Strony

niedziela, 30 kwietnia 2017

Od Esmeraldy C.D Edwarda

- No nic. - mruknęłam. - Następnym razem tego pożałuje. Tak mu przywalę tym jego palcacikiem w łeb że się następnego dnia nie obudzi.
- Lepiej nie, bo jeszcze złoży pismo żebyś do końca życia pracowała jako sprzątaczka na stołówce. - prychnął.
Westchnęłam szybko i schyliłam się po widły dla nas dwojga. Kiedyś (czyt. gdy dołączyłam do Akademii) lubiłam pana Gilberta, jednak już dwa dni po przyjeździe zrozumiałam, że to goguś- bez okularów. W okularach wyglądałby przynajmniej na mądrzejszego... Ale wracając, moja piękna jajowata wolta tak spodobała się lalusiowi, że polecił nam sprzątać stajnię. Co za niewdzięcznik!
-A tak w ogóle, co ten gamoń ode mnie wymaga, czy ja jakaś sprzątaczka?- wbiłam widły w siano i zrobiłam zgrabny zamach widłami, przy czym całe siano nadziane na duży widelec wyleciało Bóg wie gdzie.
Edward zaśmiał się cicho i rzucił widłami o ziemię.
-Sorry, głośno myślę... Ten cały Gilbert to takie nieogarnięte...nic...- mruknęłam.
Jakieś dwie ręce chwyciły moją dłoń i ...
-Telefon do mnie Esmeraldo i Edwardzie...!- warknął Gilbert.
Posłusznie wyjęłam telefon z kieszeni, Edek zrobił to samo.
-Odzyskacie komórki po skończeniu prac.- odmaszerował w stronę siodlarni.
Gdy na horyzoncie zrobiło się pusto, opadłam na kupkę siana i stęknęłam.
-Ten facet ma chyba owsiki w dupie!
-Wszędzie go pełno.- dodał Edward.
Dalej kontynuowaliśmy pracę. Na nasze szczęście wszystkie konie były albo na jazdach, albo na pastwiskach. Nie powiem- przy wynoszeniu siana całkiem dobrze się bawiliśmy - za czym ciągnęły się dwa upomnienie Gilberta, niestety dostaliśmy następną pracę, którą było wprowadzenie koni do boksów i wyczyszczenie ich.
******
-Woho! Blanc! Poczekaj!- krzyknęłam, goniąc kucyka.- Bo przerobię cię na kabanosy! Wracaj tu podła marchewo!- podniosłam głos.
Blanc uciekał mi od dobrych 20 minut, gdy Edward czyścił Sifila. Pomyśleć, że ten mały Fiord jest tak szybki i złośliwy! Cmokałam, wołałam, goniłam- i nic na niego nie działało, zatem użyłam mojej największej broni- smaczków o smaku jeżyny. Wyciągnęłam ich garść z kieszeni bryczesów i wystawiłam rękę w stronę kuca. Jak podejrzewacie udało mi się złapać konia.
Po kilku godzinach ciężkiej pracy wszystkie konie były czyste i spokojnie mogliśmy je wprowadzić do równie czystych boksów. Może to mnie czegoś nauczy... By uderzyć bacikiem Gilberta zanim coś powie lub robić ładniejsze wolty.
-No to idziemy odebrać komórki!- krzyknął Edward, pocierając bok Jutrzenki.
-Wreszcie, żegnaj sprzątanie!- pomachałam w stronę- jeszcze niedawno sprzątanej- stajni.
W drodze na padok, na którym Gilbert uprzykrzał życie innym uczniom, opowiadaliśmy sobie żarty, przy czym to głównie Edward opowiadał dziwne sytuacje związane z Gilbertem, a ja śmiałam się- właściwie to z gestykulacji chłopaka.
Podeszliśmy do ogrodzenia i zawołałam.
-Panie Gilbercie! Skończyliśmy.
Blythe zmierzył nas chłodnym spojrzeniem i spokojnie rzekł.
-Komórek nie odzyskacie, dopóki wasi rodzice nie zjawią się u mnie.- potarł swój bacik.
Szczęka mi opadła i narobiła huku. Rodzice?! Niby jestem dorosła...ale rodzice? Odeszliśmy jak niepyszni, w czego skutku wylądowaliśmy na kanapie w moim pokoju...
-Kur*a... Ten goguś mnie wnerwia!- uderzyłam kubkiem o blat stołu.
Edward tylko westchnął.
-Będziemy tu tak siedzieć?- zapytał po długiej, nieprzyjemnej ciszy.- Bo po Tobie bym się tego nie spodziewał, byś chciała tu siedzieć i mruczeć.- dodał.
-W rzeczy samej!- zapaliło mi się zielone światełko.- Idziemy do pokoju Blythe'a.-dodałam nieco ciszej.
Chłopak otworzył szerzej oczy, lecz po chwili na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
-No to dajesz, ubieramy kominiarki?- zapytał żartobliwym tonem.
-To dobry pomysł...- przytknęłam.- Zdaje mi się, że gdzieś mam dwie kominiarki. W czasie kiedy będę szukać kominiarek, ty idź się przebrać w czarne ciuchy.
Edward szybko wybiegł z pokoju, a ja zaczęłm przeszukiwać swoje szuflady. ~Nie ma tego, no nie ma do cholerki...~ mruknęłam, przerzucając kolejne ubrania.
Po chwili do pokoju wparował Edward, ciężko dysząc.
-Gilbert...Gilbert!- wydyszał między głębokimi oddechami.
Dotarło do mnie o co chodzi, dopiero, gdy do drzwi zaczął ktoś pukać.
-OMG!- szepnęłam chowając wszystkie ciuchy do szuflady.
-Sprzątanie!- dosłyszeliśmy glos.
Odetchnęliśmy szczęśliwi i Edward otworzył drzwi.
Chwilę rozmawiał z sprzątaczką, po czym ją pożegnał i zamknął drzwi.
-Ufff...- oparł się o kanapę.
Moje palce pracowały bardzo sprawnie, przeszukując kolejne to szuflady. Myślałam, że to już koniec, gdy po chwili pod palcami poczułam dwie-zwinięte w kulkę- kominiarki.
-Masz, ja się tylko przebiorę.- podałam kominiarkę do rąk Edwarda i poszłam do łazienki.
Szybko ubrałam legginsy i czarny T-shirt, po czym włosy związałam w kok. Ostatni krok i...vouilla!
-I jak!- wyskoczyłam z łazienki na jednej nodze, po czym gruchnęłam na ziemię.
-Coś Ci nie pykło...- Edward pomógł mi wstać.
Zarumieniłam się po uszy, zauważając, że moje nogi zdobią skarpetki w męskie narządy rozrodcze-prezent na walentynki od Daniela, troszkę nietrafiony. Szybko wyślizgnęliśmy się z mojego pokoju. Pomału stawialiśmy kroki, na miękkim i czerwonym dywanie, ciągnącym się przez wszystkie piętra. Powiem, że gdyby ktoś zobaczył dwójkę nastolatków skradających się w czarnych ciuchach- to by się raczej nie zdziwił, tu jest wszystko możliwe. W końcu doszliśmy do ostatniego biura - bira Blythe'a.
-Wchodzimy...- szepnęłam do Edwarda.
Nacisnęłam klamkę i zdziwiłam się, bo klamka posłusznie otworzył drzwi, które odziwo- były otwarte! Szybko wślizgnęliśmy się do pokoju i zamknęliśmy drzwi. Wyjęłam z kieszeni latarkę i poświeciłam na biurko. Na biurku leżały nasze komórki, które szybko wsunęliśmy do kieszeni, jednak na biurku leżała duża, brązowa koperta. Dałam Edwardowi latarkę i poprosiłam, by świecił na kopertę. Odkleiłam górę koperty i wyjęłam plik różnych zdjęć...NAGICH! Na kilku z nich rozpoznałam siebie, Adeline, Oriankę, Edwarda i parę innych uczniów. Razem z Edwardem byliśmy w niezłym szoku. Szybko odłożyliśmy kopertę, po czym usłyszeliśmy dźwięk przekręcanego klucza. Momentalnie Edward zgasił latarkę i zanurkowaliśmy pod biurko. Po moim ciele przebiegły dreszcze. Do pokoju wbiegł Gilbert i szybko zamknął drzwi na klucz.
-Oh, już wywołano zdjęcia.- mruknął, podchodząc do biurka.
Prawie by usiadł jednak po chwili powiedział.
-Zrobię sobie kawę...- i wyszedł z pokoju, zamykając drzwi.
Odetchnęłam z ulgą i wygramoliłam się spod biurka. Zdjęłam z głowy wsuwkę i włożyłam ją do dziurki od klucza i zaczęłam coś majstrować.  Nie udawało mi się, więc Edek zaczął działać i już po chwili z dumą powiedział...
-Jest!
Ucieszyłam się niezmiernie, bo nie miałam ochoty patrzeć przez całą noc na tego zboka. Wyszliśmy z pokoju i szybkim krokiem poszliśmy pod mój pokój.
-Co za zbok!- prychnęłam i rozpięłam bluzę, po czym wyciągnęłam tę samą kopertę.
- Ty niedobra!- zaśmiał się Edward.- Dlaczego to wzięłaś?
-Mam dowody dla policji...- zaśmiałam się.
<Edek? Esma taka ZUAA xd ^^ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)