Strony

piątek, 7 grudnia 2018

Od Riley C.D Ady

- Ale mimo wszystko cię przepraszam... - dokończyła zdanie, z trudem powstrzymując się od płaczu, co nie dało zbyt wiele, bo wraz z upływem kilku chwil po jej policzkach pociekły łzy.
Westchnęłam cicho obejmując przyjaciółkę - Nie masz za co przepraszać. To zrozumiałe, że musiałaś tak szybko wyjechać, ale na przyszłość proszę, nie znikaj bez słowa wyjaśnienia, od tego są telefony i mail. Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam... - szepnęłam poprawiając opadające na jej twarz ciemne kosmyki włosów.
Przez ten cały czas... Nie miałam pojęcia, co się z nią dzieje, dlaczego odeszła... Gdybym tylko wiedziała bez chwili zwłoki pojechałabym za nią. Że też nie zrobiłam tego parę miesięcy temu. Powinnam była wcześniej zorientować się w sytuacji, nim sprawy zaszły tak daleko. W tym stanie zupełnie nie poznawałam starej, dobrej, uśmiechniętej Ady, tym bardziej dręczyły mnie wyrzuty sumienia, bo gdybym wtedy zareagowała może sprawy w jej życiu potoczyłyby inaczej? W końcu wspomogłabym ją finansowo, a nawet zatrudniła się w jakiejś robocie, w takich sytuacjach nikt nie powinien być sam, nie wspominając nawet o żałobie, która sama w sobie jest potworną traumą.
- Dzięki, już mi trochę lepiej - odezwała się ściszonym, acz znacznie spokojniejszym już głosem.
- Jesteś moją przyjaciółką, twoje problemy zawsze będą też po części moje, czy tego chcesz czy nie. - poklepałam ją lekko po ramieniu, po czym wyciągnąwszy z kieszeni paczkę chusteczek, dodałam - Zresztą, myślałaś, że tak łatwo się ode mnie uwolnisz? I tak bym cię w końcu znalazła.
- O, doprawdy? - zachichotała cicho, zasłaniając usta. Chciała chyba powiedzieć coś więcej, ale do naszej rozmowy postanowiła wtrącić się zaniepokojona zachowaniem swojej pani Raven, która bez dłuższego namysłu wpakowała się na kanapę (a właściwie bardziej na nas, biorąc pod uwagę jej wielkość), by dokładnie wylizać twarz Ady. Przyznaję, uroczy widok.
- Raven, Raven, wystarczy! - roześmiała się dziewczyna, delikatnie odpychając od siebie podekscytowanego futrzaka. Tia, to się nazywa prawdziwy przyjaciel.
- Aduś? Chcesz może przejść się na spacer? - zaproponowałam, podnosząc cztery litery z wersalki, na co dziewczyna zmierzyła mnie przenikliwym wzrokiem. Uniosłam brwi, posyłając jej pytające spojrzenie - No co?
- Wiesz, sądziłam, że wracając o tej porze jesteś raczej zmęczona...
- Może i jestem, a może i nie, ale myślę, że przechadzka po lesie i trochę świeżego powietrza dobrze nam zrobi. Chyba, że ty nie masz na to ocho... - nie dokończyłam, widząc jak brunetka dość energicznie zrywa się z kanapy.
- Nie, nie! Skądże znowu, możemy iść.
- Um, to dobrze, chodźmy. - uśmiechnęłam się z lekka rozbawiona jej reakcją, czego chyba nie zanotowała, a nawet jeśli, to nie przywiązywała do tego zbyt dużej wagi.
Trudno spodziewać się po grudniowym wieczorze pogody przyjaznej ciepłolubom takim jak my, aczkolwiek chyba żadna z nas nie przejmowała się dziś ujemną temperaturą. Takie wieczorne spacery to dobre lekarstwo na wszystko, w każdym razie w moim przypadku. Wciąż zastanawiałam się co zrobić, by trochę poprawić przyjaciółce humor, choć miałam świadomość tego, iż po tylu przeżyciach odzyskanie spokoju ducha może być dla niej dość trudne. No nic, trzeba będzie trochę poczekać, aż dojdzie do siebie, ale jedno jest pewne - po raz kolejny nie zostawię jej z tym samej.

Aduś? c:

500 słów = 3 punkty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)