Strony

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Od Noah'a C.D Esther

- Estheeeer - jęknąłem, odrywając od niej wzrok - przestań mnie tak kokietować tym wzrokiem, bo wykituję! - pokręciłem głową, cicho się śmiejąc.
Dziewczyna odpuściła, wciąż delikatnie się uśmiechając.
Czułem jednak, że temat powróci.
- Nie wiem, czy można to nazwać śpiewaniem, to bardziej zdzieranie gardła - stwierdziłem, przekładając siatkę do drugiej ręki - Jak chcesz to puść sobie Biebera, wyjdzie na to samo.
- Nie prawda - powiedziała zawiedziona, wywierając na mnie presję, już nie wzrokiem, a wymową poszczególnych słów.
- Kiedyś, może... Ale to nic takiego, serio - weszliśmy na drogę, z której było widać dachy większych budynków w Akademii - A Ty? Śpiewasz coś, oprócz Rihanny pod prysznicem?
Dziewczyna ochoczo pokiwała głową, wciąż ukazując na światło dzienne swe białe kiełki. Zadziwiające było to, że potrafi tak długo się uśmiechać.
Borze zielony, niech ta dziewczyna przekaże mi chociaż połowe swojego entuzjazmu...
- Umówmy się tak - potarła dłoń o dłoń, na znak nadchodzącego biznesu - Piosenka za piosenkę. Nie czekam na Twoją zgodę - uśmiechnęła się, jednak tym razem bardziej "zwycięsko".
Stwierdziłem, że nie ma sensu się z nią kłócić - i tak postawi na swoim, z resztą, ja robię bardzo podobnie. A wręcz postępuje tak samo, ale to już pominę.
Westchnąłem jedynie, mijając pierwsze zabudowania Akademii. Ciszę, która nagle nastała, przerwał tęten kopyt, który z resztą pojawił się ni z tąd, ni z owąd. Szybko stwierdziłem że to dosyć naturalne, dla miejsca, po którym codziennie biega taka ilość koni, że poniekąd nie da się ich już zliczyć. A bynajmniej ja już przestałem.
Moje domysły szybko jednak zostały porzucone.
Drogę przeciął nam Riwer, który widocznie poczuł zew wolności. Przebiegł tą drogę jednak z oporem od naszej strony - odruchowo stanęliśmy murem, rozkładając przy tym jak najszerzej ręce. Przestraszył się jednak szelestu siatek - nie pomyśleliśmy o tym, przez co uciekł jeszcze szybciej, niż biegł wcześniej. Z tyłu goniła go Lily, która jedynie rzuciła nam mordercze spojrzenie, po czym ręką pokazała nam, abyśmy po prostu zniknęli jej z oczu.
Tak jak chciała, tak też uczyniliśmy. Esther zniknęła na chwilę w swoim pokoju, ja natomiast poszedłem prosto do kuchni, wraz z zakupami. Rozpakowałem je na blat, oczekując mojej towarzyszki.
Kiedy uraczyła mnie swoją obecnością, w kuchennym fartuchu (w którym mianowicie wygląda całkiem dobrze!), usiadłem na blacie, przesuwając na bok wszelkie produkty.
- Co roooooobiiiisz? - Zaglądnąłem w jej stronę, zadając pytanie godne osoby niepoprawnej na umyśle.
Dobrze wiedziałem, co robi, a jednak zapytałem.

<Esther?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)