Strony

piątek, 16 marca 2018

Od Naomi - Krajowe Zawody w Skokach przez Przeszkody w Rovinj (N)

Przelustrowałam nieuzasadnienie zaintrygowanym spojrzeniem mój plan zawodów, mimo iż znałam daty wszystkich przewidzianych przeze mnie startów na pamięć. Za dwa dni miałam jechać skoki na Szczurzym, szczerze mówiąc denerwowałam się o wiele mniej, niż przed konkursem ujeżdżeniowym dwie klasy niżej - może dlatego, że tym razem poczucie pewności co do dobrego przygotowania wierzchowca przewyższało stres. Znałam tego ogiera trzy lata i sztuczki, do których czasami był zdolny przechodziły najśmielsze oczekiwania tak samo, jak to, co można było z niego na treningu wycisnąć przy dobrej passie.
Zdecydowałam się wrócić do stajni i przygotować tego urwipołcia na trening, który i tak powinnam była zrealizować trochę czasu temu.
- My się już dzisiaj widzieliśmy - stwierdziłam ze szczerym uśmiechem, reagując na niezgrabne powitanie Empire. Szybkim ruchem otworzyłam bramkę boksu.
- No i proszę, wyjątkowo niezakurzony! A nie mówiłam, że dokonanie choćby incydentalnego zabrudzenia nie jest przed treningiem koniecznie potrzebne?
Kolejny raz przerwałam konwersację, by przypiąć Gniadego uwiązami na korytarzu, a następnie zabrać się za czyszczenie ewentualnych zanieczyszczeń. Jako iż jak wynikało z wcześniejszego dialogu (monologu?), brązowa sierść była niemal nienagannie czysta, uwinęłam się z oporządzeniem szybko, poświęcając więcej uwagi kopytom. Następnie, zaczynając od czarnych ochraniaczy, ubrałam Szczurzego w sprzęt.
- Tak, tak, mój kochany, teraz już niczym się nie wymigasz. Ale chyba dopisuje ci dzisiaj dobry humor, mam nadzieję?
Zarzuciłam na umięśniony zad polarową derkę i poprowadziłam Empire pod halę, w trakcie jeszcze dopinając toczek.
- No proszę, jednak zaczynanie o tej porze było zdecydowanie dobrym pomysłem - burknęłam zadowolona, widząc sytuację na maneżu. Grupa zaawansowana kończyła trening skokowy, zostawiając mi bardzo korzystne rozstawienie przeszkód, które zwalniało mnie od długiego ustawiania. Wskoczyłam na ogiera i, ustawiając go nisko, zaczęłam rozgrzewkę w stępie.
- O, Naomi! Jestem Ci chyba dłużny jeden trening... - łypnęłam okiem na Rose'a, widocznie nie tylko ja chciałam zyskać na gotowym parkurze. Zgodnie z prawdą instruktor miał u mnie jednak spory dług pod względem jazd prywatnych. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie wyprosić go i wyraźnie zaakcentować, że powinien się trochę bardziej pomęczyć z rozkładaniem przeszkód, w konkluzji jednak uznałam, iż dwa dni przed zawodami przyda nam się jeszcze jedna lekcja.
Po rozprężeniu we wszystkich trzech chodach, jakie zwyczajowo wykonałam sama, pan James przeszedł do konkretów.
- Pojutrze jedziesz na zawody, więc nie będzie żadnych ćwiczeń, normalne przejazdy. Bez żadnego śpieszenia, spokojnie i precyzyjnie...
***
- Najszybsza droga do Rovinj to 35 kilometrów, tudzież 40 minut... - mruknęłam nieobecnie, błądząc wzrokiem po mapie.
- A może lepiej sprawdziłabyś, czy wszystko mamy? - zaproponowała głośno Esma, opierając się o zimną maskę samochodu.
- Zabrałam sto procent minus twoja pasza witaminowa, Dracul sobie nie poradzi bez dopingu i git, jeden konkurent mniej - parsknęłam w sarkastycznym uśmieszku.
- Ejże, i bez niej nie masz ze mną szans - ale tak serio, spakowałaś ją czy nie?
- Oczywiście, możesz przecież sprawdzić. Żeby dojechać na dwie godziny przed rozpoczęciem, musimy...
- Jak to, nie ma jej! - przerwała mi przyjaciółka oskarżycielsko, grzebiąc w stosie przedmiotów.
- Koło paki, idiotko - podsunęłam. - Musimy wyjechać najpóźniej za 45 minut, proponuję 30.
- Dobrze, mam. Idź już po Gniadosza.
Dziarskim krokiem podążyłam do stajni, dzierżąc derkę w jednej dłoni, a dopasowane kolorem ochraniacze sportowe w drugiej.
- No, nie podniecaj się tak! - rzuciłam bezsensownie do wierzchowca, który w rzeczywistości nie był ani trochę zdenerwowany, mimo iż najwyraźniej dobrze wiedział, co się szykuje. Bez problemu założyłam zabezpieczenia przed urazem na nogi i ogon, a potem polarowy materiał na grzbiet. Następnie przypięłam karabińczyk uwiązu do rubinowego kantara i zaprowadziłam Empire do przyczepy.
- Ej, mówię Ci, zawołaj Rose'a! - krzyknęłam do oddalającej się w nieznanym mi kierunku Esmy, czekając, aż Szczurzy skończy lustrować wnętrze pojazdu. Dziewczyna nie usłyszała moich słów, toteż ze zrezygnowanym westchnieniem ruszyłam naprzód, prowadząc koło siebie konia. Bez protestów wszedł do środka, zadowolona poklepałam go po łopatce, poprzedzając ten gest zamknięciem bramki i przywiązaniem sznurka luźno do barierki.
- Dziewczyny, jesteście już gotowe? - usłyszałam za sobą znajomy mi głos mężczyzny.
- Esma gdzieś zniknęła, ale wydaje mi się, że poszła po Dracula - wytłumaczyłam, wychodząc z przyczepy. - A ja z Empire dopięci już na ostatni guzik.
***
- Jesteśmy! - oznajmił pan James, parkując na długo szukanym skrawku terenu. Gdy tylko przekręcił kluczyki w stacyjce, wyskoczyłam z auta i szybkim krokiem podążyłam do wejścia doczepy.
- Hola, hola, dojechaliśmy idealnie w punkt - przypomniał mężczyzna, bez trudu wyprzedzając dreptającą w moją stronę przyjaciółkę.
- Przypomniało mi się, że nie wzięłam ulubionych smaczków Empire. Będę musiała długo szukać marchewek, trzeba się sprężać - powiedziałam żywo, zdejmując skobel. Esmeralda popatrzyła na mnie tępo, po czym wybuchnęła głośnym śmiechem. Szybko jej zawtórowałam.
- Co do diaska? Przecież polecę do sklepu i kupię i te marchewki - zapewnił zdezorientowany Rose, co jeszcze bardziej rozpaliło nasz chichot.
- Proszę się nie martwić, Esma wzięła te trawokulki - odparłam w końcu, wcale niepewna swojej wypowiedzi. Rozwarłam na oścież drzwiczki i weszłam do wnętrza przyczepy.
- Gotowy na konkursowy harmider? - zapytałam retorycznie, rozwiązując uwiąz, co poprzedziłam otwarciem bramki zabezpieczającej. Powoli i ostrożnie wyprowadziłam wierzchowca na zewnątrz i od razu dokonałam przeglądu jego ciała w celu wykrycia jakichś ewentualnych ran czy zadrapań. Na szczęście, obyło się bez owych, toteż wołając jeszcze coś o pace odprowadziłam konia do stajni, kierując się wyłącznie intuicją. Po odstawieniu do odpowiedniego boksu, znalazłam przyjaciółkę i zaproponowałam jej oglądnięcie parkuru, na co przystała.
~~~
- ... i na końcu stacjonata, ta, która była też druga - skończyłam prezentację wcześniej przyswojonych informacji brunetce, tylko dla lepszego ich zapamiętania.
- Dobrze, mnie też się tak wydaje. Najwyżej obie zostaniemy potraktowane sędzią wbiegającym na środek i informującym o nagłej zmianie trasy - parsknęła dziewczyna, skręcając w odpowiedni, stajenny korytarz. - Szczotki już wzięłaś, prawda? Okej, w takim razie widzimy się później, może i nawet dopiero na rozprężalni.
Skinęłam głową i zatrzymałam się pod numerkiem oznaczającym boks mojego rumaka.
- Wzięłam wszystkie preparaty, szczotki, spreje i inne potrzebne do idealnego stanu czystości konia. Tym razem musisz oślepić wszystkich sędziów jeszcze przed tym, jak wyłamiesz na pierwszej przeszkodzie - wytłumaczyłam Gniademu, który wydawał się zrozumieć mój sarkazm. Wyprowadziłam go na odpowiednie stanowisko, gdzie przypięłam do kantara dwa specjalne uwiązy. Zaczęłam oporządzanie od usunięcia kurzu co do joty, napomnę bowiem, że po wczorajszej kąpieli żaden większy rodzaj zabrudzenia nie miał prawa się ostać. Następnie w jedwabistą już wcześniej sierść wtarłam suchy szampon, a potem nabłyszczacz. Mokrymi chusteczkami wytarłam misternie pysk Empire. Grzywę i ogon dokładnie rozczesałam, traktując jednocześnie sprejem do długiego włosia, w dalszej kolejności ładnie zaplotłam. Kopyta oczyściłam zwykłymi szczotkami i kopystką, a na końcu nasmarowałam je specyfikiem.
- No, gwiazdorze, teraz chyba trzeba będzie rozdać im okulary słoneczne! - oznajmiłam zadowolona, wyciągając z kieszeni telefon. - Uśmiech!
Po udanej, krótkiej sesji okryłam umięśnione ciało polarową, czystą derką i zaprowadziłam z powrotem do boksu. Następnie popędziłam w stronę naszego auta, by ubrać odpowiedni strój.
Biała koszula z mankietami i w tym samym kolorze bryczesy, czarna marynarka jeździecka, ciemne, wypastowane oficerki i kremowe rękawiczki, aż w końcu kask znalazły się migiem na moim ciele. Rozwichrzone włosy uplotłam w zwięzłego warkocza, by nie przeszkadzały mi w dalszych czynnościach. Chwyciłam siodło skokowe, magnetyczną podkładkę pod siodło, jasny czaprak, czarne ochraniacze i nauszniki, ogłowie z wędzidłem oraz napierśnik i pobiegłam do stajni.
- Jasne, kochany. Mamy jeszcze pół godzinki do startu, nie stresuj się - wymamrotałam, kładąc sprzęt na wieszaku przy bramce. Założyłam ochraniacze, a mahoniową derkę zastąpiłam konkursowym czaprakiem. Wrzuciłam na brązowy grzbiet również podkładkę i siodło, podpinając popręg z futerkiem na pierwszą dziurkę. Następnie włożyłam w pysk konia metalowe, ale rozgrzane wcześniej w dłoniach wędzidło pojedynczo łamane, dopięłam paski nachrapnika i podgardla, na koniec zaś umiejscowiłam nauszniki na delikatnych narządach słuchu Empire.
- Jesteśmy gotowi - poinformowałam rozgorączkowanego konia, jakby nie miał o tym zielonego pojęcia. Podciągnęłam jeszcze pas trzymający siodło i ruszyłam na rozprężalnię.
- Esma zaczęła już rozgrzewkę, ty też powinnaś. Zawody rozpoczynają się za 10 minut - mówił wolno i wyraźnie James, podczas gdy już na koniu ustawiałam odpowiednio strzemiona. - No, to jeszcze jaki masz numerek?
- Piąteczka - wyrecytowałam, nie odrywając się od wcześniejszej czynności.
- Świetnie. Zaczynaj już, życzę ci powodzenia!
Ustawiłam Gniadosza nisko i zaczęłam rozstępowanie. Kręciłam kilka kół, serpentynę i łagodne ustępowania. Krótko przed informacją o starcie konkursu przeszłam do kłusa, na początku nie zmieniając ustawienia. Także zastosowałam dużo zgięć i ustępowań od łydki, dodałam jedno żucie z ręki. W galopie wykonałam te same elementy, nie obyłam się także bez dużej ilości przejść. W dalszej kolejności zaczęłam skoki - oddałam kilka lotów nad przeszkodami nie większymi niż te na hali konkursowej, z dobrego, mocnego galopu oraz opanowanego najazdu.
- Startuje zawodniczka numer 3 - Vanessa Warner na koniu Statuetka. Prosimy o przygotowanie zawodnika numer 4 - usłyszałam gładko z głośników. Wykonałam płynne przejście do stępa i zadowolona z dobrej rozgrzewki oraz konia przygotowanego do pokonania parkuru, ustawionego na pomocach i skoncentrowanego (co ważne - tylko na sobie i na mnie) zrobiłam jeszcze jedną rundkę najwolniejszym chodem. Potem skierowałam się do wejścia na parkur, obok którego grzecznie stanęłam.
- O start prosimy zawodnika numer 4, Marcela Mannie na koniu Minotaur La vie! O wjazd prosimy także zawodniczkę numer 5 - poinformował spiker. Ruszyłam stępem z całą skumulowaną energią, mając chwilowe wrażenie, że całe wypracowane wcześniej koncentracja i opanowanie burzą się w jednym, nagłym momencie. Rumak spiął się, zrobił się zupełnie twardy w wędzidle i przestał pracować grzbietem oraz zadem, jakby szedł na ścięcie, a nie w celu zaprezentowania się. Mijając szeroko przeszkody, starając się jednocześnie nie przeszkadzać jadącemu, stopniowo nabraliśmy pewności siebie i zanim z trybunów rozległy się oklaski informujące o ukończeniu trasy, zdążyłam sobie jeszcze ją przypomnieć.
- Marcel Mannie na wałachu Minotaur La vie skończył przejazd w czasie 48 sekund, z 4 punktami karnymi. Zapraszamy do prezentacji zawodniczkę numer 5, Naomi Sullivan na koniu Empire du Rouet!
Przeszłam do kłusa anglezowanego, a po wykonaniu obszernego koła wznowiłam zagalopowanie. Szczurzy posłusznie nie wyrywał się do przodu, czując wzrastające w nim emocje nie wystawiałam go jednak dłużej i skierowałam prosto na celowniki startowe. Nie rozpędzałam galopu, dopóki po usłyszeniu charakterystycznego piknięcia nie znaleźliśmy się na prostej od pierwszej przeszkody - jasnoniebieskiego oksera. Tam dopiero stanowczym ruchem wypchnęłam zad do mocnego galopu, dając trochę luzu w wędzidle, trzymając go jednak na stałym kontakcie. Empire mocno się wybił, idealnie wymierzając odskok, a w locie łagodnie zabaskilował. Już miękko upadając spojrzałam w stronę następnej stacjonaty. Lekko zwolniłam i wykonałam łagodny łuk, ze względu dalszej tendencji do pędzenia nie pozwalając Gniademu wrócić do szybkiego tempa, w którym zatraciłby odpowiedni moment wybicia i kontrolując foule do dobrego odskoku. W locie przełożyłam pomoce na prawą stronę, wykonując zmianę nogi. Po wylądowaniu na prostej lekko wydłużyłam wykrok, pilnując oczywiście opanowanego chodu. Skróciłam już przed pierwszą przeszkodą szeregu, a po lądowaniu jeszcze bardziej zahamowałam w celu uzyskania dobrego odskoku, o którego przy dwóch skokach w galopie odstępu na koniu o długiej fouli wcale nie było łatwo. Po locie nad doublebarre wyjechałam kolejny łagodny zakręt, kierując na wysokiej postury okser. Gniadosz kolejny raz pięknie użył mięśni grzbietu, ja zastanawiałam się jednak nad kolejną przeszkodą. Odległość między nią wyglądała na niecałe cztery foule, postanowiłam jednak nieco skrócić czas przejazdu i pojechać ją na trzy. Wyrzuciłam spod siebie nogi ogiera, na co zareagował aż nazbyt gwałtownie i instynktownie. Nie zdążyłam skorygować tempa, przez co miejsce odbicia znalazło się tuż pod przeszkodą, a odskok był za krótki. Empire wyfrunął znad drągów i ledwo co zabaskilował, a mimo to udało nam się uniknąć zrzutki, a nawet wykonać sprawną zmianę nogi. Skręt po tej przeszkodzie był na przekór bardzo udany, już opanowany i w dobrym rytmie. Skok nad triplebarre także można zaliczyć do lepszych elementów przejazdu, mimo dość mocnego baskilu. W dobrym rytmie i równowadze dojechałam do siódemki, pojedynczy okser nie sprawił nam większych kłopotów. Już nad nim zaczęłam się przymierzać do mocnego skrętu. Półkole nie było łatwym punktem, ale ostatecznie udało nam się je wyjechać tak, iż przed początkiem szeregu zdążyłam skrócić wykrok na prostej.
- Dawaj tak dalej, już prawie koniec! - szepnęłam w międzyczasie pokrzepiająco do Szczurzego, który zdawał się być jednak zbyt skoncentrowany na parkurze, by cokolwiek usłyszeć. Zadowolona mimo wszystko spojrzałam naprzód. Rytmicznie i z równowagą przejechałam kolejno wszystkie trzy przeszkody, jadąc między każdą z nich jeden foul. Na ostatniej stacjonatce ponownie zmieniłam nogę galopu, a myśl, że został tylko jeden skok dodała mi mocy. Manewr w kształcie podkowy wyjechałam dość szybkim galopem, a na najeździe do ostatniej przeszkody pozwoliłam pojechać Empire samemu, z większym luzem, oczywiście nadal kontrolując wszystko z góry. Zrobił to idealnie, precyzyjnie i wcale nie stylem młodziaka, który chce jedynie znaleźć się jak najszybciej po drugiej stronie - znalazł dobry punkt odbicia z dobrym odskokiem i pewnie przeleciał nad drągami, mocno wdrażając mięśnie. Kiedy wylądował na miękkim podłożu, usłyszałam po raz drugi ciche pikanie, a zaraz po tym głos spikera. Przeszłam do kłusa, a następnie do stępa i zaczęłam hojnie oklepywać rozgrzane łopatki Gniadego, nie słysząc nawet wypowiadanych przez mikrofon słów. W dalszej kolejności na luźnych wodzach sprowadziłam wierzchowca przed halę, gdzie czekał na mnie Rose.
- Ten skok na różowej stacjonatce, to było istne kamikadze z rozpędu, a mimo to wszystkie drągi całe. Jak żeś ty to zrobiła? - wyjechał na wstępie mężczyzna, machinalnie klepiąc po brązowej łopatce.
- Widzi pan, to są już tajemnice zawodowe - stwierdziłam, po czym wzięłam od niego kostkę cukru i podałam Empire. Potem szybko zarzuciłam na spocony zad derkę, popuściłam popręg, podciągnęłam strzemiona i zdjęłam wodze z szyi rumaka.
- Tak, w imię naszej akademii nie powinnaś wyjawiać źródła takich efektów specjalnych światu. Poza tym mankamentem przejazd był całkiem dobry, ale mimo wszystko dalej trzeba będzie rozwijać w tej maszynie mocną, dorosłą, ale opanowaną siłę, ćwiczyć efektywne dodania i skracania oraz zmiany nogi w skoku, bo na jednej trochę straciłaś równowagę. To tak na wypadek, gdyby te zawody odebrały Ci motywację - ciągnął dalej pan James, czekając, aż skończę wszystkie kontrolne czynności.
- Naprawdę sądzi pan, że uda mi się zdobyć jakieś wysokie miejsce?
- W pierwszej 30 na pewno - uśmiechnął się sarkastycznie, zawodników było akurat 30. - Dobrze, idź już, Esma startuje jako dwunasta.
Szybkim krokiem podążyłam do stajni, dalej chwaląc mojego Gniadosza. W końcu popisał się dzisiaj naprawdę niebanalnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)