Strony

piątek, 6 stycznia 2017

Od Lily C.D Shawna

-Jasne, do zobaczenia przed bramą. Jedziemy w teren?- upewniłam się.
-No raczej tak. Wolałbym nie musieć znosić tych "nauczycielskich kazań"- narysował cudzysłów w powietrzu przy ostatnich dwóch słowach. Uśmiechnęłam się i rzucając odchodne 'Pa' zwróciłam się w stronę siodlarni. Dawno nie jeździłam na Moon, na szczęście już minął jej czas odpoczynku także... Tylko pozostaje kwestia czy maluch nie wykopie drzwi. Cóż... Ryzyk- Fizyk. Zamykając Mezzo ostatni raz patrzącego na matkę posyłał groźne spojrzenie typu 'Jakim prawem zabieram mu matkę?!'. Z żalem co chwilę słysząc żałosne rżenie podpinałam kolejno bezdusznie każdy pasek. Musi się w końcu nauczyć. Nie może być zależny przez całe życie od matki. Niedługo mija sześć miesięcy od jego narodzin. Trzeba to w końcu zrobić. Ale jeszcze nie teraz.
-Kogo wziąć?- spytał chłopak wertując imiona napisane na siodłach.
-Szafira. Powinien być dla ciebie dobry.- poradziłam. Zanim jeszcze odratowałam Moon był moim ulubionym wierzchowcem w stajni. Bułanek rozglądał się po budynku szukając kogoś, kto wreszcie z nim coś zrobi.

~*~*~*~

-Na plażę?- upewnił się ściągając wodze Szafira, który niespokojnie cofnął się. -Czemu mi go dałaś?- westchnął.
-To dobry koń. Dacie radę. - uśmiechnęłam się gładząc szyje wałacha. -Ruszajmy.- Stuknęłam stopą bok Moon popędzając ją do kłusa. Trochę minęło zanim zrównałam się z Shawneuszem (Już byłam za mało kreatywna by to skrócić XD). Czas nam nawet szybko mijał na rozmowach i opowiadaniu swoich wspomnień. Co chwila któreś z nas wybuchało niepohamowanym śmiechem. Co jakiś czas przechodziliśmy do dzikiego galopu starając się zdążyć jeszcze coś zobaczyć, zanim będziemy musieli wracać na zajęcia. Wydeptana dróżka, zaczęła się zamieniać w drobny piasek, a wiatr wzmocnił się. Czasami się cieszę, że to Floryda i mimo zimy nadal tu jest ciepło. Słońce pojawiło się na horyzoncie i pierwsze ciepłe promyki odbijały się od tafli wody.
-Kocham tu być.- przyznałam zsiadając i odpinając popręg. W sumie nie wiedziałam za bardzo co robić. Patrzyłam się w jeden punkt i odpłynęłam do swojego świata. Dopiero czyjaś ręka machająca w górę i w dół (w rurę... w muł default smiley xd) wybawiła mnie przed zatonięciem w myślach.
-Ziemia do Lil!
-Już! Jedźmy dalej.- podniosłam ręce odchodząc żwawym krokiem w stronę karej klaczy, która skubała trawę razem z wałaszkiem.


Szawn? XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)