Gdy Jonathan opowiadał mi o swoim koniu, zobaczyłam łzy w
jego oczach. Po chwili się odwrócił i próbował się uspokoić, by następnie
ponownie się do mnie odwrócić i udawać, że nic się nie stało… Widziałam to
wszystko lecz udawałam, że nic nie widziałam. Uznałam, że jak na razie, tak
będzie lepiej… Kiedy indziej chciałam o tym z nim porozmawiać na ten temat. Nie
powinien się wstydzić tego, że tęskni za swoim ukochanym koniem! Cóż! Nigdy do
końca nie rozumiałam facetów…
Byłam wyczerpana, gdyż poprzedniego dnia dostałam niezły
wycisk na treningu, prawie w ogóle nie spałam, a w dodatku Alkatras się
poważnie pochorował… Ledwie już szłam z Alkatrasem. Cieszyłam się że jest już
mu dużo lepiej i wydawało się, że zaczyna powoli zdrowieć, bo nieco lżej
oddychał. W końcu chłopak chyba zauważył moje zmęczenie, bo zaraz do mnie
podszedł i przejął konia.
Usiadłam wyczerpana na snopku siana i mocniej zakryłam się
kurtką. Patrzyłam jak chłopak prowadzi mojego konia. Widać było że też martwi
się o Alkatrasa. Byłam mu wdzięczna, że został ze mną i mi pomagał, bo sama bym
nie dała sobie rady… Chłopak przeżył swoje jak stracił konia. Nie potrafiłam
sobie wyobrazić dnia bez mojego konia! Jonathan pewnie był strasznie załamany i
czuł jakby mu się zawalił grunt pod nogami…
Siedziałam tak przez jakieś pięć minut i rozmyślałam. Oczy
mi się same zamykały. Nagle przyszedł chłopak z koniem.
- Chyba już mu lepiej! – powiedział spokojnie – Myślę, że
już nic mu nie będzie! Wygląda o wiele lepiej i już nie próbuje się pokładać…
- Cieszę się! – powiedziałam z wyraźną ulgą.
- Przykryję go derką i wracajmy do akademii! Nie wiem czy
jutro zdołałam wstać na zajęcia… - powiedział wyraźnie zmęczony.
- Która jest godzina? – spytałam.
Chłopak spojrzał na swój telefon i wyświetliła mu się
godzina.
- Jest grubo po godzinie szóstej! – powiedział zdziwiony -
Ludzie niedługo zaczną się powoli budzić! – powiedział z westchnieniem.
- Nie mogę uwierzyć, że tyle czasu minęło… - przyznałam –
Weterynarz przyjedzie za dwie godziny – powiedziałam, przypominając sobie.
- Wątpię, żeby był sens teraz wracać do akademika, skoro
mamy tak mało czasu… - powiedział w końcu. – Idę nakarmić konia, który został
mi przydzielony, a Ty tu z nim zostań! Za chwile wracam ok.? – spytał.
- Jasne! Idź! – zachęciłam go.
Gdy tylko chłopak poszedł i zamknął drzwi boksu i zostałam
sama, poczułam że kręci mi siew głowie. Ziewnęłam głośno i przeciągle, wstałam,
podeszłam do Alkatrasa i wtuliłam się w jego szyję.
- Cieszę się że czujesz się już lepiej koniku! –
powiedziałam, na co koń lekko mnie polizał po włosach. To oznaczało ze był
głodny!
- No dobra! Już idę! – powiedziałam i poszłam po jedzenie
dla niego. Wróciłam z wiadrem pełnym najlepszej paszy i wsypałam mu do jego
pojemnika. Nalałam mu świeżej letniej wody i usiadłam na świeżej słomie w rogu
boksu. Spojrzałam na komórkę. Była prawie siódma! Chłopaka nadal nie było
widać, więc pewnie zajmował się nadal koniem! Oparłam się o ścianę i nie
wiedząc kiedy zasnęłam…
< Jonathan? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)