Przez dosłownie parę minut mierzyłam chłopaka wzrokiem, nie mogąc sobie przypomnieć, kim on jest. Zapewne tępe wpatrywanie się w jego oblicze w niczym mi by nie pomogło, więc subtelnie wyrwałam z jego uścisku moje ramię, dając mu wzrokowo znak, żeby się przedstawił, nic z tego.
-Powiesz mi wreszcie, dlaczego przez cały czas patrzysz na mnie z wyrzutem?!- warknął, zdejmując ze mnie swój ociężały wzrok.
-Oh, wybacz, ale nie wiem, o co Ci chodzi.- mruknęłam cicho, mając szczerą nadzieję, iż uda mi się wywinąć od odpowiedzi.
-Doskonale wiesz.- szatyn odparł, wykręcając usta w nieprzyjemny grymas.
-Nie muszę Ci się tłumaczyć, moje życie. Mogę tylko Ci wytłumaczyć, dlaczego Cię uderzyłam. - z nikłym uśmiechem spoglądnęłam na mężczyznę, nie wypuszczając z dłoni ogłowia.
-Nie mogę się doczekać.
-Wyładowanie emocji, ot cała tajemnica, dziękuję za użyczenie mi swojego lica.- byłam pewna, że w moich oczach zbierają się łzy, przez co wskazany był odwrót, który wykonałam.
Byłam przygotowana na to, iż chłopak (a właściwie mężczyzna?) mnie zatrzyma, zawoła, na co ja jak w najlepszych romansidłach i tak odejdę, a tu proszę - święty spokój.
***
-Esma, skracaj ją, skracaj, bo strącisz.- Pan James miał dzisiaj zdecydowanie nie najlepszy humor, co odbijało się na mnie i na Jaskółce, która z niezwykłym zapałem oddawała dzisiaj baty.
Echem rozbiegło się stuknięcie w drąg, a później głuchy odgłos uderzenia o piach, kolejnym za to dźwiękiem było klaskanie mężczyzny.- Mówiłem, żebyś skróciła.- mruknął cicho, poprawiając kaszkiet na swojej głowie.- Jeszcze raz, teraz proszę, żebyś skróciła.
Dołożyłam lekko klaczy w narożniku, zmuszając ją do stylowego przyśpieszenia - klacz momentalnie zmieniła takt i ruszyła soczystym galopem, już pomijam w nim złą nogę. Za dość prostym najazdem przeskoczyłyśmy pięćdziesięcio centymetrową stacjonatę, przed nią samą mocno skracając wykrok kasztanki, która zdezorientowana wyskoczyła nieco za późno, jednak drewno pozostało na swoim miejscu.
-Teraz z kłusa i dołóż woltę w narożniku. Jak ci zgaśnie na zakręcie, to biegasz z siodłem dookoła ujeżdżalni.- James uśmiechnął się złośliwie, na co jedynie odburknęłam coś pod nosem, zmieniając nogę w kłusie.
Zazwyczaj chętna do pracy folbutka teraz miała sprzeczne interesy i niemal stanęła w rogu, na co szybko zareagowałam solidnym batem, który bez powodzenia oddała, potykając się o własne nogi. Skok z kłusa udał się całkiem dobrze, przez co zostałyśmy pochwalone i udałyśmy się do stajni, gdzie oporządziłam trochę kasztankę. Godzina wskazywała na porę obiadową, a więc żegnając się z koniem, ruszyłam na stołówkę, od samego wejścia szukając ciemnobrązowej głowy w tłumie - nie znalazłam. Ze stoiska wzięłam sobie sałatkę i grzanki, zaraz łapiąc za jeszcze ciepły kompot. Lekko się ociągając, rozglądałam się za wolnym miejscem, jednakże takiego nie było - chociaż nie, jedno z przystępniejszych miejsc znajdowało się przy trzyosobowym stoliku, który już ktoś zajmował.
-Mogę się dosiąść?- zapytałam, posyłając nieznajomemu szeroki, fałszywy uśmiech.
-Jasne.- cholera, ja znam tego człowieka.- Esma?
Jestem zadziwiona tym, jak szybko potrafi mi się zmieniać humor - z wesołego na całkiem ponury.
Gale? Wybacz za marności xD
470 słów = 3 pkt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)