Strony

niedziela, 16 kwietnia 2017

Od Adeline C.D Luke'a



Zdenerwowana zaistniałą sytuacją, zaczęłam zdejmować pozostałości z żółtego materiału. Chłopak, który śmiał nazwać mnie księżniczką, stał w boksie obok czyszcząc jasną sierść Ametysta. Lemon bardzo się wierciła, ponieważ ciągle chciała jeść swój upragniony obiad, a ja z zażenowaniem cały czas ciągnęłam jej łeb do góry. Kątem oka dostrzegłam, że brunet zakończył czyszczenie i pożegnał się z wałachem, dając mu smakołyki. Wypuściłam głośno powietrze, a moje oczy zabłysły z wściekłością. Wydawałoby się, że niebieskooki podczas naszego zderzenia był czymś zamyślony, więc nie dziwiłam się, że wpadł na mnie. Brak kultury, hm? Jak mógł tak stwierdzić po jednakowym zdarzeniu. Cóż w nerwach zwróciłam się do niego niezbyt inteligentnym wyrazem 'idioto', ale nie oznacza to, że mam brak jakiegokolwiek szacunku do drugiej osoby. Brunet bez zastanowienia wszedł do boksu Lemon, która nie przepadała za dużą ilością osób w jej boksie. Momentalnie stawała się wtedy innym koniem, potrafiła okazywać agresję i czasami zaczynała panikować. Zaczęła rozglądać się na każdą stronę i lustrować moją osobę jak i osobę bruneta. Klacz nagle zauważyła smakołyk w ręku mężczyzny i z łakomością się na niego rzuciła. W sumie chłopak nie miał możliwości zauważenia mnie, ponieważ stałam schowana za Lemon. Po kilku chwilach postanowiłam ujawnić swoją obecność.
- Mogłeś mnie ostrzec przed wejściem do jej boksu - powiedziałam cicho i rzuciłam mu krótkie spojrzenie.
- Zaś Ty mogłaś nie wyzywać mnie od idiotów - powiedział z sarkastycznym uśmiechem. Nie wiedząc co odpowiedzieć, wyszłam z boksu, i odłożyłam szczotki do skrzynki. Chwyciłam za szarą rączkę, i zaniosłam cały sprzęt do siodlarni. Nie wiedząc co mam zrobić ze sobą postanowiłam wybrać się w krótki teren. Patrząc na rozpiskę koni zobaczyłam, że nie jeżdżony dziś był Sifil, który na moje nieszczęście był ujeżdżeniowcem. Chwyciłam czarne siodło ujeżdżeniowe, tego samego koloru ogłowie i granatowy czaprak. Los się do mnie uśmiechnął, gdy stwierdziłam, że stajenny przed chwilą skończył czyszczenie wałacha. Z zadowoleniem stwierdziłam, że gniadosz ma boks dość daleko od stanowiska Lemon, więc nie będę musiała przebywać w towarzystwie niebieskookiego chłopaka.
- Cześć Sifil, co Ty na wspólny teren? - Zapytałam, klepiąc energicznego konia po szyi. Chwyciłam za ogłowie ze szwedzkim nachrapnikiem, i zarzuciłam gumowe wodze na szyję Sifil'a. Położyłam wędzidło pojedynczo łamane na otwartej lewej dłoni, i spokojnym ruchem włożyłam je do pyska. Zapięłam wszystkie paski, i wzięłam się za siodłanie wierzchowca. Zarzuciłam czaprak na grzbiet, i delikatnie ułożyłam na nim siodło. Odbezpieczyłam popręg, położyłam go na słomie, i przeszłam pod szyją na drugą stronę. Podpięłam ujeżdżeniowy popręg na trzecie dziurki. Poszłam jeszcze po kask, który leżał w szafce, i wsunęłam go na spięte włosy. Wróciłam do boksu konia, zdjęłam wodze z szyi i wyprowadziłam gniadosza na zewnątrz. Chwilę postępowałam z nim w ręku, zacisnęłam popręg i przełożyłam wodze do lewej ręki. Chwyciłam się za przedni łęk siodła i jednym płynnym ruchem wsiadłam na Sifil'a. Wyjechaliśmy z terenów akademii, i ruszyliśmy piaskową ścieżką w stronę jeziora. Wałach był bardzo wygodny, czułam się jakbym siedziała na kanapie. Jechaliśmy wolnym kłusem. Jedynie co mi w nim przeszkadzało to, to, że gniadosz nie kontrolował tempa. Raz jechał szybszym kłusem, a raz wolniejszym co bardzo utrudniało nam miły wyjazd. Jednakże cała droga do jeziora upłynęła w spokoju, lecz zabrakło mi czasu na wygalopowanie się. Gdy tylko dotarliśmy nad sam brzeg, ściągnęłam z wałacha siodło i usiadłam na trawie. Gniadosz mimowolnie sięgał co chwilę po źdźbła soczystej trawy. Siedziałam tak wpatrzona w przeciwległy brzeg jeziora, który na około był porośnięty dość gęstym lasem. Nadawało mu to tajemniczego nastroju. Zimna trawa sprzyjała mi rozmyślaniom na różne tematy. Moje myśli obracały się wokół wszystkiego, od przetwarzania dzisiejszych zdarzeń do rozmyślania o dziwnych tematach. Jednakże najwięcej czasu zabrało mi myślenie o śmierci, która czaiła się na każdym kroku. Ludzie uważali mnie za osobę, która zbyt pochopnie podejmuje decyzję, i jest zbyt hej do przodu. Mylili się. W tej głupiej dziewczynie kryła się cicha obawa przed śmiercią. Właściwie czym jest śmierć? Co z nami się po niej dzieję? Nie wierzę w tą całą bajkę o Bogu, który zabiera nas do lepszego świata. Już bardziej prawdopodobną wersją dla mnie jest reinkarnacja. W sumie to chyba mogę wierzyć w te wszystkie nowe wcielenia. Jednak pozostawała jeszcze jedna wersja, która nie była zbyt szczęśliwa. Otóż wersją tą jest nicość. Możliwe jest to, że nic z nami się dzieję po śmierci, po prostu zamieniamy się w truchło i tyle z nas zostaje. Nagle z zamyślenia wyrwał mnie Sifil, który nadzwyczajnie w świecie zaczął się nudzić. Spojrzałam na zegarek. Jego wskazówki pokazywały 18:48.
- No Sifil musimy się zbierać, jeżeli tutaj zostaniemy ominie nas kolacja - zaśmiałam się i ponownie osiodłałam wałacha. Wsiadłam na niego, i ruszyliśmy dziarskim kłusem, który łatwo przeistoczył się w szalony galop.
- Tak Sifil! Dobry kooooń! - Poklepałam spoconą szyję wierzchowca. - Już spokojnie, jesteśmy na terenach akademii, nie chcę dostać opieprzu od stajennych i właścicieli - powiedziałam z uśmiechem. Pojawiliśmy się już przy stajniach, więc zsiadłam z wałacha i spokojnie zaprowadziłam go do boksu. Nagle moją drogę zagrodził mi stajenny.
- Oddaj mi jego wodze i leć na kolację, bo pójdziesz spać o głodzie - rzekł i chwycił za ogłowie konia. Ja z uśmiechem pobiegłam odłożyć kask. Gdy weszłam do akademika, okazało się, że kolacja transport już na dobre. Przy stolikach trwały głośne dyskusję na przeróżne tematy. Ze złością stwierdziłam, że nie ma już wolnych miejsc. Cóż, trzeba będzie zjeść na stojąco. Podeszłam do stołu szwedzkiego i nałożyłam sobie zwykłą sałatkę. W oddali zauważyłam trzy wolne krzesełka. Z radością podeszłam do nich, trzymając sałatkę i sztućce. Okazało się, że przy stoliku siedzi ten cholerny niebieskooki chłopak.
- Niestety jestem zmuszona tu usiąść. Nie chcę jeść w gniewie, więc Cię przepraszam. Przepraszam za to, że na Ciebie wpadłam i nazwałam Twoją osobę idiotą, sama mogłam bardziej uważać jak chodzę. - Rzekłam niechętnie, i usiadłam na przeciw mężczyzny.

Luke?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)