Strony

piątek, 16 czerwca 2017

Od Lily C.D Callum'a

— Głupi, czy nie, nadal wolę chodzić z Tobą — uśmiechnęłam się delikatnie, oplatając szczelnie palcami jego ciepłą dłoń.
— Chodzić, mówisz? — zaśmiał się, a ja zdezorientowana zaczęłam analizować każde wypowiedziane przez siebie słowo, czy przypadkiem nie ma tam dwuznaczności. Pacnęłam się w czoło, kiedy zdanie trafiło do jego mózgu w przekształconej formie, a ja to zrozumiałam i dopuściłam do siebie tą myśl. Nie odezwałam się, lecz nadal główkowałam nad odpowiedzą, w miarę sensowną i oczywistą, ale nie ukrywam, że to było trudne.
— Nie uważasz, że to trochę za wcześnie? — zapytałam z nagłą powagą. Widziałam jak jego usta zaciskają się w wąską linię, a liściasty wzrok wypala we mnie dziurę zdezorientowania.
— Za wcześnie na co? — upewnił się. Sznur zaciskający się na moim gardle, nie dawał wypowiedzieć kolejnych słów wyjaśnienia, a ja spuściłam oczy na parę butów.
— Wiesz... Znamy się zaledwie drugi dzień... — starałam się to powiedzieć jak najszybciej się dało. Śmiem wątpić, czy dotarło to nawet do Jego uszu. Jednak moje obawy się potwierdziły.
— To źle? — zapytał, swoimi delikatnymi palcami ostrożnie przekładając opadający kosmyk za ucho.
— To trochę dziwne, że zbliżyliśmy się tak szybko, nie uważasz? — zebrałam w sobie resztki odwagi, by jeszcze raz zatopić się w zieleni.
— Może dziwne...
— Daj mi czas, proszę...
— Co tylko sobie zażyczysz, księżniczko.
Drgnęła lekko na dźwięk ostatniego słowa, które sprawiło, że moje serce zabiło trzy razy szybciej, płynącego z malinowych ust chłopaka, które tak bardzo chciałabym znów pocałować.
Odprowadziłam grafitowym wzrokiem oddalającą się ode mnie sylwetkę, która zniknęła mi za ścianą stajni. Z budynku tętniło życiem, większość uczniów pałętała się przy boksach, a to wywracając się z nieukrywanie dość ciężkimi siodłami. Z westchnieniem podreptałam do swoich kochanych wierzchowców, by móc jeszcze je wyprowadzić na padok, zanim sama to "właściwe" śniadanie.
Ciągnąc za sobą czarny uwiąz, nadal zamyślałam się w sprawie mojej i chłopaka. Nigdy nie wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia, nawet słysząc te brednie w bajkach jako dziecko uważałam to za dobry alkohol, który został przez dziwny zbieg okoliczności wypity przez bajkarzy. Ale chwila, czy nagle relacja pomiędzy mną, a Callum'em zdawała się przypominać... miłość? Nie, napewno nie... To, że drżę na każde jego słowo, ruch, spojrzenie, a mój brzuch rozpoczyna gonitwę po organizmie nic nie znaczy, prawda? Napewno nie... To zabawne, że zaczęłam nagle myśleć na poważnie o uczuciach, gdy zjawił się On. Czemu, właściwie? Zawrócił mi w głowie. Sprawił, że patrzyłam na świat jak typowa kobieta, czego się od zawsze wyrzekałam. Starałam się być zawsze silniejsza, inteligentniejsza i zaradniejsza od dziewczyn, na których policzkach pojawiają się łzy po złamaniu paznokcia. Ale teraz? Czuję się jak zabłąkana owieczka bez Niego. Mimo to nie znam go na tyle, jakbym chciała. Jego bajeczne oczy, które były odzwierciedleniem duszy, włosy, które wyglądały podobnie do moich, duże dłonie, dające tyle ciepła, a jednocześnie silne i delikatne.
Otoczyłam się ciepłem skóry, bijącej od gniadosza, który z wyczekiwaniem patrzył na kępy soczystej trawy. Srebrny karabińczyk sprawnie odkleił się od czerwonego kantara, puszczając ogiera luzem. Jakby doznał zbawienia, szalony pogalopował na drugi kraniec łąki, wykonując po drodze parę imponujących, dla klacz wybryków. Zaśmiałam się cicho, gdy Moon niedługo dołączyła do niego, dając nie mniejszy popis. Tym razem odpuściła szalone bryknięcia, na rzecz szaleńczego tempa. Uśmiechnęłam się delikatnie i odchyliłam głowę do tyłu, czując chłodniejszy powiew letniego wiatru.
Czerwiec zdawał się miesiącem gorącej katuszy, cały czas mnie prowokującej by chodź raz spojrzeć poważniej na szaleńczo mroźne zakątki Antarktydy. Cicho się zaśmiałam kiedy nagle z drugiej strony poczułam szybko trzepoczące kartki, jednak nie był to wachlarz, a błękitny zeszyt przepełniony starannie zapisanymi notatkami.
— Za gorąco, co? — uśmiech na twarzy przyjaciółki na chwilę spowodował przerwanie zbawienne czynności.
— Jak tak dalej będzie, to chyba umrę... — jęknęłam, czując jak pierwsza kropelka potu przyczepia się do moich rozwianych kosmyków na karku. Wolałam jak były związane. Jak najciaśniej.
— Niedługo trening... — popatrzyła podejrzanie na zegarek, niemając pewności, czy aby na pewno wskazuje dobrą godzinę. Kto wie? Sprzęt też ma prawo wariować.
— Jedziesz w teren? — zapytała na odchodne, kiedy drobną sylwetką zwróciła się w stronę stajni.
— Tym razem odmówię. Idę się chować w belach słomy, nawet nie mam zamiaru wracać na to swoje cholerne drzewo — fuknęłam. Naomi wkrótce odeszła ode mnie z zamiarem sprawdzenia siodła, a ja nie robiąc sobie większych problemów ze skrzypiących schodów poszybowałam na drewniane piętro stajni. Szybko rozłożyłam się wygodnie na delikatnie kłujących belach, ułożonych w coraz to dziwniejsze i skomplikowane konstrukcje. Chłód otaczający miejsce przyjemnie łagodził moją rozgrzaną skórę.
— Cześć... — ciche powitanie tego samego jedwabistego głosu przeszył mnie o ciarki.
— Callum? Co tutaj robisz? — zapytałam, gwałtownie się podnosząc do pionu.
— Zapominasz o naszej umowie — warknął, a jego dłonie masowały stłuczony nos, po spotkaniu z moją umową.
— Przepraszam, panie profesorze — sztucznie skruszona, posłałam niewinny uśmiech w stronę towarzysza.
— Związać ci te włosy? — zapytał poddenerwowany, kiedy po raz kolejny uporczywe kłaki tajemniczo muskały jego szyję.
— A potrafisz? — parsknęłam zaskoczona.
— Jeszcze wiele rzeczy o mnie nie wiesz... — szepnął do mojego ucha, delikatnie nadgryzając płatek. Uśmiechnęłam się delikatnie, przymykając oczy, a szyja przechyliła się w drugą stronę.

Callum?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)