Strony

niedziela, 11 listopada 2018

Od Winter C.D Navarro

W pierwszym momencie totalnie się przeraziłam. Naprawdę, miałam taki szok na twarzy. Zaraz potem sprawdziłam czy funkcje życiowe nie zostały zaburzone. W pewnym momencie, pochylając się nad nim, miałam ochotę go pocałować. Ale cóż, nie powinnam go wykorzystywać.
W końcu po prostu się przy nim położyłam, obserwując jego twarz. Wyraz jego twarzy był lekko niespokojny, ale jednak rysy twarzy trochę złagodniały. I cholera, on naprawdę był przystojny.
Westchnęłam przeciągle, układając głowę na jego piersi. Przymknęłam oczy i otulona zapachem piernika, zasnęłam.
*
Byłam podłym człowiekiem, ale pewnych rzeczy trzeba się dowiadywać samemu. A jako iż z niego raczej za dużo bym nie wyciągnęła, to uznałam, że zrobię to podstępem.
Tak, przegrzebałam mu szafki.
Jednak okazało się to wielką stratą czasu, bo ostatecznie nic ciekawego nie znalazłam. Jedynie trochę zdjęć z dzieciństwa, które z nudów przejrzałam.
Nav był naprawdę słodkim dzieckiem. Brązowe loczki, których aktualnie nie posiadał, tylko dodawały mu uroku.
Odetchnęłam cicho odkładając fotografie na miejsce, spojrzałam jeszcze raz na Navarro i wyszłam z jego pokoju.
U siebie ogarnęłam się na tyle by móc pokazać się ludzkości, poogarniałam swoje paszczaki i jak zwykle wyszłam do stajni.
Akurat kiedy rozczesywałam palcami ogon karego, w drzwiach boksu pojawił się brunet, którego miałam ochotę zabić za wystraszenie mnie na śmierć.
- Chcesz mnie zabić?! - wydarłam się automatycznie, poraz kolejny uderzając go szczotką.
- Hmm, raczej mija się to z tym po co tu przyszedłem - uśmiechnął się lekko. Prychnęłam cicho, wracając do przerwanej czynności. W końcu oparłam się na zadzie Blue i spojrzałam na  niego spod uniesionych brwi.
- Nie musisz mi się przecież spowiadać - burknęłam odsuwając go na bok bym mogła wziąć tranzelkę. - W zasadzie to nawet nie chcę wiedzieć co to było.
Zarzuciłam karemu wodze na szyję, w napięciu oczekując aż ten debil cokolwiek odpowie.
- Zwykła reakcja organizmu, nic poważnego - machnął ręką na co zgromiłam go wzrokiem, bo przez ten ruch mój kochany konik wyrwał swój szanowny łeb.
- Dziękuję Ci bardzo - prychnęłam rzucając mu kantar. Po raz kolejny złapałam pysk Blue i w kilku szybkich ruchach założyłam mu ogłowie na łeb.
- Nie ma za co - zaśmiał się lekko. Podał mi czaprak oraz podkładkę, co skwintowałam burknięciem. Wcisnęłam mu wodze w dłoń, a sama zajęłam się dalszym przygotowaniem konia do jazdy.
- Nie idź za mną - mruknęłam kiedy już wyszłam na korytarz.
Chciałam spokoju.
*
Kiedy tylko odpięłam karabinek od kantara, koń obrócił się na zadzie, bryknął i oddalił się wesołym galopem. Chwilę przyglądałam się koniom, a potem westchnęłam i ruszyłam do stajni. Czas ogarnąć swój sprzęt.
W sumie to i tak wiedziałam, że rzucę to w cholerę kiedy tylko zobaczę ilość rzeczy.
- Gdzie mi uciekasz - zanim w ogóle zdążyłam gdziekolwiek dojść, zostałam złapana za ramię i przyciągnięta do pewnego chłopaka.
Już wiedziałam, że mam przejebane.

447 słów= 3 pkt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)