Zdenerwowana zaistniałą sytuacją, zaczęłam zdejmować
pozostałości z żółtego materiału. Chłopak, który śmiał nazwać mnie księżniczką,
stał w boksie obok czyszcząc jasną sierść Ametysta. Lemon bardzo się wierciła,
ponieważ ciągle chciała jeść swój upragniony obiad, a ja z zażenowaniem cały
czas ciągnęłam jej łeb do góry. Kątem oka dostrzegłam, że brunet zakończył
czyszczenie i pożegnał się z wałachem, dając mu smakołyki. Wypuściłam głośno
powietrze, a moje oczy zabłysły z wściekłością. Wydawałoby się, że niebieskooki
podczas naszego zderzenia był czymś zamyślony, więc nie dziwiłam się, że wpadł
na mnie. Brak kultury, hm? Jak mógł tak stwierdzić po jednakowym zdarzeniu. Cóż
w nerwach zwróciłam się do niego niezbyt inteligentnym wyrazem 'idioto', ale
nie oznacza to, że mam brak jakiegokolwiek szacunku do drugiej osoby. Brunet
bez zastanowienia wszedł do boksu Lemon, która nie przepadała za dużą ilością
osób w jej boksie. Momentalnie stawała się wtedy innym koniem, potrafiła
okazywać agresję i czasami zaczynała panikować. Zaczęła rozglądać się na każdą
stronę i lustrować moją osobę jak i osobę bruneta. Klacz nagle zauważyła
smakołyk w ręku mężczyzny i z łakomością się na niego rzuciła. W sumie chłopak
nie miał możliwości zauważenia mnie, ponieważ stałam schowana za Lemon. Po
kilku chwilach postanowiłam ujawnić swoją obecność.
- Mogłeś mnie ostrzec przed wejściem do jej boksu -
powiedziałam cicho i rzuciłam mu krótkie spojrzenie.
- Zaś Ty mogłaś nie wyzywać mnie od idiotów - powiedział z
sarkastycznym uśmiechem. Nie wiedząc co odpowiedzieć, wyszłam z boksu, i
odłożyłam szczotki do skrzynki. Chwyciłam za szarą rączkę, i zaniosłam cały
sprzęt do siodlarni. Nie wiedząc co mam zrobić ze sobą postanowiłam wybrać się
w krótki teren. Patrząc na rozpiskę koni zobaczyłam, że nie jeżdżony dziś był
Sifil, który na moje nieszczęście był ujeżdżeniowcem. Chwyciłam czarne siodło
ujeżdżeniowe, tego samego koloru ogłowie i granatowy czaprak. Los się do mnie
uśmiechnął, gdy stwierdziłam, że stajenny przed chwilą skończył czyszczenie
wałacha. Z zadowoleniem stwierdziłam, że gniadosz ma boks dość daleko od
stanowiska Lemon, więc nie będę musiała przebywać w towarzystwie
niebieskookiego chłopaka.
- Cześć Sifil, co Ty na wspólny teren? - Zapytałam, klepiąc
energicznego konia po szyi. Chwyciłam za ogłowie ze szwedzkim nachrapnikiem, i
zarzuciłam gumowe wodze na szyję Sifil'a. Położyłam wędzidło pojedynczo łamane
na otwartej lewej dłoni, i spokojnym ruchem włożyłam je do pyska. Zapięłam
wszystkie paski, i wzięłam się za siodłanie wierzchowca. Zarzuciłam czaprak na
grzbiet, i delikatnie ułożyłam na nim siodło. Odbezpieczyłam popręg, położyłam
go na słomie, i przeszłam pod szyją na drugą stronę. Podpięłam ujeżdżeniowy
popręg na trzecie dziurki. Poszłam jeszcze po kask, który leżał w szafce, i
wsunęłam go na spięte włosy. Wróciłam do boksu konia, zdjęłam wodze z szyi i
wyprowadziłam gniadosza na zewnątrz. Chwilę postępowałam z nim w ręku,
zacisnęłam popręg i przełożyłam wodze do lewej ręki. Chwyciłam się za przedni
łęk siodła i jednym płynnym ruchem wsiadłam na Sifil'a. Wyjechaliśmy z terenów
akademii, i ruszyliśmy piaskową ścieżką w stronę jeziora. Wałach był bardzo
wygodny, czułam się jakbym siedziała na kanapie. Jechaliśmy wolnym kłusem.
Jedynie co mi w nim przeszkadzało to, to, że gniadosz nie kontrolował tempa.
Raz jechał szybszym kłusem, a raz wolniejszym co bardzo utrudniało nam miły
wyjazd. Jednakże cała droga do jeziora upłynęła w spokoju, lecz zabrakło mi
czasu na wygalopowanie się. Gdy tylko dotarliśmy nad sam brzeg, ściągnęłam z
wałacha siodło i usiadłam na trawie. Gniadosz mimowolnie sięgał co chwilę po
źdźbła soczystej trawy. Siedziałam tak wpatrzona w przeciwległy brzeg jeziora,
który na około był porośnięty dość gęstym lasem. Nadawało mu to tajemniczego
nastroju. Zimna trawa sprzyjała mi rozmyślaniom na różne tematy. Moje myśli
obracały się wokół wszystkiego, od przetwarzania dzisiejszych zdarzeń do
rozmyślania o dziwnych tematach. Jednakże najwięcej czasu zabrało mi myślenie o
śmierci, która czaiła się na każdym kroku. Ludzie uważali mnie za osobę, która
zbyt pochopnie podejmuje decyzję, i jest zbyt hej do przodu. Mylili się. W tej
głupiej dziewczynie kryła się cicha obawa przed śmiercią. Właściwie czym jest
śmierć? Co z nami się po niej dzieję? Nie wierzę w tą całą bajkę o Bogu, który
zabiera nas do lepszego świata. Już bardziej prawdopodobną wersją dla mnie jest
reinkarnacja. W sumie to chyba mogę wierzyć w te wszystkie nowe wcielenia.
Jednak pozostawała jeszcze jedna wersja, która nie była zbyt szczęśliwa. Otóż
wersją tą jest nicość. Możliwe jest to, że nic z nami się dzieję po śmierci, po
prostu zamieniamy się w truchło i tyle z nas zostaje. Nagle z zamyślenia wyrwał
mnie Sifil, który nadzwyczajnie w świecie zaczął się nudzić. Spojrzałam na
zegarek. Jego wskazówki pokazywały 18:48.
- No Sifil musimy się zbierać, jeżeli tutaj zostaniemy
ominie nas kolacja - zaśmiałam się i ponownie osiodłałam wałacha. Wsiadłam na
niego, i ruszyliśmy dziarskim kłusem, który łatwo przeistoczył się w szalony
galop.
- Tak Sifil! Dobry kooooń! - Poklepałam spoconą szyję
wierzchowca. - Już spokojnie, jesteśmy na terenach akademii, nie chcę dostać
opieprzu od stajennych i właścicieli - powiedziałam z uśmiechem. Pojawiliśmy się
już przy stajniach, więc zsiadłam z wałacha i spokojnie zaprowadziłam go do
boksu. Nagle moją drogę zagrodził mi stajenny.
- Oddaj mi jego wodze i leć na kolację, bo pójdziesz spać o
głodzie - rzekł i chwycił za ogłowie konia. Ja z uśmiechem pobiegłam odłożyć
kask. Gdy weszłam do akademika, okazało się, że kolacja transport już na dobre.
Przy stolikach trwały głośne dyskusję na przeróżne tematy. Ze złością
stwierdziłam, że nie ma już wolnych miejsc. Cóż, trzeba będzie zjeść na
stojąco. Podeszłam do stołu szwedzkiego i nałożyłam sobie zwykłą sałatkę. W
oddali zauważyłam trzy wolne krzesełka. Z radością podeszłam do nich, trzymając
sałatkę i sztućce. Okazało się, że przy stoliku siedzi ten cholerny
niebieskooki chłopak.
- Niestety jestem zmuszona tu usiąść. Nie chcę jeść w
gniewie, więc Cię przepraszam. Przepraszam za to, że na Ciebie wpadłam i
nazwałam Twoją osobę idiotą, sama mogłam bardziej uważać jak chodzę. - Rzekłam
niechętnie, i usiadłam na przeciw mężczyzny.
Luke?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)