musiałam nawet wypowiadać zbyt wielu słów, żeby Harry domyślał się, do czego mogę zmierzać.
- Próbuj dalej. - Prychnął, gdy spróbowałam zmienić taktykę i spytać się go, w jaki sposób mogę go przekonać do zmiany zdania. Obejmując mnie szczelnie w talii, bezkompromisowo stąpał prosto przed siebie. - Ale wątpię, żeby ci się udało.
- Nie masz tu jakiejś dobrej koleżanki w sąsiedztwie? Przyjaciółki? Potencjalnej dziewczyny? - Wypaliłam bezmyślnie, szczerze zestresowana nadchodzącymi wydarzeniami, próbując złapać się każdej deski ratunku. Szybko jednak pożałowałam na samą myśl o tym, że jakakolwiek inna kobieta miałaby znaleźć się w jego objęciach. Szatyn też momentalnie zaobserwował absurdalność moich myśli, zatrzymując od razu nasze kroki. 
- Nie masz przypadkiem gorączki? - W rozbawieniu przyłożył swoje wargi do mojego czoła, choć obydwoje doskonale wiedzieliśmy, że wszystko z temperaturą mojego ciała było absolutnie w porządku. - Pamiętasz w ogóle, że wypadałoby oddychać? 
Uśmiechnęłam się nieznacznie, wypuszczając dotychczas wstrzymywane powietrze. Nabierając kilka głębszych wdechów, próbowałam nawet i minimalnie rozluźnić wszystkie spięte ze stresu mięśnie.
Ostatecznym lekarstwem na wszelkie problemy były miękkie usta mężczyzny. Ledwo tylko jego wargi musnęły moje, a lekko chłodne dłonie odnalazły policzki, jak w mgnieniu oka rozluźniłam się i na moment zapomniałam o dotychczas towarzyszących mi obawach. Nie mógł mi obiecać, że pozwoli mi pójść w swoją stronę za zaledwie kilka kroków, ale upewnił mnie w tym, że mnie wspiera, poświęcając mi całą swoją uwagę mimo ustalonej z siostrą, minionej już godziny.
Wszystko to jednak nie sprawiło, że czułam się całkowicie komfortowo, gdy Harry pukał do odpowiednich drzwi. Owszem, nastawiałam się na to, że na odbywanym dnia następnego ślubie poznam nietylko jego siostrę, ale i matkę wraz z pewnie większą częścią rodziny, ale czułabym się znacznie lepiej, bo nikt na dobrą sprawę nie zwracałby na nas szczególnej uwagi. To nie byłby nasz dzień, więc szczerze wątpiłam, by ktokolwiek miałby zamienić z nami jakiekolwiek głębsze dyskusje. Tymczasem mój ukochany, ale kompletnie nieliczący się ze mną w tej kwestii mężczyzna, wrzucił mnie na głęboką wodę, stawiając w sytuacji, w której tylko ja byłam nową i nikomu oprócz niego znaną osobą. Stałam jednak cierpliwie, o dziwo pamiętając nawet o oddychaniu, gdy po przekroczeniu progu rodzeństwo zaczęło się ze sobą witać.
- Demma, to Caroline, moja dziewczyna. - Uśmiechnął się, posyłając mi ciepłe spojrzenie. - Caroline, moja siostra Demma.
- Cześć. - Uśmiechnęłam się równie szczerze, co wszyscy dookoła, podając sobie ręce z kobietą. - Miło mi cię poznać.

- I co, zjadła cię? - Śmiał się szatyn, łącząc nasze dłonie w niemalże nierozerwalnym splocie. Pokręciłam przecząco głową, zakrywając delikatnie zziębnięte policzki kosmykami zaczesanych wcześniej za ucho włosów. - Chyba nie było aż tak źle?
Prawdę mówiąc, spodziewałam się, że ze stresu i wszelkich uniedogodnień wypadnę dużo gorzej, a sama siostra Harry'ego mogła być bardziej mi nieprzychylna i niekoniecznie zadowolona, że to właśnie ja stałam się niespodziewanie wybranką jej brata. Tymczasem wydawało mi się nawet, że wzajemnie przypadłyśmy sobie do gustu, choć nie miałyśmy zbyt wiele okazji do większych dyskusji. Starałam się nie wtrącać za bardzo, gdy rozmawiali o ściśle rodzinnych sprawach.
- Nie było, to prawda. - Przyznałam ostatecznie, spoglądając krótko w niebieskie tęczówki mężczyzny. - Po prostu chciałam zrobić jak najlepsze wrażenie i nie wyjść jako twój życiowy błąd, troszeczkę za bardzo się tym wszystkim przejęłam i... To wszystko idzie tak szybko, że... - Wymamrotałam na niemalże jednym wydechu, choć pewnie mogłabym kontynuować swój monolog w nieskończoność, gdyby nie Harry, który nie pozwolił mi skończyć. Przerwał nasz dotychczas równy, spokojny chód, ponownie zatrzymując nas w miejscu. Marszcząc lekko brwi, objął moją twarz dłońmi, bym spoglądnęła prosto w jego świdrujące mnie, przenikliwe oczy.
- Żałujesz? - Dokończył niepewnie, z nutką rozczarowania i obawy w głosie.
- Nie, to nie tak... - Uśmiechnęłam się lekko, dla rozładowania napięcia i stopniowo ciążącej trwogi. - Wszystko jest dla mnie trochę nowe i potrzebuję czasu, żeby się przyzwyczaić do całej sytuacji... Ale nie martw się, bo kocham cię najbardziej na świecie. - Mruknęłam, całując go czule w nos. - I zrobiłabym dla ciebie wszystko. Na przykład poznała się z twoją siostrą albo stała tu teraz i zapewniała cię o swoich uczuciach, mimo cholernego mrozu.
Chyba mu ulżyło, bo uśmiechnął się, przytulając mnie do siebie.
- Zmierzałam do tego, że do tej pory nikt nie traktował mnie tak, jak ty. Jasne, był mój były, ale on absolutnie nie dorasta ci do pięt swoim zachowaniem. - Wymruczałam, wtulając się w niego jeszcze bardziej. - Pozytywnie mnie zaskakujesz.
Szatyn uśmiechnął się jeszcze szerzej, gładząc mnie po zakrytych pod płaszczem plecach. Nieznacznie oderwałam się od niego, by dosłownie sekundę później stanąć na palcach i ułożyć delikatnie dłonie na jego karku, by wygodniej spleść nasze usta w spokojnym pocałunku.
- Jeszcze zaraz dostaniemy mandat. - Prychnął, składając całusa na moim czole. Ponownie splotł ze sobą nieco zziębnięte dłonie, by po chwilowym postoju na powrót ruszyć przed siebie. Na szczęście udało mi się go szybko i bez zbędnych oporów namówić do tego, by przejść się kawałek przed ostatecznym powrotem do domu.
- Jeśli jutro się nie pokłócimy, to będzie to nasze historyczne, najspokojniejsze wyjście. - Zaśmiałam się, delikatnie pocierając kciukiem wierzch jego dłoni. Spoglądnęłam prosto w jego oczy, gdy przeniósł na mnie wzrok. Liczyłam, że odkąd jesteśmy razem, to uspokoi to nasze temperamenty i obejdzie się bez sprzeczek. - Prawdę mówiąc, to nieszczególnie lubię się z tobą kłócić.
- Przynajmniej tym razem nie będzie przeszkadzał nam żaden stajenny. - Prychnął, powodując zresztą, że sama pożałowałam bliższej relacji z Victorem.
- I żadna dziewczyna z okolicznej Akademii. - Dodałam, zyskując tym samym delikatnie zdezorientowane spojrzenie Harry'ego.
- Byłaś o nią zazdrosna?
- Teraz na pewno byłabym bardziej. - Uśmiechnęłam się, ucałowując jego policzek.

Harry? ♡
1006 słów = 6 punktów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)