- Pewnie ze nikomu nie powiem! - powiedziałam od razu - Ja jestem
przeciwko ludziom, którzy chcą usunąć dzikie konie z ich środowisk... -
powiedziałam i spojrzałam ponownie na pięknego konia.
- Ja też nie pochwalam takich ludzi - odparł.
Patrzyliśmy tak jeszcze na konia przez jakieś pięć minut a później
zarżał i pobiegł gdzieś dalej i po chwili zniknął nam z oczu.
- Szkoda że już pobiegł.... - powiedziałam z lekkim żalem.
- Pewnie pobiegł do swojego stada! Też bym jeszcze na niego popatrzył... - przyznał.
Pojechaliśmy nieco dalej, gdy nagle usłyszałam jakiś dziwny dźwięk! Było to, ni to duszenie się, ni to kaszel i szamotanina....
- Cicho! - powiedziałam nagle co zdziwiło chłopaka, lecz zatrzymał zaraz
swojego konia i też zaczął nasłuchiwać. Oboje usłyszeliśmy ponownie ten
sam dźwięk a raczej dźwięki. Spojrzeliśmy na siebie znacząco i
podjechaliśmy w miejsce, gdzie było słychać te dziwne odgłosy.
Zatrzymaliśmy konie koło drzewa, zsiedliśmy z koni i poszliśmy dalej
pieszo, żeby było ciszej. Przez jakiś czas szliśmy przez gęste krzaki,
gdy nagle ujrzeliśmy straszny widok! A mianowicie zaplątanego w sidła
źrebaka! Miał również zaciśniętą pętlę na szyi, która rozcięła mu skórę i
rana krwawiła. Źrebak się dusił i jednocześnie płakał z bólu! Próbował
się uwolnić i wołał swoją matkę lecz jego głos był bardzo słaby.... Nie
mogłam na to patrzeć! Czułam, że muszę mu pomóc!
< Jonathan? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)