wtorek, 23 sierpnia 2016

Od Lily - Zadanie 8

Była 20:27. Usiadłam wygodnie w fotelu i zaczęłam czytać książkę. Do salonu wbiegła jak burza Meg.
-Hej Lily, jedziesz na rajd?- zapytała z uśmiechem.
-Jaki rajd? Nie słyszałam nic.- odparłam zdziwiona.
-Ech Lil... Kiedy więc ostatni raz czytałaś tablicę ogłoszeń?- wzięła ręce na biodra.
-Yyy... Wczoraj... No dobra.. Jakiś miesiąc temu?- podrapałam się po karku. Meg szczerze się zaśmiała.
-Więc lepiej czytaj na bieżąco na następny raz. Jest rajd konny tygodniowy do Everglades!- krzyknęła szczęśliwa.
-No to pewnie że jadę! U kogo zapisy?- ożywiłam się.
-U Jamesa.- odpowiedziała i podniosła moją książkę. -Który raz ją czytasz?
-Ósmy. Heartland to moja ukochana książka
-Cała ty. Dobra, lepiej teraz leć do Jamesa zanim zamkną zapisy.- zaśmiała się. Ruszyłam do domku właścicieli. Weszłam zobaczyłam jak Bridget, chyba tak jej tam było. Szczerze to nie przepadałam za nią. Tona tapety na twarzy i jej "charakter"... Po prostu nic jak walnąć Face Palma i iść zwymiotować. Jak ją zobaczyłam to najpierw mi się chciało śmiać. Że niby ona? Na rajd?! Wiele słyszałam jak ktoś chciał ją zaprosić na przejażdżkę albo wyścig to "Nie bo mi się fryzura zepsuje, albo paznokietek złamie, albo makijaż się zepsuje". Pamiętam jak budziła wszystkich rano spazmem i płaczem bo pomadka się złamała. Ale teraz się załamałam bo wiedziałam że będą u nas tylko takie poranki.
-Lily, ty pewnie też na rajd?- wyrwał mnie pytaniem instruktor.
-Oczywiście! Nie przepuściłabym takiej okazji.- odpowiedziałam z uśmiechem. Mężczyzna coś zanotował.
-Dobra... Tylko na kim?- zapytał ponownie.
-Na Szafirze.- uśmiechnęłam się. Instruktor ponownie zanotował na kartce w tabeli obok.
-Dobrze... Tutaj masz listę rzeczy do zabrania. Wyjazd jest pojutrze. Podróż konno będzie trwała około 2 i pół godziny. To chyba wszystko. Dobranoc.- uśmiechnął się.
-Dobranoc- odwzajemniłam uśmiech i wyszłam. Wróciłam do akademika.
-I jak?- zapytała mnie Meg.
-Jadę.- uśmiechnęłam się. -Robi się późno. Lecę pa!- pożegnałam się i poszłam w stronę pokoju.
-Ty? Już idziesz spać?! Teraz?! Coś nie chce mi się wierzyć. Zawsze byłaś nocnym markiem. A teraz co?- zdziwiła się Meg.
-Nie wiem. Spać mi się chce. Dobranoc- uśmiechnęłam się.
-Dobranoc- odwzajemniła gest i zniknęłam w swoim pokoju. Nikol siedziała przy biurku i coś rysowała.
-Hej, co rysujesz?- spytałam z uśmiechem.
-Sama nie wiem.- westchnęła.-Jedziesz na rajd?- spytała.
-Tak, a ty?
-Też- uśmiechnęła się.
-Dobra idę się przebrać i pójdę spać. Mną się nie przejmuj. Zasypiam w każdych warunkach- uśmiechnęłam się. Poszłam do łazienki. Wyszłam 10 minut później. Dolałam wody Kate, pogłaskałam ją i poszłam spać. Zasnęłam o dziwo bardzo szybko.
***
-Lilka pobudka!-krzyknęła Nikol chcąc mnie obudzić. Wstałam z niechęcią. Przetarłam dłońmi twarz, wyjęłam sobie ubrania z szafy i poszłam do łazienki.

***

-Kto nie jedzie z was na rajd?- zapytałam przy śniadaniu moich przyjaciół.
-To zapytaj całą salę. Dowiesz się że cała akademia jedzie. Nawet Kuba jedzie- odpowiedziała Meg.
-To instruktorzy mają przerąbane z nami- zaśmiałam się. Po śniadaniu postanowiłam trochę potrenować skoki. Wzięłam Szafira. Na parkurze ustawiłam sobie szereg i zaczęłam skakać. Nawet dobrze szło. Poklepałam go i sprowadziłam by rozsiodłać. Gdy już wszystko zrobiłam postanowiłam się już zacząć pakować by nie robić tego na ostatnią chwilę. Weszłam do pokoju. Wyjęłam z szafy mały plecak i zaczęłam pakować ubrania. Spojrzałam na listę.
-Ubrania
-Śpiwór
-Latarka
-Lepiej wziąć aparat
-Strój kąpielowy
-wodę pitną
-buty na chodzenie po lesie
-płaszcz przeciwdeszczowy
No dobra. Westchnęłam. Do pokoju weszła Nikol.
-Pakujesz się?- spytała. Skinęłam głową.
-Jak ja to wszystko pomieszczę tutaj to będzie cud.- stwierdziłam. Koleżanka się zaśmiała i również zaczęła się pakować. Gdy w końcu wszystko upchałyśmy walnęłyśmy się na łóżko i się zaśmiałyśmy.
-Jedziemy na przejażdżkę?- zapytała.
-Jasne że tak- zerwałam się z łóżka. W popłochu ubrałam oficerki i wybiegłam do stajni. Nie brałam już dzisiaj Szafira. Miał trening a jutro go czeka ciężki dzień. Wzięłam Power. Poszłam do siodlarni. Spotkałam się tam z Nikol. Gdy już skończyłyśmy siodłać konie wsiadłyśmy na nie i ruszyłyśmy dzikim galopem do lasu.

***Magia czasu, następny dzień***

Obudził mnie wschód słońca. Dzisiaj wyjazd. Westchnęłam i niechętnie zwlokłam się z łóżka. O Zgrozo! Dlaczego poranki zawsze są najgorsze?! Wyjęłam z szafy czarno-turkusowe bryczesy, białe skarpety i białą koszulkę na ramiączka. Poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i się ubrałam. Postanowiłam obudzić Nikol by potem nie musiała się spieszyć. Postanowiłam to zrobić w oryginalniejszy sposób niż zwykle. Wyjęłam swoje słuchawki i nałożyłam jej na uszy. Puściłam ostry metal i stopniowo zwiększałam głośność. Po kilku chwilach muzyki puszczonej na najwyższym możliwym poziomie obudziła się. Z jeszcze większą niechęcią niż ja poszła do łazienki się ubrać. Nakarmiłam na zapas Kate i Kamę. Poczekałam jeszcze chwilę na Nikol. Gdy ta wyszła, skierowałyśmy się do jadalni na śniadanie. Usiadłam tradycyjnie z przyjaciółmi.
-To dzisiaj rajd.- westchnęłam.
-Nom.- odpowiedzieli i wrócili do swoich talerzy. Na sali pojawiła się pani Rose
-Kochani uczniowie,- zaczęła - dzisiaj, po śniadaniu, prosto do stajni siodłać konie. Chcemy wyjechać wcześniej by mieć więcej czasu do wykorzystania. Mam nadzieję że się spakowaliście. Jeśli nie to niech poproszą kogoś ze stajennych o osiodłanie. Kto nie ma sakwy proszę się zgłosić do siodlarni. Tam jest pan Gilbert który rozdaje sakwy. Proszę jednak na nie uważać bo to własność Akademii. A teraz powróćcie do śniadania- skończyła mówić nasza instruktorka. Rozmowa nam się zaczęła kleić.
----------------
----------------
***

Wpadłam do pokoju jeszcze po plecak i wyszłam. Teraz biegiem do stajni. Zdążyłam już osiodłać Szafira. Czekał spokojnie przy swoim boksie. Śpiwór zwinęłam w rulon i przywiązałam sznurkiem do sakwy. Do jednej kieszeni wpakowałam plecak, a do drugiej butelkę z wodą. Dostałam jeszcze namiot w nagrodę, musiały być rozdzielone pomiędzy uczniów, ponieważ ich był po prostu za dużo. Ja dostałam jeden więc wpakowałam pudełko w drugą kieszeń.
-Jeźdźcy na koń! I ruszamy. Po kolei. Najpierw jedzie pan James ze mną. Na końcu Pan Gilbert i Pani Mia.- ogłosiła pani Rose. Wsiadłam na Szafira i ruszyłam. Byłam przed Meg i za Mattem byśmy spokojnie mogli rozmawiać.
-Powiem wam, że zapowiada się ciekawie- stwierdziłam.
-No... Pan Gilbert i pani Mia? Nawet bardzo ciekawie. Lepiej miejcie aparaty w pogotowiu- zaśmiała się Meg. Rozmowa nam się kleiła jak zwykle. Przerwał nam ją nasz instruktor.
-Uwaga! Przechodzimy do galopu!- krzyknął. Dodałam łydkę. Przyjemnie mi się galopowało. Po krótkim czasie dotarliśmy nas małą rzekę.
-Robimy postój!- krzyknęła pani Sue. Zatrzymaliśmy konie i z nich zsiedliśmy. Nasze wierzchowce się napiły, a my po prostu siadaliśmy na trawie i jedliśmy kanapki, piliśmy wodę i rozmawialiśmy.
-Moi drodzy, zrobimy teraz mały wyścig. Podzielimy się na 3 grupy. I która pierwsza dotrze nad obóz, wygrywa. Ostatnia myje gary po kolacji. Pierwszą grupę prowadzi pani Mia i ja. Druga to pan James i pan Gilbert i trzecia to pani Cecylia i pani Sue. Na miejscu na nas czeka nowa instruktorka Pani Alisonn Hill. Ona zdecyduje która drużyna wygrała- ogłosiła nam właścicielka akademii. 44 osoby w mig się rozdzieliły. Matt i Caleb poszli do grupy Gilberta, ja z Meg i Nikol do Elizabeth. W pośpiechu pakowaliśmy jeszcze przed chwilą wypakowany prowiant i wsiadaliśmy. Uśmiechnęłyśmy się chytro z dziewczynami do chłopaków i ich szybko pożegnałyśmy. Gdy już cała grupa była w siodłach ruszyliśmy galopem. Z tyłu usłyszeliśmy krzyki instruktorów by ich grupa szybciej się zebrała. Jechaliśmy w rozsypce. W sumie to w naszej grupie były tylko dziewczyny, w Jamesa chłopcy a trzecia była wymieszana. Po pół godzinie galopu konie się zmęczyły więc przeszłyśmy do stępa. Dobrze bawiłyśmy się z dziewczynami. Po jakimś czasie odezwała się pani Elizabeth.
-Dziewczyny, zostało nam już tylko 15 minut podróży do obozu. Ruszymy galopem by ich prześcignąć- skończyła i ruszyła galopem. Reszta grupy zrobiła to samo. Pod koniec trasy zobaczyliśmy panią Alisonn i przez drzewa resztę drużyn. Przeszliśmy w cwał i zatrzymaliśmy się przy nowej instruktorce.
-Wygrywa grupa Pani Elizabeth! Druga to grupa pani Sue a trzecia pana Jamesa. Powodzenia panowie z garami- uśmiechnęła się i wszyscy wybuchnęli śmiechem. No oczywiście poza chłopakami. Zsiedliśmy z koni.
-Dobra. Wyścig rozegrany, dobieracie się teraz w grupy w zależności od miejsc w waszym namiocie i je rozłóżcie.- powiedział James. Miałam 4 osobowy namiot.
-Dziewczyny mam na 4 osoby. Śpimy razem? Jeszcze Rose weźmiemy.- spytałam.
-Jasne- zgodziły się. Gdy spytałam Rose też się zgodziła.
-No dobra. To rozstawiamy.- podsumowałam wyciągając kartonowe pudełko z niebieskim namiotem. Powyciągałyśmy wszystkie rurki, płachty, młotki, haczyki i inne pierdoły. Po 15 minutach zastanawiania się gdzie co włożyć i namiot był gotowy. Poukładałyśmy w nim swoje rzeczy i wyszłyśmy bo pani Rose miała nam coś do powiedzenia.
-Zdejmijcie siodła koniom i jedziemy nad morze. Potem ognisko z kiełbaskami.- klasnęła i wszyscy zabierali się za siodła. W jednej chwili na wszystkich konarach drzew pojawiły się czarne czy brązowe, ciężkie przedmioty. Kadra się jedynie zaśmiała i skierowali swoje konie do wody. Nawet nie zdążyli się odwrócić już połowa akademii chlapała się albo spychała do wody. Wkrótce pan Rose wepchnął Elizabeth.
-JAMES!!!! SŁONO MI ZA TO ZAPŁACISZ!!!- krzyknęła. Wszyscy zaczęli się śmiać.

***

-Jamie, jeszcze te 4 i patelnia. Nie zapomnij o sztućcach- uśmiechnęła się wrednie do swojego męża podając naczynia. Ten jedynie jęknął i zabrał się za szorowanie. Powoli nastała pora spania. Weszłyśmy z dziewczynami do namiotów. Po kolei każda z nas odpływała. Byłam ostatnia.

*** Dzień drugi ***

Obudziło mnie walenie łyżką w garnek pana Gilberta. Rzeczywiście chłopcy chyba znienawidzili naczynia.
-Wstawać śpiochy!!!- krzyczał. Po chwili każdy wychodził z namiotu.
-Dzisiaj będziemy uprawiać Horse Surfing. Wylosujecie kartki za chwile ze swoimi partnerami. Sprzęty są wypożyczone z miejskiej wypożyczalni więc uważajcie na nie.- skończyła. Wszyscy się przebrali w stroje kąpielowe, podchodzili do Gilberta który pełnił funkcję trzymania miski z kartkami. Wylosowałam Katrins. Odszukałam dziewczynę.
-Hej Kat. Jesteśmy razem. Więc możemy podzielić role.
-Jasne. Słuchaj mogę wziąć deskę?- spytała.
-Oczywiście. Nawet wolałam jeździć.- uśmiechnęłam się. Rose zabrała Painta więc wybrałyśmy go jak wierzchowca ponieważ był szybszy. Gdy już zapięłam mu cały osprzęt i był gotowy, Kat weszła na deskę i chwyciła mocno linę. Kiwnęła głową a ja zagalopowałam. Trasa składała się z 50 metrów i dwóch skoków. Rose z łatwością skakała. Jak się wywaliła to tylko nam to przysporzyło śmiechu.
------------------------

*** Trzeci Dzień ***

Dzisiaj mieliśmy ćwiczyć cross. Zupełnie tego nie rozumiałam, bo i tak ćwiczymy go przynajmniej raz w tygodniu. I powiem że dali nam dzisiaj niezły wycisk. Elizabeth nadal się mści na Jamesie za wrzucenie do wody. Jak nie mrówki w namiocie, to żaby. Jak nie spalona kiełbasa to deska do wyczyszczenia. A my tylko z tego korzystamy i rżymy dzioby jak stare konie. Pod koniec tego dnia kadra urządziła mecz piłki plażowej. Była kupa śmiechu. Wygrały oczywiście dziewczyny bo kto?

***Czwarty, piąty, szósty***

Powoli rajd się kończy. A szkoda. Było fajnie słuchać wykłócających się właścicieli. Niestety co dobre szybko się kończy. Dzisiaj James przeprosił Elizabeth. Skoro nie w tym kinie pójdziemy do następnego. Gilbert flirtuje z Mią. To jest kino komediowe. Ledwo możemy się w krzakach powstrzymać by się nie posikać ze śmiechu. Mieliśmy ostatni dzień wolny, i mogliśmy robić co chcemy. Wybrałam się z dziewczynami na przejażdżkę a chłopcy postanowili popływać w morzu. Zabrałyśmy ze sobą masę lin, i urządziliśmy sobie mini park linowy. Było super. Gdy chłopaki przyszli to im kopary opadły. To był piękny widok. Nic tak nie pociesza człowieka jak rozczarowana mina drugiego człowieka. Pod koniec dnia już się pakowaliśmy. Jak instruktorzy zasnęli wszyscy zebrali się w namiocie chłopaków który był na dziesięć osób i opowiadaliśmy sobie historyjki o duchach. W efekcie wszyscy posnęli w tym namiocie.

***Dzień siódmy***

Obudziły nas krzyki instruktorów. Typu "Nie ma uczniów!!! Gdzie oni są?! Uciekli nam!!!" Ale gdy doszli do naszego namiotu tylko wybuchnęli śmiechem. Wszyscy się obudzili w przestrachu że kadra zacznie się na nich wydzierać. A oni? Tłukli niewinny piasek ze śmiechu. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Kiedy już się wypakowaliśmy z tego namiotu, składaliśmy własne i siodłaliśmy konie. Zaczęła się podróż powrotna. Spędziliśmy ją głównie na śpiewaniu.

Dostajesz 50 p.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)