Strony

środa, 3 stycznia 2018

Od Louise do Naomi

Atramentowe słuchawki cicho posyłały fale dźwiękowe wprost do moich uszu. Zrelaksowana zapomniałam zupełnie o hałasie powodowanym przez samolot oraz przez nie za ciche rozmowy innych pasażerów latającej maszyny. Tuż obok mnie siedziała dziewczyna w moim wieku czytająca jakieś wiadomości. Zbytnio nie przyglądałam się tym wiadomościom, jednak musiało być w nich coś takiego, że czarnowłosa przez chwilę chowała twarz w ciemnogranatowym kominie. Z biegiem czasu na jej twarzy ujrzałam pierwsze znaki słabości. Pojedyncza kropla leniwie zsunęła się z czerwonego polika, niemal druga od razu opuściła drugie oko i bezczelnie wyprzedziła pierwszą łzę, spadając na ciemną włóczkę, kolorem całkiem podobną do mojego swetra.
— Wszystko w porządku? — zapytałam, po czym już miałam siebie zganić za niepotrzebne, retoryczne pytanie jednak towarzyszka sama podjęła temat.
— Niezupełnie... Bywało lepiej — przyznała szczerze. Jej chude dłonie odgarnęły czarne loki z twarzy, gdzieniegdzie z czerwonym pasmem i zranionym wzrokiem powędrowała w perełkowe obłoki miejscami spowite fiołkowymi odcieniami zachodu słońca. Pozwoliłam wyładować towarzyszce emocje w rozmowie, którą i tak traktowałam dość powierzchownie, mimo to, dziewczyna nawet się nie zorientowała. Jednym uchem pozbawionym drobnej słuchawki słuchałam chlipania. Słowa okropnie szybko wypowiadane przez czarnowłosą zaczęły się zlewać ze sobą, aż przestały mieć jakikolwiek sens, a moje powieki stawały się coraz cięższe i cięższe. Czy ja właśnie zasnęłam? Przewijany obraz snu zdawał się ani na chwilę nie zatrzymywać. Otworzyłam oczy, a fotel obok nie było już nikogo poza damską torebką i pustą paczką chusteczek. Utwierdziłam się w przekonaniu, że roztrzęsiona dziewczyna udała się do łazienki, by odratować szczątki swego makijażu. Zadowolona z ciszy próbowałam włączyć jeszcze jakąś piosenkę z tabletu, jednak czarny ekran nie dawał za wygraną i za nic nie chciał ukazać ukochanego narzędzia władzy nad muzyką. Mruknąwszy pod nosem nie za piękne słówko, nie minęło dużo czasu, a powtórzył je całkiem głośno siedmiolatek po mojej lewej stronie. Próbowałam nie odwracać się w jego stronę, jednak palący wzrok matki wywiercał mi dziurę w brzuchu. No, w tym przypadku w głowie. Uratował mnie komunikat świadczący o lądowaniu za niecały kwadrans. Wykrzywiłam usta w nieznacznym uśmiechu i spakowałam cały sprzęt do torby, w tym paczkę krakersów i wodę zamówioną na pokładzie.
~*~
Kasztanowy blat biurka ładnie komponował się z czarnym wazonem, w którym kurzyły się zasuszone gałązki wrzosu. Przysięgam, że całą uwagę starałam się skupić na informacjach wypowiadanych przez mężczyznę naprzeciwko mnie, jednak otoczenie bardziej mnie fascynowało od godzin konkretnych zajęć zapisanych na świstku białego papieru. Ostatecznie ten świstek i tak trafi do mnie, by ułatwiać mi życie. Jedyna informacja, jaka do mnie na całe moje szczęście trafiła do zdradzieckich uszu, to numer pokoju osoby, która miała mnie oprowadzić. Imienia także niestety nie usłyszałam, także pozostało mi się włóczyć po akademiku. Przynajmniej w pliku karteczek, które równie dobrze mogłam dostać obwiązane czerwoną wstążeczką pod świąteczne drzewko, był zawarty plan budynków akademii. Opuściłam ciepły hol, z którego drzwi aż wyrzucały człowieka na zewnątrz. W moją twarz zawiał nieprzyjemny chłodny wiatr. Mając nadzieję, że dobrze trzymam swoją „mapę", skręciłam w lewo, nie opuszczając jasnej kostki nawet na pół kroku. Na moje szczęście, nie ja jedyna podróżowałam na nogach tą drogą, a z naprzeciwka już przezwyciężał śnieg. Nagle zatrzymałam się, gdy dziewczyna zbliżyła się, jednak otrzymując jedynie od niej pojedyncze spojrzenie, szła dalej, walcząc z puchem.
— Wybacz, że przeszkodzę w bitwie Ty kontra Śnieg, jednak czy wskażesz mi oby najkrótszą i najłatwiejszą drogę do akademiku, bądź jakiegokolwiek innego budynku, w którym znajduje się pokój dwudziesty drugi? — Wyszczególniłam pytanie, jak tylko potrafiłam, by mieć pewność, że na pewno nie znajdę się przykładowo na pastwisku.
— Jesteś nowa? — zapytała, wychylając twarz zza komina i pocierając gołymi dłońmi w ramiona.
— Jeżeli mój termin ważności w ciągu tej godziny jeszcze nie upłynął, to nie. Louise Turner. — Uśmiechnęłam się lekko i podałam dłoń.
— Naomi. Idź ze ścieżką prosto, aż zobaczysz duży budynek z żywopłotem. To jest akademik. Może spotkajmy się za pół godziny w trójce, później cię oprowadzę. Zwyczaj. — Wytłumaczyła. Szybko podziękowałam i, wlokąc walizkę za sobą, powędrowałam zgodnie ze wskazówkami Naomi, przeklinając długość trasy. Na niebie już pojawił się głęboki odcień granatu, jednak srebrne światełka zasłaniały potężne chmury.
Wchodząc do wyczekiwanego budynku, znowu z radością przyjęłam do siebie ciepło akademiku, którego tak mi jeszcze przed chwilą brakowało. Na parterze panowała głucha cisza. Nie ujrzałam tam ani jednej zabłąkanej duszy, także nie wiele myśląc, zerknęłam jeszcze na numerki na korytarzu, zanim udałam się wyżej po marmurowych schodach, pewnie nie mniej zimnych od tych za grubą ścianą. Okna na półpiętrze, mimo że za czerwoną zasłoną, wpuszczały krzty ciepłe światła latarni za nimi.
Przechodząc korytarzem, słyszałam już znacznie więcej, niżeli stałabym nadal na parterze. Donośny śmiech niezdarnie poszybował przez brzozowe drzwi na korytarz. Ciut zaspanym wzrokiem szukałam upragnionego złotego numerka na drzwiach, jednak troszkę się rozczarowałam, widząc na końcu tylko dwudziestkę i ani numerka wyżej. Czując już frustrację płynącą przez moje ciało niczym krew, żwawym krokiem wróciłam się na schody.
Znowu to samo. Brzęk chowanej rączki walizki i ciągnięcie jej za ucho po schodach, które teraz zdawały się nie mieć końca. Oddychając ciężko, wspinałam się po odtąd wrogich mi stopniach, póki nie padłam na ścianę na następnym piętrze. Tym razem to musiało być tu. Już mierząc wzrokiem drugi pokój, doczekałam się upragnionego celu. Miedziane kluczyki wesoło zabrzęczały, kiedy zostały umieszczone między ściankami zamka, otwierając wejście do nieznanego mi wcześniej pokoju, w którym miałam spędzić parę ładnych chwil.
— Louise? — W tym samym momencie usłyszałam już poznany mi wcześniej głos blondynkii. Obróciłam się, obdarowując ją bezinteresownym spojrzeniem.
— Proszę, mów Lou. Nie przepadam za drugą połówką — przyznałam.

Naomi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)