Strony

sobota, 3 września 2016

Od Noaha C.D Vivian

-Już ja Ci dam zboczeńca! - wykrzyknąłem, podnosząc się na swe niezbyt stabilne odnóża, po czym ponownie wziąłem dziewczynę na ręce. - Najpierw kusisz, a potem mnie wyzywasz od popaprańców, nieczysta istoto.. - wydąłem wargę, kompletnie nie skupiając się na tym, w którą stronę nas prowadzę.
- Może jak zasłużysz... - uśmiechnęła się tak, jak tylko robi to najlepiej, przez co skupiłem się jeszcze bardziej na niej, zamiast rozglądać się za Akademią, która za pewne stała teraz przykryta mgłą.
- A jak mogę wkupić się w Twe łaski, o pani?
- To zależy co proponujesz - znowu zafalowała swoimi brwiami, bawiąc się rękawem mojej koszulki. - A tak właściwie, sądzisz że walenie wybiorą nas na chrzestnych ich pociech?
- Może jakbyśmy założyli klub walenia... - zaśmiałem się, szybko dodając - Oczywiście bez podtekstów, zboczuszku. Swoją drogą są poje*ani, że z własnej woli decydują się na małe.. Waleniątka? Whatever.
- Jesteś płytki, oni czują do tego wewnętrzną potrzebę...- odpowiedziała Vivian, jakby w pełni świadoma tego, o czym mówi. Może też jest waleniem? Ciekawe, czy też ją ciągnie do wytatuowanych ssaków? Na własną myśl wybuchłem śmiechem, za co dostałem pytające spojrzenie od swej dziczyzny. Pokręciłem głową, machając od niechcenia dłonią. - A co, Ty nie chciałbyś mieć dzieci? - przerwała głuchą ciszę, wpatrując mi się w oczy. Chole*nie nie lubiłem, jak ktokolwiek tak robił. No ale, co zrobisz? Nic nie zrobisz.
- Zdecydowanie nie. Nie widzę siebie w roli odpowiedzialnego "tatusia".
- To kiedy jedziemy do schroniska po kota dla Ciebie? Jeszcze ciepłe kapcie i bujany fotel.
- Jestem królem obornika, już nigdy nie wyjdę z tego bagna.. - ponownie się zaśmiałem, przyspieszając kroku. Marzyłem tylko o ciepłym napoju i własnym łóżku... Więc kiedy dotarliśmy pod Akademię, postawiłem dziewczynę na jej własne nogi, otwierając furtkę.
- Vivi? - spojrzałem na nią, na co i ona odwróciła na mnie swój wzrok. - Od kiedy mamy w Akademii furtkę?
- Kij wie? Może zamontowali kiedy nas nie było?
Wzruszyłem ramionami, siłując się z klamką. Była ona jednak nie ustępliwa - tak jak kobieta, która nas z tamtąd przegoniła. Jak się szybko okazało, próbowaliśmy wejść do domku z działką, w którym rzeczywiście, znajdowała się furtka. Oczywiście i Vivian nie byłaby sobą, gdyby nie wytykała mi mojej olśniewającej orientacji w terenie co krok.
- Nie dojdziemy tam szybciej, niż na rano. Więc chyba nie ma sensu po pijaku tam iść... - skwitowałem, siadając obok dziewczyny na kompletnie nieznanym nam polu. Zaszliśmy kawałek za wieś, między malutkie domki a mnóstwo drzew. Nieprzychylne telefony wskazywały późną godzinę nocną, jednak zdawaliśmy się tym nie przejmować. Normalni ludzie po takiej wędrówce czuja silną potrzebę spania, jednak my nie jesteśmy normalni. Zwłaszcza po tylu procentach.
- Od dziś kończę z piciem, nie namówisz mnie. - wyskoczyłem z tym tak po prostu, na co Vivian podniosła się ze swojej wcześniej pozycji i "obczaiła" mnie wzrokiem.
- Daję Ci tydzień. - stwierdziła, ponownie kładąc się na trawie.
Pokręciłem na to przecząco głową, po chwili uświadomiając sobie istotną kwestię.
- Jeszcze nie dostałaś za tego zboczeńca! - począłem łaskotanie dziewczyny wszędzie, gdzie tylko mogłaby mieć łaskotki. Na początku leżała niewzruszona, jednak w pewnym momencie, wiła się tak, jak ja wtedy w lesie. Dwa węgorze leśne. Z tym, że ona śmiała się bardziej.
- Vivian.. - zawisłem ostatecznie nad nią, podpierając się rękoma po obu stronach jej głowy. Zawiesiłem swój wzrok właśnie na jej oczach, delikatnie się nachylając.
<Vivian? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)