Z żalem, iż musiałam tak wcześnie wstać, opuściłam ciepłe łóżko pod którym jeszcze przed chwilą śniłam o Dzikim Zachodzie. W szafie jak zwykle wielki bałagan. Cóż poradzić? Jak będę miała jakoś, kiedyś więcej czasu w niedzielę może to poukładam. Westchnęłam tylko i wybrałam błękitno czarną koszulkę i bryczesy oraz czarne oficerki które dokładnie jeszcze wczoraj czyściłam. Wzięłam rzeczy i poszłam do łazienki pod prysznic.
***
-Hej Ślicznotko, dzisiaj wielki dzień. Pamiętasz? Pokaż, na co cię stać.- pocałowałam Moon lekko w chrapy, na co odpowiedziała radosnym parsknięciem. Otworzyłam drzwi od boksu i weszłam do niego. Wyjęłam błękitny kantar i go zapięłam na głowie klaczy. Podziwiam ją za to, tak jej się chce wychodzić z cieplutkiego i milutkiego boksu. Chwyciłam dosyć mocno uwiąz i skierowałam ją na myjkę. Było to dla niej widocznie nowe doświadczenie, ponieważ cały czas albo się denerwowała, albo ją przebiegały dreszcze po ciele, albo przyglądała mi się z zaciekawieniem.
-Dobra, teraz wszystko spłuczemy, pójdziemy do solarium.- mówiłam do niej spokojnym głosem. Po wysuszeniu jej skierowałam się z nią przed stajnię, wyczyścić kopyta i rozczesać ogon oraz grzywę. Nie robiłam dzisiaj jej wyjątkowo żadnej fryzury. Nie pasowałaby do jej charakteru. Mimo, że jest teraz lepiej nastawiona do ludzi nadal ma swój charakterek. Po skończonych czynnościach pielęgnacyjnych przed stajnie, gdzie wszyscy przygotowywali swoich ulubieńców wyszła Elizabeth.
-Moi kochani, ci którzy jadą dzisiaj na wystawę proszę by powoli zaprowadzili konie do przyczepy. Zabierzcie jakiś prowiant na dzisiaj. Droga będzie dosyć długa.- poinformowała nas po czym odeszła. Mieliśmy jechać małym busem. Poklepałam Moon. Postanowiłam ją narazie zaprowadzić do boksu, spakować się i potem ją załadować do przyczepy. Jak postanowiłam, tak zrobiłam.
***
-Powoli dojeżdżamy!- krzyknęła pani Mia. W busie cały czas po pojeździe rozlegały się dźwięki podnieconych rozmów uczestników wystawy. Ja osobiście dalej słuchałam przez słuchawki muzyki, jednak po dłuższej chwili zaczęły się ukazywać pierwsze padoki z końmi. Z zainteresowaniem wszyscy się przyglądali nowemu otoczeniu. Bus wjechał na parking i tam się zatrzymał. Wszyscy się pchali do przodu zobaczyć akademię. Dyrektorka stanęła przed nami.
-Drodzy uczniowie Akademii Magic Horse, witam w Akademii HeatherHill. Swoje konie zaprowadźcie do stajni po lewej- wskazała na budynek -Wystawa rozpoczyna się o 14. Życzę wam powodzenia. Do zobaczenia.- pożegnała nas. Sue otworzyła nam przyczepę i zaczęliśmy wyprowadzać konie. Moon była trochę niespokojna. Była dopiero 12 więc postanowiłam zabrać na mały spacer po okolicy. Było tam wprost ślicznie. Nie było tego samego co w Londynie, czyli szarych chmur czy zanieczyszczonego powietrza. Tu było pogodnie, a powietrze rześkie i czyste. To pewnie za sprawą lasów dookoła.
****
-Hej Livka!- uśmiechnęłam się do dziewczyny, prowadzącej Wizję.
-Cześć. Jeszcze tu jesteś? Za chwilę wchodzisz.- zdziwiła się.
-O rany. Totalnie zapomniałam. To zmykam, pa! Trzymam kciuki.- wyprowadziłam najszybciej jak się dało Moonlight i pobiegłyśmy na plac. Były tam porozstawiane drewniane belki, tworzące tor który Moon musiała przebiec kłusem i galopem.
-Teraz zapraszamy Lily White, z akademii Magic Horse i Moonlight.- rozległ się dźwięk z głośników. Trzymałam za wodze od ogłowia i podbiegłam kłusem do trójki sędziów. Gdy dobiegłyśmy do wyznaczonego miejsca zatrzymałam klacz. Komisja zaczęła uważnie oglądać, sierść, oczy, uszy i ogólny stan Moonki. Z głośników zaczęli czytać wszystkie jej dane.
-No dobrze. Poprowadź ją teraz dookoła.- powiedziała jedna z członkiń Jury. Skinęłam głową i popędziłam Karą do kłusa. Poruszała się z gracją i dumą. Jej kopyta delikatnie, a jednocześnie pewnie stąpały po piasku. W duchu tańczyłam już chyba setny raz dziki taniec szczęścia. Nie ugryzła, kopnęła czy rzuciła się na nikogo. To był naprawdę ogromny sukces. Jednak wiedziałam że robi to dla mnie i tak będzie tylko ten jeden raz. Gdy wrócimy do naszej akademii wszystko będzie po staremu i znowu będzie do wszystkich wrogo nastawiona. Właśnie mijałam piątą brzozową belkę. Cmoknęłam cicho i przyspieszyłam, by moja ukochana czterokopytna ruszyła zdecydowanym galopem. Komisja kiwała z uznaniem głową. Ucieszyłam się. Teraz musiałam przejść do stępa. Zwolniłam. Moonlight jedynie powróciła do czterotaktowego chodu. Następnie podpędzić ją do kłusa i wykonać ostry zakręt. Na tym najczęściej uczestnicy wystaw wpadali. Konie zwykle przestraszone nową sytuacją nie słuchały się swoich właścicieli. *Teraz Śliczna ostrożnie. Nie bój się. Zrobimy ostry skręt.* mówiłam do niej w myślach. Wydawało się, że rozumie. Wykonałyśmy skręt bez potknięcia. Już zostało nam dojechanie do miejsca w którym wcześniej komisja sprawdzała stan Moonki. Zatrzymałam się na "stacji" jak ja to nazywam, i już koniec. Sprowadziłam ją z placu.
-Brawo Kochana. Brawo.- przytuliłam klacz i dałam jej jabłko oraz resztę smakołyków które przy sobie miałam. Teraz już pozostało czekać tylko na wyniki. Zamieniłam Moon ogłowie na miękki kantar i wypuściłam na padok. Szybko się zaprzyjaźniła z resztą koni. Uśmiechnęłam się tylko na ten widok i wróciłam na trybuny, gdzie wszyscy z zainteresowaniem przypatrywali się zgranym parom. Głównie rozmawiałam z Olivią, Calebem, Noah'em, Suzi oraz Laurą z akademii HeatherHill.
***
-Kiedy będą wyniki?- spytałam przyjaciół. Właśnie jedliśmy swój prowiant.
-Za jakieś... 10 minut.- spojrzał na zegarek Caleb.
-No to chyba się zbieramy- odpowiedziałam wstając z trawy. Czekaliśmy na padoku pod drzewem, aż "komisja się naradzi". W końcu. Po dwóch godzinach. Z metalowych urządzeń potocznie zwanymi głośnikami wydobył się komunikat, że mamy przyjść na plac. Westchnęliśmy tylko i poszliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)