- Nie, nic… - powiedziałam nadal niespokojnym głosem.
- Jesteś pewna? – zapytał, aby się upewnić.
- Tak, na pewno… - powiedziałam, podnosząc się z ziemi i otrzepując spodnie z piasku.
Will odwrócił się, aby odejść, ale drogę zagrodziła mu pani Laura.
- Co ty sobie wyobrażasz?! Chcesz wszystko tu zniszczyć?! Zabić kogoś?! – i się zaczęło…
- Ale… - zaczął nieśmiało.
- Żadnego ale! – skarciła go instruktorka, sądząc po minie, wściekła się…
- Pani Lauro… - stanęłam prosto przed Willem. -To był przypadek…
- Przypadek? Mogła ci się stać krzywda, a ty go bronisz!?
Nic nie mówiąc, zrobiłam zdziwioną minę, spoglądając na instruktorkę błagalnym wzrokiem.
- Juto OBOJE macie stawić się na stołówce i przygotować obiad dla uczniów! – burknęła.
Oboje wytrzeszczyliśmy oczy, stojąc nieruchomo.
- Możecie odprowadzić konie… - dodała, odwracając się do nas plecami nadal zdenerwowana.
***
- Wybacz, nie chciałam tego… - powiedziałam, gdy wychodziliśmy ze stajni.
- Nie szkodzi, to moja wina. – przyznał wyraźnie niechętnie.
- Jutro spotykamy się o 12 na stołówce? W końcu musimy zrobić ten obiad…
- Racja, jutro na stołówce…
- A masz plan co by właściwie przygotować?
- Szczerze, to nie mam…
- A co myślisz o pizzy? Moglibyśmy zrobić kilka sztuk, plus desery i przystawki.
- Dobry pomysł! A umiesz ją dobrze robić?
- Czy umiem? Pewnie, że tak! W podstawówce zaczynałam robić ją samodzielnie, więc już się podszkoliłam.
- To super, powinniśmy dać sobie radę.
- Na przystawkę możemy podać tosty? Z tym powinno nam pójść dobrze i nie powinniśmy niczego popsuć.
- Jasne, to powinno im smakować… A deser? Może zrobię gofry?
- Super! To też powinno przypaść im do gustu! – uśmiechnęłam się z ulgą.
***
- Teraz tylko jedno pytanie… Gdzie wszystko jest!? – powiedziałam, rozglądając się po kuchni.
- Jakoś się ogarniemy, chyba…
Szukaliśmy i szukaliśmy wszystkich potrzebnych składników do gofrów i pizzy, aż do skutku.
Zaczęłam wyrabiać ciasto, właściwie ciasta. Jedna miska ciasta na dwie sztuki pizzy, szacując, to jedna pizza starczy na dwie osoby. A skoro akademia liczy 17 członków… Należałoby zrobić 9 sztuk pizzy…
***
- Szybko! Już za 10 minut zaczną się schodzić, a trzeba jeszcze zrobić tosty! – powiedziałam, patrząc na zegarek w piekarniku, gdzie piekła się ostatnia pizza.
- Dasz radę zacząć sama? Ja muszą tu stać i pilnować… - spojrzał na gofrownicę.
- Racja, pizzę wyjmę, gdy piekarnik zadzwoni… - powiedziałam, po czym szybko skierowałam się w stronę wystawionego już opiekacza.
Obok leżały składniki typu: ser, chleb tostowy, wędlina.
Nagle, gdy akurat wyjęłam pierwszą partię, zadzwonił piekarnik, lecz gdy się odwróciłam, ujrzałam, jak Will go wyłącza, i wyjmuje wypiek, posyłając mi bystre spojrzenie. Ja zabrałam się więc do roboty.
Chwilę później przyszedł mi pomóc, ponieważ w końcu skończył już swoją pracę.
Zrobiliśmy różnorodne tosty, a nawet takie bez niczego, w końcu nie wiadomo co kto lubi (ja osobiście lubię tosty bez niczego, tylko dwie złożone kromki chleba tostowego).
Wystawiliśmy wszystko w odpowiednie miejsce, razem z ketchupem łagodnym oraz pikantnym, i oczywiście sosami do gofrów, a były tylko trzy: czekoladowy, toffi i truskawkowy – w końcu to też coś, no nie?
- Wsiu… - otarłam czoło z ulgą.
- Nareszcie skończyliśmy… - powiedział, opierając się o ścianę.
- Teraz tylko czekać… - powiedziałam, po czym westchnęłam.
Oparłam się o ścianę, tak jak to zrobił Will.
Jakiś czas później podeszła do nas pierwsza osoba – Riley.
Szczęście, że się nie śmiała, widząc nas obu w fartuchach, w kuchni…
Jak to przystało, wzięła przystawkę, po czym usiadła do stolika.
Gdy Riley zaczęła jeść, ja zdjęłam z siebie fartuch i popędziłam grzebać w kuchennych szafkach.
- Co ty robisz?... – zapytał Will.
- A picie? Możesz śmiało iść włączyć to… coś do nalewania gorącej wody, czego nazwy nie pamiętam. – powiedziałam niby poważnie, niby żartobliwie.
Will nie marudząc, wyszedł włączyć owe ,,coś’’.
Ja grzebiąc tak w szafkach, znalazłam herbatę, którą chwile później wystawiłam w odpowiednie miejsce, tak samo, jak cukier, miód i cytrynę.
- Co za ulga… Teraz już wszystko gotowe… - powiedziałam, wzdychając z ulgą.
- Teraz tylko czekać aż wszyscy zjedzą i dopiero co iść… - powiedział, zdejmując fartuch.
***
Zebrali się już wszyscy. Jedli, rozmawiali, śmiali się, siedząc wspólnie przy stołach.
Gdy nakładali nowe dania lub odstawiali talerze do zmycia, często mówili „Było bardzo dobre” lub „Niezłe”.
A to i tak spora przyjemność, w końcu ciężko się napracowaliśmy…
Gdy wszyscy już opuścili salę, musieliśmy tylko jeszcze zmyć naczynia…
- Ale ulga, smakowało im… - powiedziałam, szorując talerz.
- Ciekawe co by było, gdyby im nie smakowało… - powiedział, robiąc to samo co ja.
- Może pani Laura kazałaby nam robić wszystko od nowa, tyle że jutro?
- Ooo… Jeszcze czego!
Oboje głośno się zaśmialiśmy, to w sumie stuprocentowa racja „Jeszcze czego”…
***
Gdy skończyliśmy zmywać naczynia, wyszliśmy z budynku jakże uradowani i jednocześnie wykończeni.
- Co byś powiedział na przechadzkę po stajni? – powiedziałam z uśmiechem.
Will?
Punkciki za zadanie, ile ich tam jest, masz xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)