Strony

wtorek, 19 września 2017

Od Harry'ego C.D Adeline

Gwiazdy jako jedyne były na tyle łaskawe, by oświetlać wrakom naszych ciał drogę do jeziora, w nocy przypominającego barwy granatowego nieba. Rozpalone nieopodal ognisko tliło się słabym blaskiem od kiedy to uświadomiłem sobie, że jestem zbyt pijany, by podnieść się na równe nogi i dorzucić do płomieni suchego drewna. Bezczynnie leżałem na chłodnym, wlepiającym się w moje mokre ciało piasku, od czasu do czasu spoglądając tylko na górujący nad obszernym lasem księżyc. Nasze wcześniejsze towarzystwo zdążyło się już widocznie ulotnić, bo poza mną na plaży nie było nikogo, nie wliczając w tę stawkę Adeline.
Szatynka jeszcze dawała radę w miarę stabilnie siedzieć, kończąc sączenie jednej z ostatnich puszek piwa. Dopiero podmuch zimnego wiatru sprawił, że postanowiłem podjąć walkę z chwilowym brakiem grawitacji, by spróbować podnieść się na chwiejne kończyny. Moja jedyna już towarzyszka śmiała się z moich nieudanych prób, imitując sztuczny tłum na jednym z powalonych konarów, ułożonych w prowizoryczny okręg dookoła gasnącego ogniska.
- Słuchaj, moja droga... - wybełkotałem niemalże ponownie upadając na nierówne podłoże, kiedy tylko skutecznie podparłem się na całkowicie niewspółpracujących nogach. Udało mi się doczołgać w okolice miejsca spoczynku szatynki, co okazało się być dla mnie dużo cięższą wędrówką do pokonania, niż mogło się w rzeczywistości wydawać. - To, że aktualnie wyglądam i zachowuję się jak rasowy menel nie oznacza, że nie widzę Twojego powodu do nagłego rozbawienia.
Zaśmiała się z racji na moją pijacką dyplomację, rzucając w moim kierunku paczką papierosów, co było za pewne jedną z technik utrzymania mnie w stanie nie wymawiania słów, które z trudem zaczęły przechodzić już przez moje spierzchnięte gardło.
Z wdzięcznością skinąłem głową, uchylając wieka prostokątnego opakowania.
- Nie wskoczysz pod moją nieobecność do ogniska, prawda?
Z nutką nadziei w głosie, błagalnie zatrzepotała w moim kierunku swymi długimi, gęstymi rzęsami, ówcześnie upijając jednego z ostatnich łyków mocno schłodzonego już alkoholu.
Pokręciłem głową, przewidując jej błyskotliwe zamiary.
- Co najwyżej troszkę się pośmieję, gdy będziesz pływała mocno podchmieloną żabką - odburknąłem, w miarę możliwości jak najwygodniej kładąc własną, mokrą jeszcze głowę na jednym z wyszlifowanych drzew. Wyglądało na to, że albo kłoda zdążyła zostać oblana piwem przez wcześniejsze towarzystwo, albo to ja pachniałem już niegórnolotnym napojem bogów.
Adeline w tym czasie, widocznie wierząc w moje słowne zapewnienia, wesoło i całkowicie beztrosko rzuciła się w kierunku mętnej wody. Nie dbając jednak o to, by zadbać o ściągnięcie po chwili ciążącej  już pod wpływem wody garderoby, w całym swym skąpym odzieniu udała się prosto w kierunku środka jeziora.
Jakby na moją prośbę wypróbowała różne skomplikowane style, w tym także żabkę, której doskonałość podziwiałem z niebywałym zachwytem. W oczach osoby trzeźwej jednak na pewno musiało wyglądać to tak, jakby ledwo utrzymująca się na własnych nogach persona rzuciła się na głęboką wodę - bo, co by nie zaprzeczać, tak właśnie było.
Po chwili znikania z mojego pola widzenia, w minutach liczonych pod względem ilości wypalonych przeze mnie papierosów, szatynka postanowiła powrócić do mojej niedbale rzuconej o piach sylwetki. By uniknąć w większym stopniu stworzenia z własnych stóp błotnej panierki, starała się robić jak największe kroki, by ominąć drażniące drobinki jasnego piasku. Królowa wieczoru, najwidoczniej zachęcona swoim chwilowym powodzeniem, wierząc w swe nadprzyrodzone możliwości postanowiła przeskoczyć także jedną z pierwszych kłód, za którą rozpalone było przeze mnie małe ognisko. Wszystko właściwie byłoby w porządku - podłoże nie było najgorsze, a trasa nie wymagała zbyt dużo od typowego śmiałka.
Z racji jednak jej stanu, zahaczyła jedną ze stóp o wystającą z powalonego drzewa gałąź. Niemalże zaryła z bólu, gdy podnosząc się już po drugiej stronie, spostrzegła żarzący się kawałek jej idealnie skrojonej koszulki. Materiał szybko zaczął płonąć, a sama dziewczyna walczyła ze wszystkim dookoła, byleby pozbyć się z siebie niebezpiecznych płomieni.
Dopiero wtedy ocknąłem się, podrywając się z miejsca. Widocznie zważając na całą powagę sytuacji, moja mentalność przestała pozostawiać zbyt dużo do życzenia, a równowaga odnalazła swoje dawne, wygrzane już przez szalejące procenty miejsce.
Rzuciwszy się w stronę nieco przerażonej Adeline, pomogłem jej niemalże rozerwać strzępki już materiału, wrzucając go jako podpałkę do nagle ożywionego wątpliwego pochodzenia energią ogniska.
- Mogłaś powiedzieć, że jest ci zimno - mruknąłem, gdy emocje opadły, a dziewczyna odruchowo znalazła się w moich ciepłych ramionach. - Fakt faktem, nie mam nic przeciwko oglądaniu Cię w samej bieliźnie, ale równie dobrze podpałką mogła być jedna z gałęzi...
Szatynka nerwowo zaśmiała się, ubierając podaną jej przeze mnie moją własną, jedną z ukochanych koszulek.
Starając się uspokoić jej nienaturalnie szybki oddech po minionych zdarzeniach, zamknąłem ją w szczelnym uścisku, wsłuchując się w głośne bicie jej serca. Schowana przemoczoną głową tuż pod moją szczęką, w zagłębieniu wilgotnej szyi, nieco poluźniła uścisk, by przestać tak mocno zaciskać swe smukłe palce na mych łopatkach.
Gdy tylko byłem pewien, że wszelkie emocje opadły, a ona sama subtelniej wtula się w mój bok, nie do końca pewny własnych czynów wiedziałem, że być może będę w późniejszym czasie ich żałował.
Nieco odchylając własną koszulkę z jej ramion, delikatnym ruchem nosa odgarnąłem spadające na jej szyje kosmyki gęstych włosów. W akompaniamencie jej cichego westchnięcia, delikatnie objąłem ją ręką w smukłej talii, aby zwiększyć dostęp do jej gładkiej i niesamowicie przyjemnej w zapachu szyi. Czując jak jej jedna z dłoni wędruje do mych włosów, nie zastanawiałem się już dłużej - przywarłem ustami do jej szyi, by pozostawić na niej znak w postaci delikatnego, już po chwili przybierającego odcienie fioletu siniaka. Z precyzją godną wszystkich lat doświadczeń powoli zasysałem wargi, by po kilku minutach subtelnych pieszczot złożyć tuż obok drobny pocałunek, zdecydowanie zadowolony z tego, jak prezentował się efekt końcowy mojego unikalnego prezentu. Lekko dmuchnąłem w pozostawionego siniaka, by z nieco większą odwagą przenieść się na położony nieco niżej dekolt.
Adisia? ♥
nie umiem pisać

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)