Strony

środa, 3 sierpnia 2016

Od Lily do Luny

Nazywam się Lily White. Dziś był dzień w którym moje marzenia stały mi się bliższe. Czy to napewno nie jest sen? Z rozmyśleń wyrwał mnie głos mamy.
-Kochanie, za 5 km będziemy na miejscu. Zakładaj buty.- powiedziała. To prawda, zdejmowałem czasami buty w czasie długich podróży by było mi lżej. Założyłam czarno- białe trampki i zaczęłam wiązać sznurówki. Gdy się podniosłam z dosyć nie wygodnej pozycji ujrzałam pierwsze padoki z końmi, po krótkim czasie wjechałyśmy przed dom właścicieli, i akademik. Wysiadłyśmy z samochodu, otworzyłam bagażnik i wyjęłam walizki. Przede mną stało państwo Rose. Podeszłam.
-Dzień dobry, nazywam się Lily White. To moja mama.- przedstawiłam uśmiechając się i ściskając dłoń kobiety.
-Witam w Akademii. Nazywam się Elizabeth Rose, to mój mąż James Rose.- odwzajemniła uśmiech. 
-Kochanie, to ja już lecę. Zadzwoń wieczorem i mi wszystko opowiedz a teraz lecę pa- pożegnała mnie mama wsiadając z powrotem do samochodu i odjeżdżając. Pomachałam do niej. 
-No dobra, to może chodźmy. Poznasz uczniów akademii.- zaproponowała. Pokiwałam głową i poszłyśmy. Przed stajnią stało parę dziewczyn i chłopaków. Mocno o czymś gadali. Podeszłam do nich. 
-Hej, nazywam się Lily. A wy?- zagadałam. 
-Hej, ja jestem Luna, to Lena, Wiktoria i Olivia.- przedstawiła po kolei. Uśmiechnęłam się. Nawet to odwzajemnili. Sukces. W muzycznej raczej mnie nie lubili. Tutaj może będzie inaczej. 
-Ja jestem Matthew a to Arthur- uścisnął mi dłoń chłopak. 
-To... Może ja pójdę odstawić walizki do akademika i tu wrócę.- powiedziałam i wróciłam do miejsca w którym zostawiłam owe przedmioty. Wzięłam do ręki i weszłam do akademika. Pokój 21. Zaczęłam szukać. W końcu znalazłam. Weszłam. Ujrzałam zielone pomieszczenie a w nim dwa łóżka, fotel, szafę i parę innych rzeczy. Wybrałam łóżko na dole. Wiedziałam że jeśli będą komary na górze strasznie mnie zjedzą. 
*** 15 minut później***
Rozpakowałem się. Tylko się jeszcze przebiorę i wrócę do stajni. Wyjęłam ulubione niebieskie bryczesy, szarą koszulkę, granatowe skarpety i czarne oficerki. Rękawiczek nie zabrałam. Nie lubiłam ich. Wszystkie zapięcia od siodeł, itp. Mi się plątały. Wyszłam z pokoju zamykając drzwi. Skierowałam się w stronę stajni. Chłopców i dziewczyn już nie było. Jedynie zauważyłam Lunę wychodzącą ze stajni.
...
<Dokończ Luna>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)