- Z tego co pamiętam, paplałaś, że Dracul jest spokrewniony
z Ruffian, prawda? – zapytałam.
- Tak, to prawda. Chociaż to bardzo dalekie pokrewieństwo,
ale jednak – odpowiedziała Esma, niechętnie odrywając się od myśli.
- Znam taki fajny przepis na parówki w cieście, są pyszne!
Może byśmy je zrobiły, bo mimo wszystko umieram z głodu – wstałam z kanapy, na
której siedziałam, przeciągnęłam się i poszłam w kierunku drzwi.
- Właściwie to nie mam nic przeciwko, ale proszę, tym razem
bardziej pilnuj piekarnika – Esmeralda uśmiechnęła się krzywo i podążyła za
mną. Szybko poszłam do pokoju, aby znaleźć przepis i dzierżąc go w dłoni
zeszłam na dól, gdzie już czekała dziewczyna.
- Dwa jajka, 70 dag mąki, jest? – po woli sprawdzałyśmy, czy
wszystkie składnik isą na swoim miejscu. Później zrobiłyśmy ciasto, a ja
sprawnie go wyrobiłam. Na szczęście, obeszło się bez rzucania nim. Kiedy ciasto
wyrosło, wzięłyśmy właściwe parówki.
- Uwaga, PARUUUFKAAA! – zaczęłam wymachiwać jedną z nich, co
dziwnie wyglądało, a w efekcie ta złamała się w pół. Dość szybko doprowadziłam
do „II Światowej Wojny na Parufki”, ortografię pomijając. Kiedy ta bitwa się
skończyła, owinęłyśmy ciastem wojowników, którzy jeszcze nam zostali i włożyłam
do piekarnika. Podczas pieczenia oczywiście posprzątałyśmy pole wojny, które
naprawdę tak wyglądało. Tym razem nic się nie spaliło, a całość pięknie pachniała i zarumieniła się. Wzięłam talerz, w apetycznym ładzie ułożyłam danie i
podeszłam z tym do Esmy, mówiąc:
- Bon appétit!
Esma? Sorry, że tak krótkie ale wena mi gdzieś uciekła :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)