Przeskakiwałam szybko z nogi, chociażby dlatego, że nie biegałam za Naomi, a szłam leniwym krokiem, chichocząc, co skutkowało gwałtownym istnym zamrożeniem mego ciała. Brunetka, upewniając się nad zamkniętym boksem Gniadosza, zerknęła na moją osobę rozbawionym wzrokiem.
— Zimno ci? — spytała, sięgając ręką do łba Empire, mając na celu chociażby pożegnanie.
Kurczowo trzymając się za ramiona opatulone kurtką, skinęłam nieznacznie głową. Dziewczyna zarzuciła swoją lewą rękę na mój bark, gdy odchodziłyśmy od boksów, starając się przekazać chociaż mały procencik swojego ciepła.
Noc już przykryła granatową płachtą niebo, zdobiąc gdzieniegdzie srebrnymi światełkami. Chłodny podmuch wiatru zapiekł na twarzy mrozem.
— Jak dojdziemy do akademika i jeszcze nie zamarzniemy na śmierć, to przysięgam, jutro nie spóźnię się na zajęcia — wydukała brunetka, stając się latawcem na tle ciemnego nieba. Zaśmiałam się z nocnego postanowienia dziewczyny.
Moje nogi zrobiły się dziwnie wrażliwe na jakiekolwiek dotknięcie, powodujące ból, a dłonie stały się nieczułe. Naomi nagle zatrzymała się przy krzakach, klęcząc i nabierają w czerwone dłonie białego (chyba...) śniegu.
— Jak teraz rozpętasz bitwę na śnieżki, przysięgam, nie odkopiesz się spod śniegu — zagroziłam, jednak dziewczyna jeszcze bardziej się do mnie zbliżyła z przebiegłym uśmieszkiem na twarzy, przyklepując kulkę.
— Nie, Naomi, nie zrobisz tego.
Jednak zanim zaczęłam się wycofywać, coś białego przykryło całą moją twarz. Śnieżna pierzynka figlarnie wpadła za zieloną bluzkę, przy okazji zostawiając mokre ślady.
— Właśnie wywołałaś wilka z lasu, gratuluję.
Odwróciłam się, by nabrać większą ilość śniegu, jednak ledwie wstałam, a druga kulka rozpadła się na moim nosie. Śmiech brunetki, który wdzięcznie się rozległ między wiatrami a budynkiem, doprowadził mnie do stanu co najmniej zaliczanego do furii.
— Zginiesz — wyharczałam rozwścieczona. Nie minęła chwila, a powaliłam Naomi na ziemię i starając się zrobić z niej część bałwana, obsypałam śniegiem drobne ciało, gdzie tylko mogłam.
— Cóż, przynajmniej nie będę musiała dotrzymywać obietnicy. — uśmiechnęła się z kurczowo zaciskanymi oczyma.
— Czyli jednak pomogłam? — upewniłam się, schodząc kolanami z bałwana, który okazał się mizernie ułożoną piramidą ze śniegu.
— Polemizowałabym...
Zaśmiałam się cicho, obserwując próby Nao uwolnienia się od zamrożonej wody. Oczywiście nie zabrało jej to wiele czasu, gdyż śnieg tylko miejscami ciasno ubity nie miał szans w nierównej walce z silną dziewczyną. Towarzyszka zgrabnie wygrzebała się spod kostiumu śnieżnego człowieka i czym prędzej pognała do drzwi akademika.
— Zimno Ci? — zaśmiałam się, przepuszczając ją w drzwiach. Naomi wyglądała zupełnie jak puchowa kulka, jednak puch już zaczynał się topić na granatowym materiale kurtki dziewczyny.
— Żebyś wiedziała.
Uśmiechnęłam się.
— O to chodziło — Trzymając dłonie związane na klatce piersiowej, nie minęła chwila, a weszłam w głąb akademika.
W pokoju wspólnym czwórka nieznanych mi chłopaków siedziała przy konsolach i przekomarzali się, kto zdobędzie się na heroiczne, z pewnością, zwycięstwo. Tuż obok z małego kominka wydobywało się przyjemne ciepło i światełko. Nawet nie zdążyłam nawet spojrzeć przez ramię na koleżankę, gdyż po prostu jej tam nie było. Odwróciłam głowę z powrotem w stronę kominka.
— Oczywiście — parsknęłam.
Zziębnięte dłonie dziewczyny omal nie dotykały palącego szkła. Kurtka, jedynie z rozpiętym zamkiem błyskawicznym, oblegała jej ramiona i sączyła się obficie wodą wprost na beżowy dywan.
— Naomi, może byś kurtkę zdjęła, chociaż? — delikatnie zasugerowałam, podchodząc bliżej. Wyglądała doprawdy uroczo, kiedy klęcząc, uniosła głowę i spojrzała swymi czekoladowymi oczami na mnie. Uroczość tego prostego ruchu głowy doprowadziła mnie do stanu zupełnego zasłodzenia. Nawet gdyby moje nogi byłyby z waty, byłaby to wata cukrowa.
— Właśnie, Nao, chlapiesz tą wodą na prawo i lewo. — Komentarz jednego z chłopaków na kanapie zamienił moje roztopione serduszko w pył. Z rażącą rządzą mordu na mężczyźnie otoczyłam go jeszcze zimniejszym spojrzeniem od temperatury panującej na zewnątrz. Jestem tego pewna.
— No co? Taka prawda.
Westchnęłam ciężko, uspokajając skołowany umysł.
— Naoś, idź się przebrać. Ja też idę, bo jak im się skończy gra, wzrok tych matołków zostanie dożywotnie na naszych dekoltach.
Naomi się zaśmiała i ociągając się lekko, posłusznie wstała. Czułam doskonale na naszych plecach dziury wywiercane przez cztery pary ciekawskich oczu.
Naoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)