Niedługo trwał stan wybudzania ze snu, gdyż, gdy tylko ujrzałam procenty znajdujące się niedaleko mnie, podniosłam się żwawo na rękach. Byłam zwarta i gotowa do picia, choć wiem, że spożyłam już tego trunku zbyt dużo, a dokładanie kolejnej porcji alkoholu do mojego niedawno wytrzeźwiałego organizmu, nie było najlepszym pomysłem. Mimo to, stłumiłam swoje denerwujące sumienie, ponieważ nie miałam ochoty przegapić okazji do wypicia z Noah’em, szczególnie z nim.
- Zamierzałeś się ze mną nie podzielić?- zagaiłam, robiąc wielce smutaśną minkę.
- Wtedy by już tu nic nie było.- uśmiechnął się, a ja już wstawałam by dać mu porządnego kuksańca.
Zbliżyłam się do niego, próbując nieudolnie naśladować groźnego dresa, wypinając klatkę piersiową do przodu, trącając go przy tym delikatnie oraz rozstawiając na boki ręce. Zarzuciłam słynnym tekstem „masz coś do mnie?”, starając się nie wybuchnąć przy tym śmiechem, choć mój plan szlag trafił. I tak oto zakończyła się moja kariera aktorska, bo po a) jestem zbyt mała do tej roli, i po b) wybuchanie śmiechem w czasie odgrywania poważnego, a nawet rzekłabym, mrożącego krew w żyłach spektaklu to nie jest najrozsądniejsza rzecz.
Chłopak patrzył na mnie jedynie z litością, z igrającym mu uśmieszkiem na ustach.
- Vivian, napij się wódki i przestań gwiazdorzyć.- popchnął mnie delikatnie w stronę zgrzewki, na co nawet nie zamierzałam protestować.
Gdy spytałam się go, która jest godzina, zdałam sobie sprawę, że jest naprawdę późne popołudnie, a niedługo nastanie wieczór. Nie przejęliśmy się tym, że prawdopodobnie podpadniemy kadrze, nie pokazując się cały dzień w Akademii, bo ani mnie, ani Noah’a kompletnie to nie obchodziło. Z ostrożnością, i jakby z uwielbieniem, wyjęłam jedną butelkę jeszcze zimnego trunku, odkręcając go. Wypiwszy duży łyk, podałam szklane naczynie mojemu towarzyszowi . Zmieniając się tak na zmianę przez jakieś 40 minut, butelka została opróżniona. Oboje czuliśmy się już nieźle podchmieleni, lecz nadal trzymaliśmy się w pionie. Jest dobrze!
- Wiesz, że mam dziś chytry plan upicia Cię?- poruszałam wymownie brwiami, pochylając się lekko ku niemu.
- Nie mam nic przeciwko.- na jego ustach zaigrał cwaniacki uśmieszek, z którym tak mu było do twarzy.
Spojrzałam w kierunku zgrzewki, gdzie moim oczom ukazały się trzy dorodne butelki. Chwyciłam dwie, jedną z nich podając chłopakowi. Z niezwykle poważną miną, wytłumaczyłam mu zasady- któreś z nas ustawia stoper na minutę, a my w tym czasie pijemy, ile wlezie. Przegrany udaje kota. Noah podsumował karę słowami „dziwne masz upodobania”, lecz zgodził się bez żadnego protestu. Wyjął komórkę, chwilę w niej poszperał, w tym czasie ja otwierałam nam alkohol. Chwilę później, usłyszawszy trzy głośnie piknięcia, jak narwani przyłożyliśmy butelki do ust. Żłopaliśmy całkiem jak wprawieni alkoholicy, którzy od roku są na odwyku i stęsknili się za nim bardziej, niż za własną rodziną. Paliło mnie nieźle w gardle, lecz nie pozwoliłam, by to drażniące uczucie mą zawładnęło, więc próbowałam czerpać przyjemność z gorąca, rozlewającego się po moim przełyku. Gdy ponownie zadźwięczał alarm, oznajmiając koniec wyścigów, podskoczyłam przestraszona, co poskutkowało tym, że trochę płynu wylało mi się za bluzkę, spływając na piersi i brzuch.
- Ch*lera!- zaklęłam głośno, gdy poczułam łaskoczące krople na swojej skórze.
Śmiech Noah’a rozniósł się po polanie, wkrótce dołączył się również i mój. Byliśmy teraz tak nawaleni, że bełkotaliśmy coś , jaką to słodką ciapą jestem. Później doszło do tego, że kłóciłam się z nim, iż to mnie należy się tytuł zwycięzcy, jednak on był zdania, że to tylko z powodu wylanej na siebie większej części w mojej butelce zostało mniej, niż w jego. Zrobiłam groźne spojrzenie, mrużąc oczy i starając się zabić Noaszka wzrokiem, jednak on pozostał niewzruszony.
- No chodź, kiciu.- poruszył palcem w geście przywołania mnie do siebie.
Prychnęłam cicho i próbując siąść niczym kot na tylnych łapach, zaczęłam zlizywać ze swojej ręki alkohol, co miało przypominać teoretycznie mycie się kota. Widziałam rozbawienie w jego oczach, lecz udawałam nieporuszoną, jakby to, co teraz właśnie robiłam, było najnormalniejszą rzeczą dla człowieka, jaka mogłaby być. Kiedy już byłam znudzona swoją higieną, ruszyłam powoli na czworaka w stronę chłopaka, wpatrując się w niego prawie jak kot, który dostrzegł swój potencjalny cel. Zaczęłam łasić się o niego- najpierw o plecy, później głową o głowę, a na końcu usiadłszy mu na kolanach, wbiłam paznokcie w skórę jego szyi, by poczuł delikatny ból kocich pazurów. Nie pamiętam kiedy zaczął głaskać mnie po plecach. Ja natomiast, zrobiłam coś, czego nigdy w życiu na trzeźwo bym nie zrobiła- polizałam go po szyi. Poczułam, jak żyłka na jego szyi lekko zadrgała, więc odsunęłam się zadowolona. Oparłam brodę na jego włosach i zaczęłam się śmiać, nie mogąc opanować rozbawienia, które wypełniło moją otumanioną głowę.
- Ach, Noaszek, Noaszek…- wypowiadałam w jego włosy zdrobnienie.
Był chyba zaskoczony, o ironio kolejny raz tego dnia, moim zachowaniem. Nie próbując się wcale tłumaczyć, usiadłam obok niego, wpatrując się w zachód słońca.
- Pie*rzony, romantyczny widok. Ale jaki piękny.- potaknęłam z uznaniem głową.
- A może by tak…- zaczął Noah, wyciągając karty.- Rozbierany poker?- zafalował brwiami.
Ale wypalił! Deczko nie w temacie, bo ja o gruszce, ten o pietruszce, ale oczywiście, że tak!
- Będę się pewnie ciągle rozbierała, bo nie mam szczęścia w kartach. Poza tym, nie umiem w to grać.- patrzyłam, jak chłopak przerywa na chwilę tasowanie kart, patrząc na mnie od góry na dół.
- Wiesz, dla mnie to i lepiej.- skwitował z uśmiechem.
- Ty szowinistyczna świnio!- rzuciłam się na niego, czego celem było załaskotanie. Na śmierć!
Noah?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)