- W takim razie co powiesz na margheritę z boczkiem? - zaproponowałam, wyciągając komórkę.
- Widzę, że jak szaleć, to szaleć - zaśmiał się, prawdopodobnie odnosząc się do kaloryczności pizzy z boczkiem. - Ale zdam się na ciebie.
Wybrałam podyktowany mi przez Camille'a numer i złożyłam zamówienie. W tym czasie z sąsiedniego pokoju jak burza do kuchni wpadł Ghost, za nim, nieco mniej demonstrując swoje szczęście, Neron. Husky natychmiast do mnie przyskoczył, wspinając się na zadnie łapy, przednie opierając na mojej klatce piersiowej i sprzedając mi mokrego całusa na policzku. Odsunęłam telefon od ucha i pokazując wolną ręką podłogę poleciłam psu zejść.
- Proszę? Nie. To do psa - odpowiedziałam facetowi z pizzeri, który zapytał mnie, czy coś mówiłam.
Rozłączyłam się po podaniu wszystkich potrzebnych informacji i, ku wielkiej uciesze Ghosta, schyliłam się, żeby podrapać go za uszami.
- Pizzę mają przywieźć za jakąś godzinę - poinformowałam Camille'a. - Może w tym czasie zabierzemy ich na spacer? - zasugerowałam, wskazując ruchem głowy nasze czworonogi.
- Czemu nie - chłopak wzruszył ramionami. - Jeszcze nie byłem dzisiaj z Neronem na dłuższym spacerze.
~•~
Pizza przyjechała akurat w momencie, w którym wróciliśmy. Spotkaliśmy się z dostawcą w drzwiach akademika.
- Dzień dobry - przywitałam się, łapiąc Ghosta za obrożę, bo ten już zbierał się do skoku na biednego chłopaka. - To dla nas. Może pan chwilę poczekać? Skoczę tylko do pokoju po portfel - minęłam dostawcę, prowadząc psa tak, że robiłam za żywą barierę między nim a dostawcą.
Camille?
229 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)