-Musimy się gdzieś schować! Nie wrócimy w tą pogodę!- krzyk
Irmy obudził mnie do szukania dobrej kryjówki. Po drodze nie było żadnej
jaskini, ani w sumie niczego. Nie damy rady.
-Nie ma żadnego schronienia w tych okolicach! Jedźmy w
jednym kierunku!
-Nie uda się! Zamarzniemy na kość, a konie zachorują.
-Masz inny pomysł?
-Niedaleko jest leśniczówka. Tam możemy się schronić.
-Dobrze. Prowadź!- ruszyłyśmy w kierunku wskazanym przez
Irmę. W końcu Tia nagle zatrzymała Szafira.
-Co się stało?- zapytałam.
-Zzimno... strasznieee... Daleko tam jeszcze?
-Musimy zsiąść z koni. Irma! Ile jeszcze?
-Nie daleko.- wszyscy opuściliśmy siodła. Stopy mi zaczynają
odmarzać. Najmłodsza z nas podbiegła do swojej siostry by chociaż zyskać
odrobinę ciepła.
-Jest!- krzyknęłam wskazując palcem. Nie czekając ani chwili
dłużej zaczęłyśmy walić w drzwi ile popadnie.
-Dzień dobry. Coś się stało?- zapytał dosyć miły facet z 30
lat.
-Możemy przeczekać tu aż pogoda się nie uspokoi?- odezwała
się pocierając ramię siostry Irma.
-Dobrze, nie ma problemu. Możecie zaprowadzić konie do
stajni z tyłu. Będzie im ciepło. Ja zaparzę herbaty.- uśmiechnął się wskazując
na budynek. Nie protestując weszłyśmy do budynku w którym panował półmrok, ale
też przyjemne ciepło. Zaczęłyśmy rozsiodływać wierzchowce, i przykrywać je
czymś co miało zastąpić im derki. Chyba jednak głód wziął górę, bo
pomaszerowały do siana i zaczęły wyżerać coraz większe porcje. Zaśmiałam się
sama na ten widok i wróciłam do leśniczówki.
Irma?
Z tego się robi prawdziwe fantasty XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)