- Skoro ładnie prosisz. W sumie i tak nie miałam nic do roboty- posłałam mu życzliwy uśmiech. Wydawał się dość miły. Może bym gdzieś z nim wyskoczyła później? Nigdy nie wiadomo, co jeszcze wyniknie z takiej pomocy, he he.
Podeszłam do końskiego łba. Przeciągnęłam ręką po gwiazdce na środku kasztanowatego czoła.
- Kto jest śliczny? Ty jesteś śliczny. Będziesz spokojnie stał, prawda? - ogier zaczął poruszać uszami. Sądząc po minie, jaką przybrał Navarro (w ogóle, strasznie dziwne imię!), obydwoje zastanawiali się, co ze mną nie tak. Przyznam się bez bicia, nie należałam do najbardziej poczytalnych osób w okolicy.
Wzięłam się za pilnowanie Jumpera, kiedy chłopak operował maszynką. Szczerze, nigdy wcześniej nie widziałam strzyżenia konia, a już na pewno nie w wykonaniu jakiegoś ucznia. Nie interesowało mnie to też zbytnio, gdyż sama wręcz przepadałam za puchatymi wierzchowcami. Cóż jest milszego od wklejenia się w takiego i bawieniu się lekko kręconą sierścią? Mimo wszystko przyglądałam się z ciekawością ruchom nastolatka, który to wydawał się doświadczony w tej dziedzinie opieki. Jakby codziennie pozbawiał futerka całych stad, fachowiec.
Odłączyłam się trochę od świata, każdy ruch wykonując mechanicznie. Z tego też powodu byłam mocno zszokowana, kiedy czyjaś dłoń znalazła się przed moją twarzą.
- Ej, ziemia do Leny - usłyszałam głos z pogranicza zirytowania i rozbawienia.
- Melduje się na posterunku - powiedziałam ewidentnie mniej przytomnym tonem, niż bym chciała.
- Dzięki za pomoc. Już cię nie trzymam, możesz wrócić do zajęć, które ci przerwałem.
- Nie, spoko, jak już mówiłam, byłam wolna.
Poczułam się trochę nieswojo, widząc twarz niebrzydkiego przedstawiciela płci przeciwnej tak blisko. Poczułam, że oblewam się rumieńcem. Czemu ja się zawsze czerwieniłam przy chłopakach, czemu?!
Zostawiłam uwiąz w dłoni nowego znajomego i ze spuszczoną głową już zaczęłam odchodzić, kiedy przypomniałam sobie coś, na co jeszcze niedawno miałam wielką ochotę. Już z większą pewnością siebie zwróciłam się do niego z pytaniem.
- Hej, a nie chciałbyś może wyjść gdzieś ze mną?
- Czemu miałbym chcieć? - zapytał, unosząc jedną brew. Nie wydał mi się jednak bardzo załamany propozycją, więc ciągnęłam:
- Po prostu, tak byśmy się poznali. Znajomych nigdy za wiele, prawda? Zwłaszcza tych od koni - wyszczerzyłam się w najbardziej niewinny i słodki sposób, jak tylko potrafiłam. Gdyby mi odmówił, była by to straszliwa ujma, prawda?
- A gdzie niby chciałabyś pójść? - zapytał, odstawiając kopytnego do boksu.
- Jak dla mnie możemy nawet pojechać w teren. Albo z kawą pochodzić po lesie naokoło.
- Spacer, tak, to brzmi idealnie - odparł - Ale za kawę to podziękuję, nie pijam tego. Nie to, że nie lubię czy coś, po prostu nie mogę.
- A-aha - spojrzałam na niego jak na pierwszorzędne UFO - Kakao może być?
- Jak najbardziej, kakao dobra rzecz.
- Świetnie. To kiedy masz czas?
- Dzisiaj po jeździe będzie już za zimno, więc może... 12 jutro? Po pierwszych lekcjach, przed treningiem.
- Mi pasuje.
- No to jesteśmy umówieni, tak?
- Pewnie.
Machnęliśmy sobie ręką na pożegnanie i odeszliśmy, każdy w swoją stronę. Westchnęłam z ulgą. Testament będzie musiał poczekać na inną okazję. Teraz tylko odhaczyć wszystkie obowiązki, a spotkanie pójdzie jak kaszka z mleczkiem. Co może się stać?
~*~
- W co by się tu ubrać, w co by tu się... - nuciłam, wybebeszając szafę. Po krótkim czasie cała jej zawartość znalazła się na podłodze i łóżku. Przyglądałam się wszystkiemu dokładnie - miałam wyglądać jeszcze cudowniej, niż zwykle. W końcu stanęłam na czarnych kozakach z futerkiem, jasnych jeansach kroju skinny, biało-czarnym sweterku z kominem i czapką do pary oraz beżowej kurtce z miękkim kapturem. Gotowa już na to, co przyszykowało dla mnie życie, stanęłam przed internatem. Śnieg lekko prószył, w sumie usypała się już kilkucentymetrowa warstwa. Niebo było pokryte łatami chmur, które skutecznie odcinały ziemię od światła. Na szczęście nie było bardzo zimno, gdyż wiatr postanowił zatruwać życie ludności gdzieś indziej.
- Masz jakieś dziwne skłonności do zawieszania się - przywitał mnie wesoły komentarz i za chwilę zostałam pozbawiona jednego ze słodkich źródeł ciepełka. Sama wzięłam się za popijanie zawartości drugiego.
- Myślisz? - zakręciłam ręką z kubkiem - Może faktycznie. Tak czy inaczej - tu zrobiłam krótką pauzę - Idziemy gdzie nas nogi poniosą, co nie?
- Mamy więcej opcji? - zapytał, uśmiechając się zadziornie.
- Nie za bardzo.
- To na co czekamy? - chłopak ruszył przez siebie, a mi nie zostało nic więcej, jak podążyć za nim.
- Więęęęęc - zaczął, przeciągając przedostatnią literę - Długo jesteś tutaj? W sensie, od kiedy się tu uczysz?
- Ja? Cóż, to trochę bardziej złożone. Uczyłam się tu już kiedyś, przez jakieś pół roku. Wróciłam po rocznej przerwie. Prawie dokładnie, wtedy, kiedy opuszczałam to miejsce, też był okres świąteczny. Zabawne, prawda?
- A dlaczego odeszłaś? - kolejne pytanie zmroziło mnie bardziej, niż chłód powietrza.
- To... Trudne do wytłumaczenia - przerwałam na chwilę, zastanawiając, czy nie wyjawić mu prawdy. Nie, na to za wcześnie. Po co niszczyć ciekawe plany?
Zastanawiałam się, o czym mogłabym z nim porozmawiać. Ta rozmowa była naprawdę niezręczna, potrzeba było jej jakiegoś luźnego tematu. Lecz kiedy już miałam zapytać się o jego konia, ujrzałam śniegowe zaspy na bokach ścieżki. To było takie... Obudziła się we mnie mała dziewczynka, która koniecznie chciała po nich poskakać. I co zrobiła Lena, ta sama, która kocha wzbudzać respekt? Wskoczyła w jedną. Szłam po nierównym gruncie, co jakiś czas się potykając. Musiałam wyglądać na niespełna rozumu. Przedziwną zabawę przerwała mi mroźna kulka, która dziwnym trafem znalazła się na mojej kurtce.
- Zachowuj się jak człowiek, bo oberwiesz jeszcze trochę - Navarro wyszczerzył się, już szykując następny pocisk.
- To jest wyzwanie? - zapytałam, biorąc do ręki jak najwięcej puchu.
- Zawsze możesz się poddać.
- Nigdy! - zamachnęłam się, celując w głowę mojego towarzysza. Niestety, uniknął on mojego strzału, by zaraz potem obrzucić mnie kolejną porcją. Obrzucaliśmy się śnieżkami jeszcze kilka dobrych minut, póki nie poczuliśmy zmęczenia zmieszanego ze znudzeniem. Padłam na ziemię, ciągnąc go za mną. Leżąc, przyglądałam się szaremu niebu i białym okruchom, lecącym prosto na moją, i tak już dość mokrą, osobę.
- Piękne i dziwne zarazem, nie sądzisz?
- Ale co? - chłopak chyba nie zrozumiał, nad czym rozmyślam.
- Płatki śniegu. Każdy ma wyjątkowy, cudowny wzór, który nigdy się nie powtórzy - westchnęłam, próbując złapać jakiś, choć oczywiście wszystkie od razu topniały, gdy tylko zetknęły się z moją dłonią.
- Wierzysz temu twierdzeniu? Jak dla mnie, to dość abstrakcyjne stwierdzenie. No bo niby skąd ludzie wiedzą o tym, że wzory się nie powtarzają? Jak dla mnie to trochę podejrzane - stwierdził. Jak on mógł tak bestialsko niszczyć moje marzenia i zachwyt nad światem?
- Gaduła - wtarłam mu garść śniegu w twarz.
- Dzieciak - odpłacił mi się tym samym. Szczypało jak diabli!
Śmieliśmy się tak długo, aż rozbolały nas brzuchy. To zdecydowanie był dobry powrót do szkoły.
Nav?
1056 słów= 6p.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)