Strony

niedziela, 1 stycznia 2017

Od Aleksandra do Jade

Usłyszawszy kroki odwróciłem spojrzenie od klaczy, która nie raczyła odpowiedzieć na powitanie, jakże mogło być inaczej, i zwróciłem swą uwagę na idącą w moją stronę dziewczynę.
Sposób, w jaki panna Miyuki się za mną przywitała wiele mi o niej mówił. Lekki, zaczęty ukłon, powstrzymany zupełnie, jak niechciany odruch, zwrot grzecznościowy i silny japoński akcent. Wyczuć można w niej było ten sam rodzaj spokoju i szacunku, jaki cechował choćby moją matkę, która mimo długoletniego pobytu w Irlandii nadal wierna była tradycjom swego rodzinnego kraju.
Ja niestety niewiele z tego wyniosłem oprócz spokoju ducha i pewnego rodzaju powściągliwości. W Tajpej byłem ledwie kilka razy w życiu, bo mamie nie służyły długie podróże, a i to na niezbyt długo. Nie miałem więc należytej sposobności przywyknąć do kultury i obyczajów jakie tam panowały. Nawet jeżeli matka starała się jak najwięcej mi wpoić, były to ledwie suche fakty, opowieści, które nie posiadały potwierdzenia w otaczającym mnie świecie i rzeczywistości, w której przyszło mi żyć.
- Aleksander Bloom – przedstawiłem sięi lekko skłoniłem, co wywołało przelotny uśmiech na twarzy dziewczyny.
Stanęliśmy razem, oparci o płot, patrząc przez chwilę na konie, które poderwały się do niespokojnego kłusu. Było w tym coś uspokajającego i byłem w stanie sobie wyobrazić dlaczego ludzie tak kochają te zwierzęta.
- Na którym jeździsz? – spytała Miyuki przenosząc spojrzenie na mnie.
- Na żadnym – odpowiedziałem co sprawiło, że dziewczyna przyjrzała mi się uważniej.
- Jesteś nowy w tym miejscu? – spytała.
- Owszem – przyznałem otwarcie. – A ty? Długo już się tu uczysz? – spytałem.
Oboje ruszyliśmy niespiesznie lecz zgodnie na drogę. Ledwie jednak moje stopy stanęły na ubitej ziemi, a usłyszałem tętent kopyt. Odwróciłem się w samą porę, żeby stanąć na drodze zwierzęcia, oko w oko ze spłoszonym ogierem, który stanął dęba i zaczął świstać mi kopytami przed twarzą. Tylko cudem udało mi się uniknąć ciosu, który mógł kosztować mnie i życie.
- Versace! – krzyknęła smukła blondynka, która pędziła co sił w nogach w naszym kierunku.

<Jade, weź proszę swojego pupila, zanim mnie przerobi na bitki>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)