Zaraz po odłożeniu zakupów do samochodu, postanowiłyśmy wybrać się pieszo na lodowisko. Wyciągnęłam z bagażnika moje czarne łyżwy ze sznurówkami w kolorze malinowym. Z apteczki, która na stałe gościła w moim jeepie, wyjęłam jeszcze opaskę stabilizującą na staw skokowy i włożyłam do jednego buta, po czym związawszy ze sobą ich sznurówki, przeczyciłam je sobie przez ramię.
- Na lodowisku mają wypożyczalnię - uspokoiłam koleżankę, która rzuciła niepewne spojrzenie na moje łyżwy. - Ale ja wolę mieć swoje. Czuję się pewniej - mrugnęłam do niej porozumiewawczo i ruszyłyśmy w kierunku lodowiska.
- Tak w zasadzie - zaczęła po chwili Ril - to zastanawiałam się, po co ci ten stabilizator - gdy nie odpowiedziałam, dodała: - Nie widziałam wcześniej, żebyś z niego korzystała.
- Zdarza mi się go zakładać, kiedy biegam - odpowiedziałam po chwili. - A że robię to rzadko, to faktycznie, mogłaś nie widzieć - wzruszyłam ramionami.
- Nie zakładasz go, jak jeździsz na rolkach - zauważyła. Trafnie z resztą.
- Bo przeważnie na nich nie skaczę. A dzisiaj mam ochotę zaszaleć - uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
Chwilę później dotarłyśmy na lodowisko. Wyporzyczyłyśmy łyżwy dla Riley, po czym przeszłyśmy do szatni, żeby je założyć.
Na lodowisku było sporo osób, ale nie na tyle dużo, żeby uniemożliwić wszystkim swobodną jazdę. Rozentuzjazmowana pociągnęłam za sobą przyjaciółkę do bramki. Gdy tylko moje łyżwy dotknęły tafli lodu, poczułam nieopisane szczęście, że w końcu mam okazję znowu jeździć. Zaśmiałam się, zrobiłam pierwszy krok i od razu obróciłam się o 180°, żeby stanąć twarzą do Riley. Dziewczyna stała niezbyt pewnie na nogach, próbując przyzwyczaić się do lodu pod nogami.
- Chodź, pojeźdźmy razem - rzuciłam z niegasnącym uśmiechem na ustach. Chwyciłam Riley za rękę i pociągnęłam za sobą.
Zrobiłyśmy tak kilka okrążeń, w czasie których ja sunęłam po lodzie z wyuczoną latami ćwiczeń gracją, podczas gdy Riley miała z rym pewne trudności. Mimo to nie poddawała się i dzielnie parła naprzód. W którymś momencie złapała już rytm i jechała już bez obawy, że zaraz się wywali.
I wtedy rozjechały jej się łyżwy, a dziewczyna wylądowała tyłkiem na lodzie.
Zatrzymałam się ustawiając łyżwy w literę "T", specjalnie popełniając drobny błąd w ustawieniu, żeby obrócić się do koleżanki, po czym dopiero powtórzyłam zatrzymanie poprawnie.
- Żyjesz? - spytałam, przykucając, żeby znaleźć się na poziomie twarzy Riley.
- Chyba tak - mruknęła, dźwigając się z powrotem na nogi. Uśmiechnęła się do mnie, gdy wyprostowałam się i znowu odwróciłam do kierunku jazdy. Gdy już miałam ruszać, wzrok Riley powędrował ku środkowi lodowiska, gdzie dwójka chłopaków popisywała się swoimi umiejętnościami: jeździli tyłem, wykonywali wymyśle sekwencje kroków... - Nie wolałabyś do nich dołączyć? - zapytała mnie przyjaciółka.
- Przyjechałam tu z tobą, to jeździmy razem - odpowiedziałam, wyciągając do niej rękę, żeby mogła się mnie złapać.
- Przecież poradzę sobie sama - zauważyła ze śmiechem Ril. - Idź, dołącz do nich, co ci szkodzi?
Sądziłam, że szerzej nie da się już uśmiechać, jednak się myliłam. Rzuciłam się przyjaciółce ma szyję, omal nie przewracając nas obydwu.
- Dzięki, dzięki, dzięki! - zawołałam.
Natychmiast ruszyłam na środek. W połowie drogi odwróciłam się jeszcze, jadąc kawałek tyłem, żeby posłać Riley całusa. Gdy odwróciłam się z powrotem ku środkowi lodowiska, skupiłam się tylko na przestrzeni, którą miałam do dyspozycji.
Zaczęłam od stosunkowo łatwej jazdy na jednej nodze. Założyłam ręce za plecy, kostkę lewej nogi oparłam mniej więcej na wysokości połowy łydki nogi prawej i manewrując ciężarem ciała, zrobiłam kawałek małego slalomu. Dwaj chłopacy, zainteresowani nowym towarzystwem, zrobili mi miejsce. Uśmiechnęłam się do nich promiennie, wyprostowałam lewą nogę, najpierw do tyłu, a potem przenosząc ją do przodu, obracając się przez to w okół własnej osi. Potem wybicie z drugiej, zmiana nogi, kolejny obrót, tym samym sposobem i wyjazd na prostą. I w zakręcie wejście w piruet. Skrzyżowałam ręce na piersi, przyspieszając tempo obrotów, a z mojego gardła wyrwał się śmiech.
O wiele szybciej, niżbym chciała, musiałam rozłożyć ręce, aby zwolnić tempo obrotów, bo zakręciło mi się w głowie. Wyszłam z piruetu, przy czym lekko się zachwiałam (dość długa przerwa w jeździe dała o sobie znać), jednak ostatecznie zdołałam się nie przewrócić. Zatrzymałam się na krawędziach płóz i spojrzałam na dwóch obcych łyżwiarzy z zadziornym błyskiem w oczach. Chłopacy spojrzeli na siebie. Gdy uśmiechnęli się znacząco, wiedziałam, że przyjęli moje nieme wyzwanie.
Zaraz też jeden z nich rozpędził się, a w zakręcie w zasadzie położył na lodzie, zakręcając w okół mnie. Wyprostował się, podjechał do kolegi i przybili sobie piątkę. Zaraz potem ruszył drugi, zrobił szybki slalom na jednej nodze w okół wyimaginowanych pachołków i minął mnie, puszczając do mnie oko. Kilkakrotnie powtarzaliśmy nasze popisy, kolejno wykonywaliśmy wymyślne sekwencje kroków walcząc o satysfakcję z bycia lepszym łyżwiażem.
Ostatecznie, choć niepisanie, wygrałam ja. Przybiliśmy sobie wszyscy piątki, dziękując za wspólną jazdę, a chłopacy się oddalili. Obrzuciłam wzrokiem lodowisko i zobaczyłam Riley, która ślizgała się już w jednym, nie wolnym, ale nadal niezbyt szybkim tempie. Podjechałam do niej.
- Już jestem - rzuciłam, nieco zziajana po wyczynach, które przed chwilą przedstawiałam.
- Byłaś niesamowita! - Riley wyglądała, jakby miała ochotę podskoczyć, ale obawiała się robić tego na lodzie. Uśmiechnęła się do mnie promiennie. - Potrafisz zrobić coś jeszcze? - spytała z błyskiem w oczach.
Spojrzałam na środek lodowiska, sunąc jednocześnie ramię w ramię z Riley, trzymając się blisko bandy. Przypomniał mi się czas sprzed kontuzji, kiedy jeszcze startowałam w zawodach łyżwiarstwa figurowego. I skoki, które wtedy wykonywałam. Axel, toe loop, salchow, rittberger...
- Tak - odpowiedziałam po chwili. - Chyba bym jeszcze potrafiła.
Odjechałam tyłem od przyjaciółki i zasalutowałam jej. Potem całkowicie skupiłam się na tym, co miałam zamiar zrobić.
Odwróciłam się z powrotem przodem do kierunku jazdy. Nabrałam prędkości, zrobiłam kilka pojedynczych obrotów. W końcu przeszłam do jazdy na jednej nodze. Rozłożyłam ramiona na boki dla utrzymania równowagi, ruchem stopy odwróciłam się o 180°, żeby przejść do jazdy tyłem. Obejrzałam się szybko przez ramię żeby ocenić, czy mam wystarczająco dużo miejsca, po czym gwałtownym ruchem nogi, którą do tej pory unosiłam w powietrzu, wbiłam ząbki z przodu płozy łyżwy w lód, jednocześnie składając ręce na piersiach. Wybiłam się.
Zrobiłam potrójnego flipa. Niepodpartego. Kostka wytrzymała. Po wylądowaniu, również tyłem na jednej nodze, przejechaniu kawałka w ten sposób i później zgrabnym przejściu do jazdy przodem, natychmiast wyszukałam Riley w tłumie ludzi, którzy przyglądali się mojemu skokowi z opadniętymi ze zdziwienia szczękami. Podjechałam do niej i ze łzami szczęścia w oczach rzuciłam się jej na szyję.
- Dziękuję, że namówiłaś mnie, żeby tu przyjechać - szepnęłam, nie będąc w stanie wydobyć z siebie głośniejszego dźwięku z obawy przed wybuchnięciem płaczem.
W końcu: udało się. Skoczyłam i nie wylądowałam na lodzie, kostka nie ugięła się pod moim ciężarem. Przełamałam i to się OPŁACIŁO.
- Przecież to ty zasugerowałaś lodowisko - zauważyła Riley, ciesząc się ze mną choć zapewne nie do końca wiedziała, dlaczego zareagowałam aż tak emocjonalnie. Nie wiedziała o kontuzji. Będę musiała jej kiedyś opowiedzieć. W końcu dzięki niej mam znowu szansę wrócić na lód. Raczej już nie profesjonalnie - w końcu mam teraz konia i to właśnie jeździe konnej pragnę poświęcić swoje życie - ale rekreacyjnie. Mieć okazję znowu poczuć całą tę adrenalinę związaną ze skakaniem na łyżwach. Flip, który dzisiaj wykonałam, był jednym z łatwiejszych. Takim, który mogłam wykonać na lodowisku, gdzie kręcili się inni ludzie. Ale przede mną inne, trudniejsze...
- Ale to ty namówiłaś mnie na wyjazd do miasta - odsunęłam się od przyjaciółki na odległość ręki. Przetarłam oczy rękawem, pozbywając się łez zamazujących mi widok i posłałam Riley promienny, pełen czystej euforii uśmiech. - W innym wypadku bym się chyba nigdy na to nie zdecydowała - wybiłam się z krawędzi łyżw, zrobiłam pojedynczy obrót, i wylądowałam, odjeżdżając nieco do tyłu. - To co, teraz chwila dla ciebie? - złapałam przyjaciółkę za rękę i pociągnęłam za sobą. - Nauczę cię jazdy tyłem i może kilku kroków. Oczywiście, jeśli chcesz.
Riley? :P
1247 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)