Strony

sobota, 3 grudnia 2016

Od Collin'a C.D Jade

Było ciemno. I zimno. Ale chyba bardziej ciemno. Chociaż nie. Wróć. I ciemno i zimno jak na Syberii. Jednak jakoś za bardzo nie miałem jej tego za złe mimo, że nocna wycieczka już pierwszego dnia niezbyt mi się spodobała. Podejmowała próby rozmowy, ale i tak ostatecznie kończyły się one ciszą. Ale nie poddawała się, kolejną jej propozycją było to, żebym coś o sobie powiedział. No cóż… Nigdy nie doszedłem do “tego poziomu” kontaktu z innymi, nie za bardzo wiedziałem więc, jak się opisuje siebie. No, ale trzeba kiedyś spróbować. Najwyżej wskoczę do najbliższej rzeki i tyle mnie widziała.
- No to, hm, od czego by tu zacząć…- zacząłem się zastanawiać- Pochodzę z Liverpool’u. Gdyby nie najsłodsza istota na ziemi, jaką jest moja młodsza siostra Nicolette, nie zrobiłbym wielu rzeczy. Potrafię grać na skrzypcach, fortepianie i keyboardzie. Dużo czytam. Nie umiem pływać. Lubię wieczorne spacery, ale nie aż tak. Chodzę późno spać. Czasami chodzę niewyspany. Lubie długo spać, pić gorącą czekoladę, ogólnie słodkie rzeczy. Nie przepadam za horrorami, trawię tylko serial The Walking Dead- wyrzuciłem to wszystko z siebie niemal na jednym tchu.
Nie musiała wdawać się w szczegóły, znać całego mojego życia. Wystarczą jej suche fakty. Przynajmniej na razie. Patrzyła na mnie przez chwilę nieco zaskoczona tym moim całym wyrzutem. Nie odpowiedziała już nic. Pozostało tylko napawać się tą ciszą. Stało się totalnie nudno. Nagle do mojej głowy wpadł głupi pomysł. Tak głupi, że nigdy wcześniej nawet bym o nim nie pomyślał. Obejrzałem się żeby zobaczyć, jak daleko za nami zostały konie. Całkiem blisko. Serce zaczynało mi być coraz szybciej, gdy o tym myślałem.
- Mam pomysł- rzuciłem ni z gruszki ni z pietruszki.
- Jaki?- spojrzała na mnie zaskoczona, gdy zacząłem ją ciągnąć w stronę tamtych wierzchowców.
Prześlizgnęliśmy się pod płotem. Konie ponownie do nasy przyszły.
- Czy ty jesteś normalny? Będziemy mieli kłopoty!- krzyknęła półszeptem.
Aż mnie korciło, żeby to zrobić, ale jednocześnie wyrzuty sumienia dawały o sobie znać. Dałem jej znak ręką, żeby ucichła. Wyciągnąłem rękę w stronę kopytnych. Zainteresowanie, zbliżyły się. Stanąłem pomiędzy dwoma z nich i łapiąc po bokach głów, zacząłem prowadzić do nadal zaskoczonej Jade. “Przekazałem” jej jednego, sam wspinając się na drugiego. Ich pastwisko było ogromne. Chwyciłem grzywy i uderzyłem go łydkami. Od razu ruszył. Dziewczyna, trochę mniej pewnie, zrobiła to samo. Noo, a potem, to był już dziki galop. Rany. Nigdy nie czułem się tak wolny! Chyba to powtórzę, tylko już nie z czyimiś końmi.
~*~
Dwie godziny później, byliśmy z powrotem. Na szczęście, wszystko się udało. Bez żadnych trudności. Wszędzie było już prawie ciemno. Tylko w nielicznych oknach pokoi paliło się światło. Bezszelestnie wślizgnęliśmy się do budynku. Staraliśmy się być jak najciszej. Będąc pod moim pokojem rzuciłem tylko “do jutra” i zniknąłem za drzwiami. Dobry boże. To był ciężki dzień. Spojrzałem na zegarek. Była prawie dwudziesta pierwsza. Mój współlokator jeszcze nie spał. Robił coś przy biurku. W końcu miałem okazję go poznać. Trochę z nim pogadałem, a potem znowu zniknąłem. Tym razem w łazience. Wziąłem szybki prysznic, umyłem zęby i wskoczyłem do łóżka. Albo raczej wspiąłem. Pozostały już tylko dwa wolne na górze. Było całkiem wysoko i miałem widok na cały pokój. Szybko zasnąłem. Nie wiedzieć dlaczego, wcześniej nie zwróciłem uwagi na miękkość i ciepłość tego łóżka.
~*~
Rano obudził mnie budzik. Prawdopodobnie Thomas’a. Jednak nie byłem za to zły. Leniwie zwlokłem się ze swojego legowiska, starając nie potknąć o własne nogi gdy schodziłem po drabince. Czyli teraz na śniadanie? No cóż, co by tu dzisiaj ubrać… Z szafy wyciągnąłem czarne joggery, najzwyklejszy w świecie biały t-shirt i ciemnoszarą, zapinaną bluzę z kapturem. Włosy zostawiłem w artystycznym nieładzie. Dzisiejszy dzień spędzę na poznawaniu tego wszystkiego i może jeździe. Co do butów, skoro mam jeździć, założyłem oficerki. Już miałem wychodzić, kiedy przypomniałem sobie o chłodnych dniach. Ostatecznie wziąłem jeszcze jakąś cieplejszą kurtkę. Na stołówkę wpadłem dosłownie na chwilę. Zgarnąłem dwie kanapki, wziąłem łyk herbaty, jabłko i wyszedłem, kierując swe kroki w stronę stajni. Był tam Orion, koń, którego sobie upodobałem. Specjalizował się w ujeżdżeniu. I rekreacji. Korzystając z tego, że jeszcze nikogo nie ma, osiodłałem go i zaprowadziłem do hali. Tam też pustki. Moim celem nie było jednak ćwiczenie czegoś. Zwykła przejażdżka. Po prostu. Jednak coś mnie tchnęło, gdy się tam znalazłem. Zszedłem z ogiera, dając mu wolną rękę. Chciałem zobaczyć, jak się zachowa. Usiadłem gdzieś po środku, na piasku. Orion z początku spacerował po hali. Potem zbliżył się do mnie. Wyglądał na zainteresowanego, bo przecież nie każdy bierze konia na halę, siada na ziemi, a koń niech robi sobie, co chce. Położyłem się na ziemi plackiem, zamykając oczy. Nawet nie protestowałem, gdy zaczął mnie obwąchiwać. Po prostu tak sobie leżałem, gapiąc się w sufit. Usłyszałem otwieranie drzwi. Powoli odwróciłem głowę w ich stronę. Stała w nich blondynka o znajomej twarzy.

<Jade?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)