Strony

sobota, 1 grudnia 2018

Od Aidena C.D Caroline

Delikatnie wzdrygnąłem się, gdy poczułem na swoim ciele dotyk smukłych dłoni kobiety, która wtuliwszy się w moje ramię, błagalnie spoglądała w głąb moich oczu. Szatynka miała niesamowicie boski zapach, który miał intensywną nutę waniliową. Posłałem jej delikatny uśmiech i po chwili, z kieszeni płaszcza wyjąłem dowód osobisty, potwierdzający moją pełnoletność. Kasjerka uśmiechnęła się szeroko i machnęła dłonią, na podawany przeze mnie dokument tożsamości.
- Nie trzeba. - powiedziała, z wyraźną nutą słodyczy. Dojrzała kobieta, podała koszt zakupów, a ja uprzedzając brązowowłosą, położyłem na ladę banknot.
- Reszty nie trzeba. - mruknąłem, podając dziewczynie obok jej trzy paczki papierosów, butelka wina wylądowała w silnym uścisku moich dłoni i z szerokim uśmiechem opuściłem sklep, nie czekając na towarzyszkę mojej dzisiejszej wyprawy. Otworzyłem samochód i niedbale rzuciłem czerwonym trunkiem na tylne siedzenia. Odpaliłem silnik, w oczekiwaniu na nastolatkę, która z oburzoną miną wpadła do auta, zajmując miejsce pasażera tuż obok kierowcy.
- Prosiłam tylko o pokazanie dowodu, a nie o zapłacenie za moje zakupy. - mruknęła i zwinnie odwinęła cienką folię z czerwonej paczki papierosów.
- Mam dobry dzień, powinnaś się cieszyć, Kochana. - odpowiedziałem i puściłem oczko w stronę kobiety. - Następnym razem nie będę ciebie ratował, jeszcze mnie do więzienia wsadzą. - zarechotałem, wyrywając cienką bibułkę z warg szatynki, sam racząc się uzależniającą nikotyną. Podpaliłem fajkę i zaciągając się pierwszy raz od niemalże trzech lat, zakasłałem, dławiąc się dymem. Brązowooka obrzuciła mnie kpiącym spojrzeniem i delikatnie zachichotała.
- Dupek. - fuknęła i wyciągnęła kolejnego papierosa z paczki, tym razem silnie pilnując, bym i tego tak samo nie skonfiskował. Uchyliłem delikatnie szybę, by opary miały swoje ujścia i ruszyłem w dalszą drogę, kierując się do sklepu, z którego miałem odebrać paszę dla stajennych wierzchowców. Po mieście poruszało się bardzo mało samochodów, jak i pieszych, dzięki czemu mogłem delikatnie mocniej zapracować silnikiem, niedawno co odnawianego chevy bel air'a, który niesamowicie pięknie mruczał, zachęcając mnie do jeszcze mocniejszego naciskania na pedał gazu. Caroline świetnie bawiła się na miejscu obok, delikatnie podśpiewując i wykonując skomplikowane ruchy smukłymi, zadbanymi dłońmi. Niestety nasza zabawa prędko się skończyła, bowiem szyld jeździeckiego sklepu, wyrósł niespodziewanie prędko. Z westchnięciem, opuściłem kabinę samochodu i przeszedłem przez przeszklone, rozsuwane drzwi. Od razu przywitał mnie pracownik, który zdążył mnie już poznać podczas pierwszej wizyty tutaj, również w sprawie jedzenia, z tymże były to suplementy wzmacniające stawy i ścięgna, które przydawały się szczególnie przy starszych rumakach naszej Akademii. Tym razem czekało na mnie siedem worków, wypełnionych dwudziestoma kilogramami granulek.
- Pomóc w załadowaniu do samochodu? - mężczyzna, zapytał uprzejmie, schylając się już nad dwoma worami.
- Z chęcią przyjmę pańską ofertę. - parsknąłem, i zabrałem taką samą liczbę opakowań. Z fuknięciem, otworzyłem bagażnik, gdzie zmieściły się wszystkie worki, które przyniosłem ze swoją 'eskortą'. Reszta towaru, spoczęła na tyle samochodu. Dziewczyna siedziała niewzruszona, poprawiając swój makijaż w lusterku bocznym auta, które połyskiwało w promieniach delikatnego, listopadowego słońca. Podałem dłoń blondynowi i skinąłem głową na znak wdzięczności. Zająłem miejsce kierowcy i odpaliłem auto, grzejąc silnik. Kobieta posłała mi zaskoczone spojrzenie i uniosła jedną brew, dodając mi jeszcze więcej pewności w planowanym przeze mnie działaniu.
- To co, czas kontynuować zaczętą już zabawę? - zaśmiałem się, podkręcając brzmienie radia. Ruszyłem spod sklepu z piskiem opon, który wywarł na nielicznych przechodniach niebywałe zainteresowanie.
- Jestem za, Aidenie Styles'ie. - mruknęła zachęcająco. Moja głowa mimowolnie zaczęła się kiwać w rytm energicznej muzyki, której nastrój również udzielił się mojej towarzyszce.
- No to co, Truskaweczko, chcesz dzisiaj urządzić wieczorek? - zapytałem z nutką tajemniczości w głosie, na którą nastolatka przerwała swój taniec i posłała mi pełne zaciekawienia spojrzenie. - Może by tak załatwić coś co jeszcze bardziej polepszy nasze humory, na pewno spodoba ci się bardziej niż te śmierdzące papieroski. - uśmiechnąłem się.
- Mówisz o marihuanie, nieprawdaż? - westchnęła, delikatnie rumieniąc się. Jej oczy zabłyszczały, a przyspieszony oddech zdradził, że delikatnie ją zestresowałem. Czyżby nie miała jeszcze nigdy do czynienia z THC? Interesujące, wydawała się być niesamowicie ostrym ziółkiem. Zahamowałem z piskiem opon, skręcając w uliczkę, gdzie zamieszkiwał miejscowy diler, z którym miałem od samego początku dobre układy. Nie czekałem na odpowiedź szatynki, ponieważ sam miałem ochotę na zajaranie, co prawda w towarzystwie, doznania byłyby jeszcze lepsze.
- Masz tutaj zostać. Zaraz wracam. - powiedziałem zdecydowanie, i wyszedłem z auta. Wparowałem do starej kamienicy i bez zapukania wpadłem do mieszkania  mulata, który wyraźnie zaskoczony moim nalotem, krzyknął.
- Cześć, Matteo.
- Nie mam na razie hery, nie mam ci czego dać. - sapnął, gładząc swoje ubranie i wracając do swojej przerwanej czynności.
- Nie przyszedłem po nią, daj mi trawkę. Tylko nie dawaj mi żadnego ścierwa, jak najbardziej czyste, chcę, żeby dziewczyna miała po niej kompletny odlot. - zaśmiałem się, a chłopak posłał mi znaczące spojrzenie.
- Niecne plany na dzisiejszy wieczór? - poruszył brwiami, wykonując obrzydliwy i kompletnie niepotrzebny, pchający ruch biodrami. - Tylko nie mów mi, że nie.
- Sprośne myśli, chyba ktoś tu jest niewyżyty. - mruknąłem.- Do takiego poziomu nie zniżę się nigdy.

Po wypakowaniu paszy i rozliczeniu się z właścicielami, zapadł całkowity zmrok, który odbierał mi resztki energii. Stołówka była pełna po brzegi, co prawda brakowało kilka osób, w tym Caroline. Nie zawracając sobie jednak dłużej głowy, sprawdziłem kieszenie, czy aby na pewno ich zawartość, nie opuściła swojego miejsca i ruszyłem do szwedzkiego stołu, z którego zgarnąłem ryż z kurczakiem curry, który "chodził" za mną od dłuższego czasu. Zająłem krzesło przy całkowicie wolnym stole, który stał w rogu sali. Spokój i cisza to zdecydowanie najpotrzebniejsze mi rzeczy w tym momencie. Samo zjedzenie posiłku nie zajęło mi zbytnio dużo czasu, lecz potrzeba chwili relaksu, przytrzymała mnie na sali odrobinę dłużej niż zamierzałem. Wypompowany, ruszyłem w drogę do pokoju, gdzie czekała na mnie upragniona butelka wina i wyborowe towarzystwo na dzisiejszy, dobrze zapowiadający się wieczór. Karta zwinnie odblokowała drzwi, które udostępniły mi widok nastolatki wygodnie leżącej na łóżku. Zapatrzona była w ekran telewizora, gdzie leciał właśnie jakiś serial.
- Tej, pobudka, czas się pobawić. - zaśmiałem się, machając woreczkiem z zawartością, niemalże przed nosem szatynki.
- Dawaj, Kochaniutki. - sapnęła i usiadła na brzegu łóżka. Otworzyła butelkę czerwonego trunku i napiła się prosto ze szklanego naczynia. Wyjąłem bibułkę i skręciłem pierwszego jointa, który przygotowany był specjalnie dla młodej damy.
- Widzisz jaki piękny. - poruszyłem znacząco brwiami i wręczyłem czyste zioło w dłonie współlokatorki. Jej nieporadność była niezwykle urocza.

Dziubdziulek?

1001 słów = 6 puntków

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)