Strony

sobota, 1 grudnia 2018

Od Any C.D Petera

Poniedziałek.
Jak ja nienawidzę poniedziałków.
A jakby światu było mało, że po weekendzie trzeba wstać z samego rana, żeby zdążyć ogarnąć siebie i swojego konia przed pierwszymi zajęciami w szkole, w nocy padało. Ha, padało... Liało jak z cebra. I był mróz. Więc, jak łatwo się domyślić, rano zastała nas niezła ślizgawica.
- Chyba opłaciłoby mi się zamiast śniegowców założyć łyżwy - mruknęłam do siebie, wyglądając przez okno na ucznia idącego właśnie ścieżką przed akademikiem. A raczej jadącego na butach... a nie, już na tyłku.
Westchnęłam ciężko, widząc już oczami wyobraźni, jak sama za kilka minut znajdę się w podobnej sytuacji. Zagwizdałam na Ghosta, który leżał na kanapie równie niezadowolony wstawaniem o tak wczesnej godzinie, jak ja. Łypnął na mnie jednym okiem, po czym wrócił do nabzdyczonego leżenia, kładąc dodatkowo łapę na nosie. Całym sobą dawał mi znać, że nie ma zamiaru nigdzie się ruszać.
Dałam za wygraną. Postanowiłam w przerwie między językiem chorwackim a WDR-em przybiec do pokoju, żeby go nakarmić, a tymczasem zajęłam się przygotowywaniem dla siebie kawy piernikowej, do zabrania w termosie do stajni i na zajęcia.
~•~
Gdy w końcu jakimś cudem dotarłam bez ani jednej popisowej gleby na lodzie do stajni, pozostało mi już niewiele czasu do pierwszych zajęć. Rzuciłam się od razu biegiem do paszarni, nabrałam miarkę owsa i sypnęłam Charlesowi do żłobu. Zrezygnowałam z wypuszczania go na dwór na czas lekcji, jak robiłam od początku sezonu zimowego. Na takim lodzie i tak tylko by stał nie bardzo wiedząc, co ze sobą począć. A w stajni przynajmniej nie wiało.
Miałam już wychodzić, kiedy zobaczyłam karteczkę włożoną pod tabliczkę z imieniem Mon Cherie'go. Wzięłam ją zaintrygowana i krew się we mnie zagotowała, gdy przeczytałam jej treść. A brzmiała następująco:
"Dzisiaj bierzesz na jazdę Storma. Mon Cherie'go objeździsz po jeździe, bo mam kilka uwag co do waszych postępów (a raczej ich braku). Przekaż Riley, że może wziąć Melindę albo Szafira. Jakbym się spóźnił, wsiadajcie i stempujcie."
Nawet się nie podpisał. No bo po co, przecież mogę zgadnąć.
Nienawidzę Blytha.
Zmięłam karteluszkę i wcisnęłam do kieszeni (najchętniej rzuciłabym ją na ziemię i zdeptała, ale w mojej naturze nie leżało śmiecenie). Buzując z wściekłości wypadłam ze stajni, zapominając o lodzie pokrywającym drogę, przez co omal się nie wywaliłam. Utrzymałam jednak równowagę i, napędzana wściekłością, ruszyłam na pierwsze zajęcia tego dnia.
Współczułam pierwszej osobie, która ośmieli się stanąć mi na drodze.
~•~
Do popołudnia cały lód się roztopił. Po lekcjach wybrałam się z Riley na stołówkę, żeby zjeść obiad (zdając się na łaskę i niełaskę kucharek, które dzisiaj przygotowały wątpliwego pochodzenia pulpety w sosie pomidorowym z ziemniakami i surówką nieznanego pochodzenia - swoją drogą, zdarza im się ugotować wyjątkowo smaczne dania, nie rozumiem więc, dlaczego burzą swoją reputację serwując takie świństwo).
- Mogłabym ugotować sobie w domu makaron z serem - mruknęłam, grzebiąc bez przekonania widelcem w talerzu. - Wyszłabym nawet na lepsze.
- Nie marudź - zaśmiała się Riley, biorąc do ust kęs potrawy. - Nie jest takie złe.
Cóż, może. Pod warunkiem, że cały twój dzień nie jest do dupy i jedyne, czego chciałoby się od życia to przynajmniej smaczny obiad.
Po symbolicznym obiedzie (bo po kilku kęsach stwierdziłam, że to niejadalne i chyba wolę chodzić głodna do wieczora, żeby ugotować coś na własną rękę) rozeszłyśmy się z przyjaciółką do swoich pokoi. Przebrałam się, nakarmiłam Ghosta, porwałam z ozdobnej puszki kilka ciastek owsianych, które wczoraj upiekłam, zrobiłam sobie kolejną porcję piernikowej kawy, po czym uzbrojona w termos i z psem przy nodze, wyszłam z pokoju.
Przy wyjściu z akademika wpadłam na Petera, który chyba również wybierał się do stajni, wnioskując po ubiorze.
- Hej - powiedział cicho. Jego spojrzenie powędrowało na termos, który trzymałam w ręce.
- Hej, hej - rzuciłam, uśmiechając się do niego, może nieco mniej entuzjastycznie, niż zwykle. Ale musiał mi to wybaczyć: uroki podłego dnia. - Co tam?

Peter?

623 słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)