Przyglądanie się współpracy mężczyzn było dla mnie czymś nowym, ale niebywale zadowalającym. Z lekkim uśmiechem na ustach obserwowałam ich pracę, starając się pozostać przy tym jak najmniej inwazyjna. Oczywistym było, że musieli się na początku dotrzeć i znaleźć wspólny język - nawet jeśli nie byli kandydatami na oddanych sobie przyjaciół, to ich podejście do jeździectwa i pracy z wierzchowcami niejednokrotnie się ze sobą pokrywały. Czekała ich jeszcze z pewnością długa droga, zanim mogli przyznać się, że wspólne treningi nie były najgorszą rzeczą, jaka ich kiedykolwiek spotkała, ale w głębi duszy czułam, że mogli tylko na tym skorzystać.
- Caroline, rozłożysz nam drążki na kole? - Victor odwrócił się w moim kierunku, gdy mieli już za sobą pierwsze ćwiczenia w kłusie. Oczekując momentu, w którym mogłam zacząć przygotowywać na trening Hollywooda, chętnie pomagałam czarnowłosemu w rozplanowywaniu ćwiczeń. - Cztery, wiesz, jak jeździliśmy ostatnio.
Podniosłam się ze stacjonaty, na której siedziałam, by przytargać na środek placu kolorowe drągi. Podczas gdy dokładnie odmierzałam pomiędzy nimi odległość, Victor rozmawiał z szatynem o Countess i o ich dotychczasowych metodach treningu.
- A, możesz już ściągać siwego - Usłyszałam, ledwo gdy ostatni drąg osiadł na swoim miejscu. Nie ukrywałam, że czekałam na tę chwilę z utęsknieniem, bo przebywanie w jednym miejscu ze Stylesem nie dość, że było niekomfortowe, to wprowadzało napiętą atmosferę.
Korzystając, że znajdowaliśmy się jeszcze na jednym terenie, Victor zwrócił się do nas obojga.
- Od jutra jeździmy w trójkę, bo brakuje miejsca w rozpisce na indywidualne treningi. - Posyłając mi w pewnym sensie przepraszające spojrzenie, zaczął opuszczać stacjonatę o dziurkę w dół. - W zasadzie zaraz po śniadaniu musicie zacząć się siodłać, bo dopiero za trzy dni mamy plac dla siebie o normalnej godzinie.
Harry albo dobrze ukrywał swoje uczucia, albo moja obecność była mu obojętna, bo nie wydał z siebie ani jednego słowa sprzeciwu. Z jednej strony pragnęłam jego uwagi, a z drugiej wiedziałam, że trzymanie się na dystans było na tamten moment najlepszym rozwiązaniem. Pozostawiając mężczyzn samych, w ciszy udałam się do boksu zajmowanego przez Hollywooda. Wałach sprawił mi niemałą niespodziankę, zachowując nienaganną wręcz czystość swojej sierści. Wiedziałam więc, że mogłam porzucić pośpiech i w spokoju zająć się przygotowywaniem go do jazdy.
- Poznasz koleżankę, kaleko. - Wyszeptałam spokojnie podczas pozbywania się kurzu i innych pyłków z jego grzbietu. Jak zwykle mogłam liczyć na spokój ze strony wierzchowca, z pokorą poddającego się wszelkimi zabiegom pielęgnacyjnym. Po zaliczeniu większości egzaminów częściej znajdowałam odpowiednią ilość czasu, by pogodzić wszystkie obowiązki z wdrażaniem wałacha do treningów.
Z osiodłaniem konia uwinęłam się zdecydowanie szybciej niż zwykle. Do pełnej gotowości brakowało nam tylko założonych ochraniaczy i ostatecznie podpiętego popręgu. Gdy znaleźliśmy się na zewnętrznym placu, Victor był w trakcie zaciekłego omawiania czegoś ze swoim nowym podopiecznym. Podejrzewałam nawet, że mężczyźni zwrócili na nas dopiero uwagę, kiedy zabrałam im spod nosa stopień i zajęłam miejsce w niedawno zakupionym dla siwka siodle.
Całe zainteresowanie zyskały jednak konie, z niemałą ekscytacją wystawiając w swoim kierunku pyski. Oba wierzchowce parskały, rozszerzając chrapy, ale standardowo to Countess odznaczała się z tej dwójki największą głośnością. Spoglądanie na to, jak konie beztrosko się ze sobą poznawały, wywoływało na mojej twarzy niemały uśmiech.
Większość uczniów spotkała się pod koniec weekendu na jednej z pobliskich łąk. Niezagospodarowana przestrzeń mieściła się tuż za obszernym lasem, do którego niejednokrotnie wyjeżdżaliśmy w poranne tereny. Tym razem nie miało to niczego wspólnego z końmi - ktoś wpadł na pomysł, by korzystając z wolnego czasu po zdanych egzaminach rozpalić późnym popołudniem ognisko. Chwilę kłóciłam się ze swoją moralnością, nim podjęłam decyzję o uczestniczeniu w całym przedsięwzięciu, ale nie postanowiłam psuć innym zabawy dywagacjami nad możliwymi fatalnymi skutkami. Zamiast tego, liczyłam na nawiązanie kontaktu z dziewczynami, które dotychczas zwykłam zbywać.
Na miejscu zjawił się także Styles. Choć przez większość czasu trzymał się na uboczu, to zdarzało mi się zauważyć go podczas rozmowy z innymi osobami.
Nasza relacja wciąż była trudna, chociaż chyba powinnam stwierdzić, że nie było jej wcale. Od ponad tygodnia łączyły nas co prawda wspólne treningi, ale na tym to wszystko się kończyło. Zdarzało się czasami, że przepraszaliśmy się w przejściu czy pomagaliśmy sobie nawzajem w ustawianiu przeszkód, ale nic ponad to. Nie widząc z jego strony choćby krzty zainteresowania i ja postanowiłam nie ratować naszych ostatecznie podupadających kontaktów. Po tym co między nami zaszło, nie wyobrażałam sobie, bym miała sama tłumaczyć sobie jego błędy i upraszać się mężczyzny o powrót dawnego ładu.
Nie zamierzałam jednak ukrywać, że niesamowicie zanim tęskniłam. Oboje byliśmy trudni, a nasze charaktery wyjątkowo dominujące, ale kontakty z nim wypełniały niejedną pustkę i zapewniały poczucie stabilizacji i pewnej przynależności. Wciąż zdarzało mi się przypominać wspomnienia z okresu, gdy byliśmy razem i wszystko zdawało się wychodzić na prostą. Zwyczajnie tęskniłam za możliwością przytulenia się do szatyna i powiedzenia mu wszystkiego, co leżało mi na sercu. Nie wiedziałam, jak powinnam była się zachować. Decyzja o schowaniu godności i dumy do kieszeni była dla mnie wręcz niewykonalna, ale kierowana nagłym przypływem różnych emocji podeszłam do Harry'ego, który siedział w odosobnieniu. Zajmując miejsce na trawie tuż obok niego, nie musiałam się patrzeć w jego kierunku, by wiedzieć, że przyglądał mi się z podejrzliwością.
Tak bardzo chciałam wiedzieć, co siedziało w jego głowie.
- Myślisz, że naprawdę się kiedyś kochaliśmy? - Wypaliłam po chwili panującej pomiędzy nami ciszy, kładąc się do tyłu, by nie zadzierać głowy ku górze w celu obserwacji nieba. Klasyfikacja każdego z obłoków zdawała się mnie relaksować, co było mi niezbędne po tym, jak sama zadanym pytaniem wrzuciłam się na głęboką wodę. - Po prostu, że to była miłość?
Nie wiedziałam, po co do niego przyszłam, a tym bardziej po co inicjowałam tak trudną rozmowę. Być może było nam to potrzebne - nie potrafiliśmy w końcu zebrać się jak dorośli ludzie do wymiany zdań, a moja nagła decyzja poniekąd nas do tego zmuszała. Chciałam poznać opinie szatyna, wiedzieć, czy traktował mnie w ogóle poważnie i łączył ze mną jakiekolwiek nadzieje i plany na przyszłość. Brałam co prawda pod uwagę, że mogłam usłyszeć kolejne przykre słowa i znowu zderzyć się z brutalną rzeczywistością, ale musiałam dowiedzieć się od niego prawdy, by móc ruszyć na przód.
Jedno z mojej strony było pewne - moja miłość co do niego była szczera, prawdziwa i nieprzerwana.
Hazzunia?
1008 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)