Dokładnie tak, jak ja byłem wtedy.
- Pozwolę sobie jednak się nie zgodzić - powiedziałem, gdy oderwaliśmy się od siebie, a dziewczyna chwilę później delikatnie się do mnie przytuliła. - Miałem Ci powiedzieć o tym już wczoraj, ale... - zacząłem, jednak nie dokończyłem, chociaż chciałem powiedzieć nic innego, jak to, że zwyczajnie mi się to nie udało. Brunetka jednak, szybko zauważając nawiązanie do niekomfortowej dla nas chwili, lekko spochmurniała, mocniej wtulając się we mnie.
- Całkiem niedaleko jest stajnia, a właściwie to hodowla, naprawdę warto byłoby się tam przejechać - odparłem, co spowodowało, że Adeline lekko rozluźniła się, zupełnie tak, jakby jej ulżyło, a ciężki kamień spadł z serca. - No chyba, że nie chcesz, to...
- Chcę! - rozpromieniła się momentalnie, jak gdyby zapominając o tym, że jeszcze chwilę wcześniej miała całkowicie inne plany, przy których była gotowa uparcie obstawiać.
Na całe szczęście, dojście do kompromisu nie zajęło nam zbyt dużo czasu. Właściwie, to nie miałem nic do powiedzenia, bo Adeline wiedziała, że jestem na tyle jej podporządkowany, że nie mruknę ani jednego słowa sprzeciwu. Ledwo gdy tylko usłyszała, że możemy pojechać do hodowli całkiem niezłych koni, sprawiała wrażenie takiej, która nie widziała po za tą opcją żadnej innej. Rzeczywiście, takiej już nie było - liczyło się dla mnie to, że z powrotem była szczęśliwa, nawet jeśli miało to trwać tylko krótką chwilę. To, że ona się uśmiechała, powodowało, że i na moje usta wstąpywał uśmiech - miło było widzieć ją radosną, mimo tego, że jeszcze niecałą godzinę siedziała mi na kolanach, wypłakując swoje uczucia prosto w moją koszulkę. Naprawdę cieszyłem się, że coś się polepszyło.
- Możemy tutaj czekać nawet wieki - mruknąłem, siadając z dziewczyną na kolanach na przystanku, oczekując autobusu, który według rozkładu miał przyjechać za krótką chwilę. Ubolewałem, że nie mieliśmy przy sobie samochodu.
- Będzie warto - odrzekła optymistycznie, całując mnie w chłodny policzek. - Potrafisz mieć jednak dobre pomysły.
- Przykre jest to, że dostrzegłaś to dopiero teraz - bąknąłem, bawiąc się kosmykami jej kruczoczarnych włosów. Szybko nadjechał jednak nasz wybawca, ucinając tym samym naszą dyskusję. Wchodząc za tłumem ludzi do autobusu, wypchanego po same brzegi, w ekspresowym tempie zakupiliśmy bilety, mając nadzieję na to, że uda nam się odnaleźć miejsca siedzące. Adeline znalazła jedno, dzięki czemu doszliśmy do porozumienia, że ponownie usiądzie na mych kolanach, dzięki czemu oszczędzimy nieco miejsca.
Adeline? Dno, dno i jeszcze raz dno. Nie musisz dziękować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)