Budzik, 5:40. Wstajemyyy! Podniosłam się z łóżka i myślałam, że umrę. Deszcz za oknem, nienawidzę treningów na hali. Szczerze to pierwszy raz wsiądę na Alaskę. Jestem ciekawa możliwości klaczy, ma bardzo przyjemną budowę dla oka. Założyłam nowe bryczesy:
Link
Bluzkę polo:
Link
Oficerki:
Link
Kask:
Link
Wyszłam z akademika i skierowałam się w stronę stajni. Klacz stała praktycznie na samym początku więc od razu chwyciłam za kantar i przywiązałam na korytarzu na dwa uwiązy. Poszłam po rzeczy Alaski. Miała skokowe siodło stubbena i ogłowie z pięknym naczółkiem. Zaskoczyło mnie to, że klacz jeździła na munsztuku. Zabrałam również czaprak Eskadron Freshberry i szczotki. W mgnieniu oka kobyłka była czysta i błyszcząca. Założyłam czaprak i żelową podkładkę. Z lekkimi powikłaniami zarzuciłam siodło i lekko zapięłam popręg. Założyłam klaczy ogłowie i pozapinałam wszystkie paski i łańcuszki. Założyłam kask i ruszyłam z klaczą na halę. Hala była pusta, ale szczęście. Przeszkody były poustawiane tak samo jak a zawody + dwie przeszkody na oko 90cm. Pewnie na rozgrzewkę. Podpięłam klaczy popręg, Alaska zarzuciła lekko łbem przy tej czynności nie zwracałam na to uwagi. Dopasowałam strzemiona, włożyłam płytko stopę i lekkim ruchem znalazłam się w siodle. Klacz ciekawsko zastrzygła uszami. Przyłożyłam lekko łydkę i klacz o dziwo płynnie ruszyła harmonijnym stępem. Przeszkody wydawały się niskie z takiej wysokości. Zrobiłam dwa kołka w jedną i drugą stronę stępem i zaczęłam z Alaską zabawę wędzidłem. Po 10 minutach klacz zrelaksowana zaczęła rzuć wędzidło. Popędziłam ją do kłusa. Klacz była mocno wybijająca, ale udawało mi się z nią zgrywać. Gdy wsiadałam w kłusie ćwiczebnym kobyła lekko podskakiwała i kuliła uszy. Cofnęłam łydki i jeszcze raz spróbowała. Za drugim razem wyszło znacznie lepiej. No dobra przyszła pora na galopy. Za każdym razem klacz tylko wydłużała krok w kłusie. W końcu się wkurzyłam i lekko puknęłam batem. Klacz zaczęła sadzić ostre baranki i zaczęła stawać dęba. Nagle wyrwała dzikim galopem, zataczałam wolty i stosowałam pół parady. Alaska wreszcie ruszyła miarowym galopem. Gładko i wręcz idealnie najechaliśmy na przeszkodę 90cm. Klacz zrobiła co najmniej 50cm zapasu. Ostro skręciłam by zobaczyć czy kobyłka nadaje się na mega wielkie skracanie drogi do przeszkód. Bezbłędnie skoczyliśmy po raz drugi. Skoczyliśmy jeszcze z 6 razy te przeszkody i nadszedł czas na skoki przez parkour. Jedynie co klaczy się nie podobało to rów z wodą. Trudno spróbujemy. Pierwsze cztery przeszkody były ułożone wręcz pijackim wężykiem. Najechałam na pierwszą przeszkodę i ją pokonałyśmy. Druga przeszkoda była cudowna.
Link
Trzecia poszła bezbłędnie. Mur o wysokości 130cm został za nami dawno w tyle. Przyszedł czas na rów. Klacz mocno rwała i pędziła na przeszkodę ostatecznie skoczyliśmy ją! I to w jakim stylu! Poklepałam klacz i ruszyłam na przeszkodę nr.6. Szereg wyszedł bezbłędnie tak jak reszta przeszkód. Rozstępowałam klacz i wracałam do stajni. Za chmur wyszło ładne słońce. -Uda nam się- szepnęłam do klaczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)