Strony

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Od Meg do Caleba

- Kochanie. - Do moich uszu dobiegł szept matki.
- Jeszcze pięć minut. - Mruknęłam zaspana i naciągnęłam kołdrę na głowę.
- Czyli nie chcesz jechać do Akademii. - Usłyszałem westchnięcie. - Pójdę zadzwonię, że jednak się rozmyśliłaś.
- Jedziemy! - Krzyknęłam już całkowicie rozbudzona. Zrzuciłam z siebie kołdrę i usiadłam na rancie łóżka. Przeciągnęłam się ostatni raz, spojrzałam na mamę po czym na bagaże. "To jest ten dzień", pomyślałam zadowolona.
- Przebierz się i zejdź na śniadanie. - Powiedziała rodzicielka, zamknęła drzwi. 
Pospiesznie wstałam i wyciągnęłam z szafy ciemne jeansy oraz szarą bokserkę. Na nogi założyłam czarne trampki za kostkę. Wyleciałam z pokoju prosto do kuchni. Usiadłam przy stole i zjadłam jajecznicę mojej mamy. Będzie mi tego brakowało.
- Jedziemy? - Zapytałam jej patrząc błagalnym wzrokiem.
- Tak. - Zaśmiała się. 
- Dobra, skoczę tylko szybko się ogarnąć.
W łazience wzięłam szybki prysznic i umyłam zęby. Spojrzałam w lustro, włosy związałam w warkocz. Nie ma opcji, że się pomaluje, jeszcze czego. 
Jak wyszłam okazało się, że mama zniosła już kilka moich toreb sama.
- Było poczekać. - Złapałam od niej walizkę.
- Dam sobie radę. Aż tak stara nie jestem. - Fuknęła na mnie, jednak po chwili się zaśmiała.
Nie minął kwadrans, a już siedziałyśmy i jechałyśmy na lotnisko. Na miejscu pożegnałam się dość długo z rodzicielką i poszłam na odprawę. Tam nie było żadnych problemów, szybko znalazłam się w samolocie i zajęłam swoje miejsce. Założyłam słuchawki na uszy i nawet nie wiem kiedy ale zasnęłam. Obudziła mnie dopiero stewardessa. 
*** Wieczorem *** 
Kiedy przez szybę taksówki zobaczyłam akademię mało co przez nią nie wypadłam. Byłam bardzo szczęśliwa i naładowana pozytywną energią.
- Widzę, że panienka zadowolona. - Usłyszałam lekko zachrypnięty ale miły głos kierowcy. Był od w podeszłym wieku i trochę grubszy, jednak mi to nie przeszkadzało. 
- I to bardzo. - Starałam się jakoś ukryć emocje w głosie ale nie wiem czy wyszło mi to dobrze. Nie zdążył nic odpowiedzieć ponieważ zatrzymał samochód i wysiadłam. Stałam tak chwilę i patrzyłam na akademik. W tym czasie kierowca wyładował moje rzeczy z bagażnika.
- Ja to zrobię. - Powiedziałam uśmiechnięta kiedy otwierał przyczepkę. Nikt poza mną nie mógł dotykać mojego maleństwa, a no i mechanikiem oczywiście.
- Jak panienka woli. - Odsunął się i podniósł ręce w geście poddania, po czym się zaśmiał. Wskoczyłam na przyczepkę i zsunęłam z niej deskę. Po czym ostrożnie go sprowadziłam na ziemię. Mężczyzna w tym czasie zamknął drzwiczki i klapę od bagażnika. Zapłaciłam mu i życzyliśmy sobie oboje miłego wieczoru.
Przykryłam motocykl płachtą i złapałam torby. Było to dość trudne zadanie bo niestety walizki były dość szerokie, a moje ręce krótkie. Jednak po wielu próbach udało mi się wszystko jakoś ogarnąć. Dotarłam do drzwi w których pojawił się mężczyzna. Odstawiłam swoje rzeczy, a raczej mi wypadły.
- Witaj, James Rose. - Przedstawił się. - Jestem jednym z dwóch właścicieli akademii oraz instruktorem WKKW.
- Miło mi poznać. Ja jestem Meg Fosters, bez tytułów. - Odpowiedziałam z uśmiechem. Mężczyzna też się uśmiechnął.
- Chodź zaprowadzę Cię do Twojego nowego pokoju. - Zabrał ode mnie największą z walizek. Mi już zostały dwie i to znacznie mniejsze.
- Dziękuję. - Powiedziałam wchodząc za nim.
Kilka chwil później byłam już u siebie. Jak się okazało pokój dzieliłam z Arthur'emm jego psem Loki'm oraz Matthew'em. Zapoznałam się z nimi, jednak oni byli trochę zbici z tropu, że mają mieszkać z dziewczyną. Zniknęli z pokoju razem z panem Rose, ponieważ ten o coś ich prosił. Rozpakowałam się jeszcze szybciej niż spakowałam. Zajęłam tylko wyznaczone dla mnie miejsce i nic więcej. Zastanawiałam się czy już założyli się o to, że jak wrócą to zobaczą całą łazienkę w kosmetykach. Uśmiechnęłam się pod nosem i wyszłam na zewnątrz. Jednak musiałam się wrócić bo na podwórku było dość chłodno. Wyciągnęłam swoją bluzę.

Nie była dopasowana idealnie do mojej figury, lecz lekko luźniejsza. Włożyłam ręce do kieszeni kiedy znalazłam się na schodach przed budynkiem. Skierowałam się w stronę padoków. Moje oczy dostrzegły na jednym z nich trzy konie. Jedna z nich to była klacz rasy Rocky Mountain. Natomiast dwa pozostałe były ogierami, dumnymi przedstawicielami ras Paint Horse oraz Shire. 
Wyciągnęłam dłoń w kierunku klaczy. Ta od razu położyła po sobie uszy i chciała mnie ugryźć. Jednak w ostatniej chwili ktoś odciągnął moją rękę. Stałam tak i chwilę patrzyłam na wierzgającego konia.
- Chyba nikt nie zdążył Ci powiedzieć aby nie dotykać Mariki? - Padło pytanie. Odwróciłam głowę, obok mnie stał wyższy czarnowłosy chłopak.
- Czemu? - Zapytałam ciekawa.
- Nie lubi kobiet i klaczy. - Uśmiechnął się. - Uważaj następnym razem.
- Dzięki za radę. Tak w ogóle jestem Meg. - Odpowiedziałam mu tym samym gestem.
Caleb?


Dostajesz 15 p. za opo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)