- Wybacz, za tą wredną kupę futra. - westchnąłem i mimo cichych protestów dziewczyny, przyłożyłem jej lód który znalazłem w naszej cudownej mini-lodówce.
- Hej, gołąbeczki! - wrzasnął w naszą stronę Daniel, jako że dalej demonstracyjnie go ignorowaliśmy. Wzdrygnąłem się na te słowo, jednak starałem się nie okazywać uczuć związanych ze znalezieniem się wśród gołębiarni. Coś czuje że już nigdy nie będzie to brzmieć tak samo. - Powtarzam: Co się stało!?
- Nic godnego twej szlachetnej i drogiej uwagi, o Danielu. - przerzuciłem wzrok na chłopaka którego nogi w tym momencie mogły spokojnie znaleźć się na lampie, podczas leżakowania na kanapie. Ten rzucił we mnie chrupką którą właśnie zamierzał zjeść ale poza tym zostawił już nas w spokoju.
- Idę jeść. - oznajmiłem wszystkim wokoło i dodałem do Alexandry: - Ty się nie ruszasz, stąd jasne? Mogę ci nawet przynieść jedzenie do łóżka, ale masz tu zostać. Daniel, pilnuj ją!
- Tak jest! - chłopak ponownie wycelował we mnie chrupkowy pocisk. Kiedy już otwierałem drzwi, poczułem jak ktoś bierze mnie za ramię. Alex najwyraźniej nie miała zamiaru leżeć w łóżku, w dodatku z towarzystwem szanownego współlokatora. Wiedziałem że już jej nie przetrzymam i wyszliśmy na kamienny dziedziniec.
Długo nie szliśmy, bo zaraz usłyszałem ten nieprzyjemny, karcący głos, a raczej wrzask, od którego uciekałem pod kołderkę. Teraz kołderki nie było, choć teraz przydałyby się dwie warstwy, bo w końcu ....
- EDWARD!
....No tak. O tym właśnie mówię. Kiedy ktoś wywrzaskuje twoje imię, w dodatku jeśli ten ktoś ma głos męski i donośny, lepiej schować się za jakiś budynek lub w boksie u twojego konnego ochroniarza. Niestety byliśmy w dość słabym położeniu, gdyż w samym środku akademii, w dodatku bez kocyka pod którym można się schować, i bez jakiegoś ciepłego boksu z twoim czterokopytnym rycerzem.
- Tłumacz mi się tu zaraz, bo jak nie... - w naszą stronę maszerował właśnie nabuzowany złą energią James. Zaciskał pięści i wymachiwał nimi tak, że gdybym znalazł się w polu jego rażenia już dawno leżałbym na ziemi, albo w szpitalu. Słyszałem również od niektórych że kiedy pan Rose jest rozwścieczony lepiej unikać go jak ognia, a jeśli to ty jesteś celem jego złości - marny twój los. Coś czułem że mój los jakoś nigdy mnie nie lubił.
- Ostatnio widziałem tylko twoją kotkę koło gołębiarni, żadnego innego kota. Gdybym go co chwilę ie wyganiał już dawno połowa ptaków byłaby za tęczowym mostem! Zapytam cię więc wprost: Dlaczego w klatce wszystkie gołębie świrują i są śmiertelnie przerażone, a trzech w ogóle brakuje? I dlaczego wszędzie roznosi się zapach KOTA!?
Cóż, musiałem przyznać - pan James miał wyjątkowo dobrego nosa, do odróżniania zapachów. Ja na przykład nie widzę różnicy pomiędzy kocim a ptasim. No, może trochę. Ale przecież w gołębiarni, pełnej gołębi, nie sposób jest odnaleźć takie oto ślady istnienia Reginy.
- No .. ja ... - wyjąkałem. Postanowiłem więc przejść na najłatwiejszą i najtandetniejszą wymówkę: - Nie miałem pojęcia że Regina wymyka się z akademika! Nie było mnie przy żadnej z takich akcji gołębie vs kot. Przysięgam!
Pan James uniósł nieznacznie brew i przeniósł wzrok na moje ramię. Na początku nie bardzo wiedziałem o co mu chodzi, do czasu aż sam nie zerknąłem w bok. "K*rwa..." jęknąłem w myślach "No to wpadliśmy". Otóż moja zacna kurtka została wzbogacona o nowy dodatek - piękny, biały placek. Cóż, może kiedyś to przejdzie do mody i wtedy będę mógł być z tych gołębi dumny. Na razie jakoś mi to nie przychodziło.
Spojrzałem na Alex która była na skraju wybuchnięcia śmiechem lub schowaniem się pod ziemię. Ona przynajmniej miała czystą kurtkę.
- No więc panie Chase i panno Santiago. - odchrząknął właściciel. - Proszę byście poszli za mną grzecznie w me skromne progi, do gabinetu.
<Alex? xd>
- Hej, gołąbeczki! - wrzasnął w naszą stronę Daniel, jako że dalej demonstracyjnie go ignorowaliśmy. Wzdrygnąłem się na te słowo, jednak starałem się nie okazywać uczuć związanych ze znalezieniem się wśród gołębiarni. Coś czuje że już nigdy nie będzie to brzmieć tak samo. - Powtarzam: Co się stało!?
- Nic godnego twej szlachetnej i drogiej uwagi, o Danielu. - przerzuciłem wzrok na chłopaka którego nogi w tym momencie mogły spokojnie znaleźć się na lampie, podczas leżakowania na kanapie. Ten rzucił we mnie chrupką którą właśnie zamierzał zjeść ale poza tym zostawił już nas w spokoju.
- Idę jeść. - oznajmiłem wszystkim wokoło i dodałem do Alexandry: - Ty się nie ruszasz, stąd jasne? Mogę ci nawet przynieść jedzenie do łóżka, ale masz tu zostać. Daniel, pilnuj ją!
- Tak jest! - chłopak ponownie wycelował we mnie chrupkowy pocisk. Kiedy już otwierałem drzwi, poczułem jak ktoś bierze mnie za ramię. Alex najwyraźniej nie miała zamiaru leżeć w łóżku, w dodatku z towarzystwem szanownego współlokatora. Wiedziałem że już jej nie przetrzymam i wyszliśmy na kamienny dziedziniec.
Długo nie szliśmy, bo zaraz usłyszałem ten nieprzyjemny, karcący głos, a raczej wrzask, od którego uciekałem pod kołderkę. Teraz kołderki nie było, choć teraz przydałyby się dwie warstwy, bo w końcu ....
- EDWARD!
....No tak. O tym właśnie mówię. Kiedy ktoś wywrzaskuje twoje imię, w dodatku jeśli ten ktoś ma głos męski i donośny, lepiej schować się za jakiś budynek lub w boksie u twojego konnego ochroniarza. Niestety byliśmy w dość słabym położeniu, gdyż w samym środku akademii, w dodatku bez kocyka pod którym można się schować, i bez jakiegoś ciepłego boksu z twoim czterokopytnym rycerzem.
- Tłumacz mi się tu zaraz, bo jak nie... - w naszą stronę maszerował właśnie nabuzowany złą energią James. Zaciskał pięści i wymachiwał nimi tak, że gdybym znalazł się w polu jego rażenia już dawno leżałbym na ziemi, albo w szpitalu. Słyszałem również od niektórych że kiedy pan Rose jest rozwścieczony lepiej unikać go jak ognia, a jeśli to ty jesteś celem jego złości - marny twój los. Coś czułem że mój los jakoś nigdy mnie nie lubił.
- Ostatnio widziałem tylko twoją kotkę koło gołębiarni, żadnego innego kota. Gdybym go co chwilę ie wyganiał już dawno połowa ptaków byłaby za tęczowym mostem! Zapytam cię więc wprost: Dlaczego w klatce wszystkie gołębie świrują i są śmiertelnie przerażone, a trzech w ogóle brakuje? I dlaczego wszędzie roznosi się zapach KOTA!?
Cóż, musiałem przyznać - pan James miał wyjątkowo dobrego nosa, do odróżniania zapachów. Ja na przykład nie widzę różnicy pomiędzy kocim a ptasim. No, może trochę. Ale przecież w gołębiarni, pełnej gołębi, nie sposób jest odnaleźć takie oto ślady istnienia Reginy.
- No .. ja ... - wyjąkałem. Postanowiłem więc przejść na najłatwiejszą i najtandetniejszą wymówkę: - Nie miałem pojęcia że Regina wymyka się z akademika! Nie było mnie przy żadnej z takich akcji gołębie vs kot. Przysięgam!
Pan James uniósł nieznacznie brew i przeniósł wzrok na moje ramię. Na początku nie bardzo wiedziałem o co mu chodzi, do czasu aż sam nie zerknąłem w bok. "K*rwa..." jęknąłem w myślach "No to wpadliśmy". Otóż moja zacna kurtka została wzbogacona o nowy dodatek - piękny, biały placek. Cóż, może kiedyś to przejdzie do mody i wtedy będę mógł być z tych gołębi dumny. Na razie jakoś mi to nie przychodziło.
Spojrzałem na Alex która była na skraju wybuchnięcia śmiechem lub schowaniem się pod ziemię. Ona przynajmniej miała czystą kurtkę.
- No więc panie Chase i panno Santiago. - odchrząknął właściciel. - Proszę byście poszli za mną grzecznie w me skromne progi, do gabinetu.
<Alex? xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)