Przymykałam oczy w autokarze. Wprawdzie było popołudnie, ale tak długa podróż powodowała senność. Rozejrzałam się. Kilka osób wysiadło na wcześniejszym przystanku, a ja musiałam wytrzymać jeszcze dwa zatrzymania. Zamknęłam od dawna nieczytaną książkę i włożyłam do plecaka z nadrukowanymi dounatami. Z kieszeni wyjęłam zdjęcie Pegaza, jednego z moich dwóch ulubieńców. Przypominały mi się wszystkie godziny spędzone wtulaniem się w ciepłą szyję zwierzęcia oraz tragiczny wypadek z moim ojcem - którego nie widziałam, ale często sobie go wyobrażałam. Poczułam, że moje oczy wilgotnieją. Piękny siwy ogier spoglądał na mnie ze spokojem, miłością i ufnością. Myślałam też o dziadku i o Lou, która tuż przed moim wyjazdem wróciła do domu. Nagle maszyna się zatrzymała i zorientowałam się, iż jestem na miejscu. Pospiesznie wcisnęłam zdjęcie do kieszeni, założyłam moją czarną kurtkę jeździecką i wybiegłam na zewnątrz. Od Akademii dzieliło mnie kilkaset kroków. Wbiłam wzrok w ziemię, aby ukryć łzy. Weszłam do wysokiego budynku i zarejestrowałam się, i podano mi klucz do pokoju. Wieczorem miałam mieć jazdę indywidualną, więc wtargnęłam do pokoju i rozpakowałam się. Wyciągnęłam białe bryczesy, bluzkę z koniem i nałożyłam kurtkę jeździecką. Do tego czarne, wypastowane sztyblety, czarny palcat i czarny toczek. Poprawiłam pasek od toczka nad głową i wyszłam z pokoju, zamykając tam cały ten bałagan. Szłam przez korytarz i znowu ukrywałam łzy. Nagle, szturchnęłam czyjeś ramię.
- Przepraszam... - powiedziałam cicho.
< Ktoś odważny? :) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)