Strony

środa, 2 stycznia 2019

Od Camille'a C.D Gai

Zaśmiałem się pod nosem.
- Wyobraź sobie, że już kolejny raz miałem do czynienia z tą wesołą grupą dzieciaków - powiedziałem, gładząc Paris po szyi. - Sympatyczne istoty, jednak to trochę męczące zadanie, więc współczuję wszystkim instruktorom.
- Nawet panu Gilbertowi Blythe? - Gaia przybrała rozbawiony ton.
Widocznie do blondynki również dotarły wieści o mrocznej sławie instruktora oraz jego okropnie męczących zajęciach z ujeżdżenia, które nie pozostawiały suchej nitki zarówno na jeźdźcu, jak i wierzchowcu nieszczęśnika.
- Byłbym skory mu współczuć, ale nie sądzę, aby pozwolili, żeby ten sztywniak miał dostęp do młodszych dzieci. Jeszcze jakieś by się wystraszyło- stwierdziłem po chwili namysłu. - Chociaż wolę nie rozprawiać przesadnie długo na jego temat. Wystarczy fakt, że i tak mnie już nienawidzi.
Gaia oparła się o drzwi od boksu Paris ze zdziwioną miną.
- Podpadłeś mu? - zapytała z nutą zmartwienia w głosie.
Pokręciłem głową i odparłem:
- Mój koń, ale w rozrachunku generalnym wychodzi na to samo.
Tym razem Gaia wyglądała na zdziwioną jeszcze bardziej. Nie zdawałem sobie sprawy, że nie rozmawialiśmy ostatnio w kategoriach ,,co tam u mnie''. Poczułem się winny jej niewiedzy, więc stosunkowo chaotycznie dopowiedziałem:
- Wydarzenie rozegrało się na dniach, więc nie zdołałem się z tobą podzielić informacjami.
Gaia jednak nie wyglądała na złą na mnie, ponieważ ewentualne pretensje przykrył płaszcz ciekawości połączonej z ekscytacją.
- Opowiadaj i pokazuj wszystko - powiedziała przejęta.
Z mojej strony brzmiało to trochę jak wojskowy rozkaz, więc zaśmiałem się cicho, stuknąłem nogą o podłogę, stanąłem na baczność i sprawnie zameldowałem:
- Tak jest, kapitanie Gaiu!
Dziewczyna zachichotała, a ja wydostałem się z boksu końskiej ulubienicy, klepiąc ją na pożegnanie.
- Ostudź zapał, wszystko po kolei - zwróciłem się do Gai. - Zostałem przeniesiony do grupy zaawansowanej, co mnie bardzo zaskoczyło, ale za to ucieszyłem się z przywileju posiadania własnego konia. Jestem pewien, że wkrótce ty też się tam znajdziesz. Od jakiegoś czasu miałem na oku pewnego siwka z Francji oczywiście, więc korzystając z zaistniałej sytuacji oraz świątecznej chęci moich rodziców do wysłania dodatkowej porcji pieniędzy, kupiłem go.
Pogratulowała mi. To miłe! Szliśmy wzdłuż ścieżki, która prowadziła ze stajni szkółkowej do prywatnej z zamiarem odwiedzenia Rokosza. Przez chwilę wahałem się, czy to dobry pomysł. Odrobinę się obawiałem, że jego niechęć do obcych dziewczyna mogłaby uznać za nielubienie konkretnie jej. Nie miałem jednak więcej czasu na myślenie, ponieważ Gaia zadała pytanie:
- Co z panem Gilbertem? Co wywinął koń?
Przewróciłem oczami. Ich pierwsze spotkanie było tak żałosne, że nie warto nawet go wspominać.
- Nie widzę potrzeby opowiadania o tej katastrofie. Wystarczy ci wiedzieć, że uznał go za nienadającego się do ujeżdżenia.
- Nie martw się. Nie każdy koń jest dobry we wszystkim. - Zdawało mi się, że próbuje mnie pocieszać.
Machnąłem ręką wymijająco.
- Ależ mnie to nie przeszkadza! Uporam się z ujeżdżeniowymi brakami sam, aby kiedyś utrzeć mu nosa - fuknąłem bardziej do siebie niż do Gai, przypominając sobie felerny dzień.
Może chciała jeszcze coś powiedzieć na ten temat, ale zamknęła usta, kiedy przekroczyliśmy próg stajni dla koni prywatnych. Oboje niemalże synchronicznie uśmiechnęliśmy się na widok bystrych oczu rumaków, które utkwiły w nas wzrok. Wszystkie, oprócz Rokosza.
- Który jest twoim koniem? - spytała Gaia nieco zdezorientowana, ponieważ nie zobaczyła żadnego nowego pysku wychylającego się nad drzwiczkami jednego z boksów.
Poprowadziłem ją na sam koniec stajni. Zajrzałem do boksu Rokosza, a Gaia zaraz potem zrobiła to samo. Wałach stał tyłem do nas, grzebiąc kopytem w ściółce. Dopiero po moim cmoknięciu zwrócił się w naszą stronę.
- Ma na imię Rokosz - zwróciłem się do Gai.
Widząc niepewne ruchy wierzchowca, dziewczyna powoli wyciągnęła do niego rękę. Minęło kilka chwil, zanim ten delikatnie trącił ją nosem. Byłem wdzięczny za wyrozumiałość, a wcześniejsze obawy okazały się zbędne. Porozmawialiśmy chwilę przy boksie, ale po pewnym czasie zgodnie stwierdziliśmy, że zgłodnieliśmy. Wychodząc ze stajni dla koni prywatnych, w oczy rzuciła mi się tablica przy wejściu. Zwykle wisiały tam szare ogłoszenia o zawodach albo obwieszczenia co do zmiany terminów jazd. Tym razem dostrzegłem coś kolorowego. Podszedłem bliżej, aby doczytać, o co się rozchodziło. Bal noworoczny? Na myśl przyszła mi spontaniczna propozycja.
- Gaia, poczekaj! - zawołałem za dziewczyną, która wyprzedziła mnie i widocznie nie spostrzegła, że się tu zatrzymałem.
Obróciła się, zawróciła w moją stronę. Na miejscu przeczytała ogłoszenie.
- Chciałabyś mi może towarzyszyć? - spytałem bez zbytecznego namysłu. - Umiem nieźle strzelać szampanem bez uszkadzania sufitu.

Gaia?

689 słów = 3p.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)