Szczotka uderzyła centralnie w mój nos, na co skrzywiłem się nieco, obawiając się dalszego rozwoju wydarzeń.
-Mhm, rozumiem, że to kolejna kara za wczoraj?- mruknąłem, rozcierając ból na twarzy.
-Powiedzmy.- Winter rzekła, rzucając wściekłe spojrzenie karemu ogierowi.
Okropny ból brzucha nie opuszczał mnie od wczoraj, co jedynie świadczy o tym, iż kawa znowu zrobiła swoje, choć zażyłem odpowiednie lekarstwa, najwidoczniej jedynie pogarszające mój stan. Z niezadowoleniem spoglądnąłem jeszcze na karego, który ewidentnie na celu miał denerwowanie blondynki, co nie ukrywając, udawało mu się w stu procentach, po czym spokojnym krokiem ruszyłem w stronę boksu kasztana, z niecierpliwością czekającego na poranną dawkę przytulania. Holender stał do drzwiczek tyłem, więc parę razy cmoknąłem, dając o sobie znać. Duma konia przegrała z wrodzoną ciekawością i wierzchowiec odwrócił łeb, potrząsając nim energicznie. Powstrzymałem się od standardowej gadki o tym, że wygląda oszołamiająco źle, ograniczając się do szybkiego powitania kostką cukru. Jako, iż była ledwie 10, postanowiłem odrobinę z nim potrenować, gdyż ostatnio dzień w dzień stał w boksie, bo "ujeżdżalnia zajęta", "leje deszcz", "nie mam humoru". Tak. To ja. Chwilę później Jumper stał na korytarzu, wyrywając mi kopyta.
-Cholera, przestaniesz?- mruknąłem, przytrzymując mocniej jego nogę, którą aktualnie miałem zamiar wyczyścić.
Ruch w końcu ustał, a ogier zrezygnował z rzucania nogami.
*~*
Robienie slalomu nie do końca nam wyszło, gdyż ściągnąłem gwałtownie wodze, gdy niemal nie mogłem oddychać, witaj kawo. Kilka razy głośno wciągnąłem powietrze, luzując nieco uścisk na skórzanych paskach, by po chwili z twarzy odgarnąć włosy.
-Wybacz.- powiedziałem cicho, przykładając mocniej łydki do boków kasztana.
Byłem pewien, że Jumper ucieszy się z elementów skoków, które zaplanowałem na dziś, jednakże koń odmówił skoku po kilku najazdach, co mogłem uznać za moją winę, gdyż centralnie przed przeszkodą robiło mi się słabo i nie do końca potrafiłem utrzymać ogiera w prostym najeździe. W klatce piersiowej czułem znajomy ucisk, a wewnątrz mnie narządy zaczęły tańczyć tango, na co cicho jęknąłem, zdając sobie sprawę, że długo z tym nie wytrzymam, a więc rozstępowując ogiera, wyrzuciłem go na padok, by nieco poświrował i miał odrobinę radości, nie to co ja w tym momencie. Naprawdę błyskawicznie znalazłem się w swoim pokoju, za sobą zamykając drzwi na klucz, by komuś nie wpadło do głowy, by mnie odwiedzić. Bezproblemowo z szafki wyciągnąłem kilka opakować leków, po czym po jednym z każdego wziąłem do ust, chwilę później połykając je. Nie pozostało nic, tylko czekać, aż zaczną działać i poczuję zasłużoną ulgę. Niestety w przeciągu 20 minut nic takiego się nie stało, a jedynie czułem, jak w ustach zbiera mi się metaliczna w smaku ciecz. Z przyzwyczajenia udałem się do toalety, po czym z przerażeniem stwierdziłem, że z moich ust wydobyła się krew w dość pokaźnej ilości. Przez niemal 10 minut ślęczałem nad kiblem, stwierdzając, że z moich ust nadal wypływa jedynie krew, na szczęście w mniejszej ilości. Miałem już takie przypadki, więc jedynie wytarłem wargi, przemywając twarz zimną wodą. Z tylnej kieszeni spodni wyciągnąłem telefon, sprawnie wystukując na ekranie kilkanaście znaków, po chwili klikając "wyślij".
Do: Winter
Gdy skończysz z diabłem, wpadnij do mnie na chwilę, proszę :>
Specjalnie nawet odblokowałem drzwi, by dziewczyna mogła się do mnie dostać. Chwilę później miejsce na moich kolanach zajęła kotka. Właśnie w tym momencie rzeczywistość rozmyła się, a moje oczy zasłoniła czarna płachta.
Zimka? :>
450 coś słów = 3 pkt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)