środa, 30 listopada 2016

Od Luny C.D Hache

Przyznam szczerze - lekko mnie zamurowało że mu się podobam. Zazwyczaj było tak ze chłopak który mnie się podobał był zajęty lub się mną nie interesował ... tak jak zresztą większość osób płci przeciwnej. Chłopak zrobił kilka kroków gdy ja powiedziałam:
- Wiesz ja też cię bardzo lubię - na mojej twarzy zagościł delikatny uśmiech.
Hache odwzajemnił gest. Reszta drogi minęła nam w ciszy. Nigdy nie umiałam wyznawać komuś swoich uczuć.

****

Gdy miałam zamiar zabrać się za czyszczenie Paris podszedł do mnie Hache. Przywitaliśmy się i chłopak rzekł:
- Twój tata mówi ze jak chcesz możesz jechać ze mną, Naomi, Alfonsem i twoim rodzeństwem oglądnął jakieś konia w jakieś stajni.
- Chętnie pojadę.
- OK.
Razem z chłopakiem poszliśmy w stronę Jamesa. Ja razem z Naomi jechałam autem Hache.
- Ciejawe czy jakiś z tych koni trafi do Akademi? - zaciekawiła się Neo.
- No .... - odoarlam.
Auto naszego ''rodzynka'' ruszyło około 200 km/h. Typowa prędkość jaką jeździl. Na miejscu zaparkował auto na parkingu. Naomi szybko wysiadka i poszła w stronę padoku na którym ujrzała jakaś jabłkowitą klacz. Ja sama postanowiłam najpierw zobaczyć największa ze stajni.
- Idzies ze mną? - spytałam.
- Chętnie - odparł.
Przed stajnia jednak chłopak zatrzymał mnie i powiedział:

Hache?

Od Caleba C.D Sarah

Dziewczyna oddała mi piłkę psa po czym mruknęła coś i poszła w stronę akademii.
-Chodz Anand idziemy po Devii
Wraz z psem udałem się na halę gdzie Livii ciężko trenowała z Wizją
-Gdzie jest twoja sunia ?
-U Ryana ..
-Okey
Ruszyłem do pokoju przyjaciela,otworzyłem drzwi Anand wleciał zaraz Devi go powaliła i pogryzła
A staruszek Riki nawet głowy nie podniósł.
-O Caleb siema co tam ?
-A Ty nie z Hayley ?
-Jak widzisz dziewczyna to nie łańcuch
-No spoko .. masz ochotę na wypad na motocross  ?
-Czemu nie to napisz do Hache
-Okey ..
Caleb: Siema Hache spotkamy się na 20 minut przy bramie jedziemy  z Calebem na motocross lecisz z nami ?
Hache: Wiesz nie dam rady jedzcie beze mnie ..
Caleb : Okey
-Hache ma coś innego w planie to co zbieramy się ?
-Okey
-Devi Annad !!-zawołałem psy i wyszedłem Devi odstawiłem do pokoju Livii a wraz z Anandem poszedłem do siebie. Ubrałem strój na motocross i udałem się do garażu po ukochany sprzęt.
Caleb miał identyczne tempo bo gdy odpalałem motocykl to sie pojawił obok ze swoim
-To co lecimy ?
-Pewnie
Ryk silników i gaz po czym po lasach szaleliśmy a potem ukazał nam się tor. 
-Jak puściutko ..-zaśmiał się Ryan
-Nie zapeszaj
Zaczęliśmy rozgrzewkę kilka kółek w koło a potem zabawa z rożnymi trikami. 





































Oczywiście jak zawsze podnosiliśmy poprzeczkę po kilku kolejkach zrobiliśmy chwile przerwy aby napić się wody. Zgasiliśmy motory i usiedliśmy na pisaku zdejmując kaski i kładąc obok.
-Wiesz ktos tu na Ciebie co chwila wpada
-Hmm poptrz w prawo-szepnał
Zerknąłem tak to była Sarah
-Oj tam .. -machnałem reka
-Zagadaj toć nie badz taki
-Nie chce ..
-Cykasz sie
-Nie ..
-Taa jasne leszcz
Wstałem i podszedłem do dziewczyny
-Długo stoisz tu ?
-Tak chyba z ponad pół godziny
-I jak Ci się podoba ? 

<Sarah>

Od Amber do Alfonsa

Kolejny dzień w akademii zapowiadał się tak samo. Ale tylko ZAPOWoIDAŁ. Tak naprawdę okazał się naprawdę, naprawdę świetny. Rano gdy szykowałam paszę dla StarLight'a i Princess przyszedł do mnie mój tata i rzekł:
- Amber mój znajomy ma kilka koni, które chce sprzedać, bo innaczej trafią na rzeź. Chcesz jechać ze mną, Luną, Hache i Naomi je zobaczyć?
- Pewnie - rzekłam. - Tylko nakarmię moje konie.
Gdy skończyłam karmić wierzchowce pobiegłam w stronę auta mojego taty.
- Wszyscy są? - spytał James.
- Jeszcze ja!!! - krzyknął jakiś chłopak biegnący w naszą stronę.
Stanął obok Naomi.
- Ok. Alfons i Amber jedziecie ze mną, Hache zabiera Lunę i Naomi.
Rozeszliśmy się w swoje strony. Ja usiadłam z przodu, na siedzeniu pasażera, a chłopak który jechał z nami z tyłu. Wyjęłam z kieszeni telefon i zaczęłam przeglądać stronę tej stadniny. Mieli tam różne konie - ujeżdżeniowe, skokowe, do naturalu ...

***

Na miejscu ukazała nam się wielka brama z napisem ''Ranczo pod białą Rozą''. Przejechaliśmy ją i naszym oczom ukazała się wielka stadnina.













- Ale piękna - rzekłam cicho sama do siebie.
Tata zaparkował auto i rzekł:
- Możecie oglądać wszystkie konie i zwiedzać całą stajnię.

Alfons?

Od Naomi - zadanie 4 - C.D Esmeraldy

- Dobrze. Więc może pojedziemy do miasta? – zapytałam uśmiechnięta. Castiel, chłopak po mojej lewej przytaknął, a wraz z nim jak na komendę Helen. Esma też wyraził swoje zdanie:
- To może być dobry pomysł. Ale gdzie przywiążemy konie?
- Pamiętasz, jak byłyśmy raz w mieście? Wtedy zostawiłyśmy wierzchowce w jakieś knajpce. Może teraz też tak zrobimy? – uśmiechnęłam się jeszcze bardziej.
- Ok, niech będzie… - Esmeralda wzięła się za czyszczenie Falda. Bałam się, że Empik nie zaakceptuje innych koni, też lubi się wywyższać. Ale mimo wszystko postanowiłam zaryzykować. Esma, Castiel i Helen podeszli po swoje konie i już zaczęli je oporządzać i przygotowywać do jazdy. Ja zrobiłam to samo z Empikiem, który prawie oszalał na mój widok. W końcu, po dobrych pół godziny spotkaliśmy się wszyscy na dziedzińcu z końmi u boku. Równocześnie wskoczyliśmy na nie i skierowaliśmy w stronę ścieżki, która prowadziła do miasta, pięknego Miami. Przy stępie było ok, nie licząc tego, że Empiryk ciągle robił cyrki i udawał, że się czegoś straszy. Przy kłusie dość się rwał, ale to było jeszcze do wytrzymania. Dopóki nie weszliśmy w las. Tam ciągle zbaczał z drogi i wchodził w kłujące krzaki, w dodatku nie raz oberwałam gałęzią w głowę. Prawdziwy problem zaczął się jednak dopiero w galopie. Rwała się już jak głupi i taranował wszystkim drogę. Skończyło się na zupełnie nieplanowanym wyścigu z koniem Castiela. Nie rozumiem, dlaczego się tak zachowywał. Zwykle był dosyć grzeczny, przynajmniej w stosunku do mnie. Może to dlatego, że nigdy jeszcze nie jeździł tak dużą grupą koni? W końcu udało mi się minąć żywo tabliczkę z napisem „Miami”.
- Jeszcze trochę, i dojedziemy do knajpki – oznajmiła z radością Esma. Kłusowaliśmy właśnie koło drogi. Wtedy zobaczyłam na horyzoncie mały, brązowy punkcik. Moje przeczucie i zapach, którego nie mogę nie wyczuć mówiły mi, że to coś dobrego.
- Może zobaczymy, co jest tam? – wskazałam ręką to miejsce.
- Po co? To pewnie jakaś restauracja, sklep lub coś podobnego – westchnęła Helen.
- A jednak mnie kusi – od razu skręciłam Akate w tą stronę. Co dziwne, inni bez słowa za mną podążyli. Zapach stał się coraz wyraźniejszy… podjechałam pod samą bramę obiektu, i podskoczyłam z radości. Na tabliczce było napisane „Stadnina koni czystej krwi arabskiej i pełnej krwi angielskiej w Miami”. Bez wahania zsiadłam z konia i przeszłam przez bramę trzymając go w ręku. Zobaczyłam kilkanaście koni, jedne stały przywiązane, a inne pasły się na wybiegach. Kilka ludzi, którzy tam stali szybko się odwróciło i popatrzyło na nas ze zdziwieniem.
- Poczekaj, nie możesz sobie wchodzić bez pozwolenia na czyiś teren! – upomniała mnie Esma. Wtedy jakiś mężczyzna do nas podszedł. Spodziewałam się czegoś gorszego, ale usłyszałam tylko:
- Kim jesteście i dlaczego tu przyszliście?
Wyglądał na miłego, ale wtedy zobaczył Empiryka.
- To przecież Empire, mój koń, który dwa lata temu uciekł ze stajni! – zawołał ze zdziwieniem. Próbował podejść do mojego wierzchowca, ale kiedy tylko go dotknął, ten od razu pokazał białka, unosząc przy tym głowę wysoko do góry i cofnął się.
- Skąd go masz?
Zdenerwowana zagryzłam wargi, bo jeśli Empik rzeczywiście jest tego faceta, to mogłam go stracić. Ale później odważnie odpowiedziałam:
- Z przytuliska. Trafiłam na niego przypadkiem i okazało się, że jestem jedyną osobą, której ufa. Znaleźli go na wrzosowiskach, z licznymi śladami ran od bata i ledwo przy życiu. Nie sądzę, żeby pochodził z tej stadniny, bo chyba nie wyrządzono by mu tu takich ran.
- Za chwilę opowiem ci o tym, co wiem, ale teraz musicie gdzieś dać konie. Mam dużo boksów, na pewno znajdzie się jakieś miejsce dla tych pięknych wierzchowców – mężczyzna poprowadził nas do wielkiej, wypasionej stajni i pokazał nam wolne boksy. Wprowadziliśmy swoje konie i zupełnie zszokowani rozebraliśmy je ze sprzętu. Kiedy już były oporządzone facet zaprowadził nas do małego pomieszczenia koło stajni, wyglądało na jego biuro.
- Jerry Hanbindon, jestem właścicielem tej hodowli – usiadł na krześle obrotowym przy biurku.
- Naomi Sullivan, ale to moi przyjaciele: Esmeralda, Castiel i helen.
 – Ten koń, Empire, był jednym z moich najlepszych wychowanków. Jego ojciec, Eqario był koniem z dziada z pradziada czystej krwi, zwycięzcą wielu wystaw. Matka natomiast była mieszanką czystej i pełnej krwi. Wyszedł piękny, gniady koń, którego nazwałem Empire. Słynął z wielkiego ducha walki, nie znosił być w zamknięciu, cenił sobie wolność i był nieznośnie uparty, ale wesoły i całkiem przyjaźnie nastawiony do ludzi. Ale czułem, że po odpowiednim szkoleniu wyszedł by z niego wspaniały wyścigowiec, mimo, że był z pochodzenia bardziej arabem był najszybszym koniem w naszej stajni. Zresztą, nadawał się do wszystkiego i rokowania były wspaniałe. Ale wtedy… wystarczyła chwila nieuwagi, żeby uciekł gdzieś w pola. Szukaliśmy go wszędzie, ale nie mogliśmy znaleźć. W końcu, po roku daliśmy sobie spokój mimo, że byłem strasznie rozczarowany. Najpewniej trafił się w ręce jakiemuś pijanemu rolnikowi, który widząc, że nie chce pracować bił go batem. Pewnie dlatego jest tak nastawiony do ludzi. Musiał mu uciec i.. już wiesz, co się dalej działo.
- Pewnie będzie pan chciał odebrać mi Empiryka..
- Empiryk Tak go nazwaliście? Ładnie, nie powiem. Na twoje pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć. Mógłbym go zobaczyć?
Przytaknęłam, i popatrzyłam smutno na zupełnie zdezorientowanych przyjaciół.
- Może pojedźcie beze mnie do akademii?
- Dobrze, ale możemy tu zostawić konie? Będą bezpieczniejsze – zaproponowała Esma.
- Oczywiście, że tak. Pojedźcie, gdzie chcecie, a ja zajmę się sprawą Empire… - pan Hanbindon wszedł do stajennego korytarza. Moi przyjaciele rzucili „Za niedługo tu przyjdziemy, nie martw się!” i zniknęli, zostawiając mnie w takiej sytuacji. Mężczyzna natomiast podszedł do boksu, w którym stał Empiryk czy tam Empire i otworzył drzwi. Koń natomiast uniósł wysoko głowę i ogon i zaczął próę kopania i gryzienia nieproszonego przybysza. A ten gwałtownie się cofnął, zamykając boks. Ja, nie mogąc na to dłużej patrzeć jakby nic weszłam do pomieszczenia.
- Spokojnie, mój książę – wtuliłam się w jego jedwabistą grzywę, a gdy już się uspokoił zapytałam - Może go wyprowadzić?
- Byłoby dobrze… - usłyszałam odpowiedź, po czym założyłam kantar i przypięłam podany mi uwiąz. Wyprowadziłam Empika na korytarz i podałam sznur panu Hanbindon’owi. Ledwo jednak zdążyłam odejść od Empiryka, gdy ten wyrwał się z popłochem i pogalopował w siną dal.
- Czekaj, książę! – zawołałam. Już myślałam, że będzie tak jak wcześniej, ucieknie i wpadnie w złe ręce. Ale ten, gdy usłyszał mój głos jakby zawahał się, zrobił gwałtowne zatrzymanie i jeszcze gwałtowniejszy obrót w moją stronę, po czym dumnie przykłusował do mojej drobnej postaci. Ja wzięłam jego uwiąż ciesząc się, że nie zaplątał się. Pocałowałam go w chrapy, a on spojrzał na mnie tak, jakby mówił: „Czy ty naprawdę myślałaś, że mógłbym cię opuścić?”. Parsknęłam śmiechem. Tymczasem mężczyzna patrzył na nas z niedowierzaniem. Na koniec sytuacji powiedział:
- Nie mogę ci go odebrać. Więź miedzy tobą a Empire jest tak mocna, że pewnie gdyby tu był bez ciebie po prostu by cierpiał. Zresztą, i tak jesteście doskonałą parą i osiągniecie sukcesy większe, niż ja osiągnąłbym.
Odetchnęłam z wielką ulgą. Usłyszałam znajome kroki – to Esma, Helen i Castiel.
- Nie mogliśmy cię tu samej zostawić, ale zdążyliśmy już wstąpić do jakiegoś sklepu jeździeckiego i kupić coś na pocieszenie! – tłumaczyła Esmeralda, po czym wręczyła mi nowy czaprak  – Jak z Empikiem?
- Pokazał, że jest MOIM konikiem, który mnie kocha. Dzięki temu będzie ze mną razem – wyjaśniłam, biorąc czaprak do rąk.
- Możemy już jechać, spieszymy się? – zapytałam mężczyznę. Ten skinął głową i pozwolił nam z powrotem osiodłać konie. Kiedy już wsiedliśmy, na pożegnanie zawołał:
- Do widzenia! Tylko przyjeżdżaj tu co jakiś czas, Naomi! Zobaczę, jak wygląda Empik i przy okazji może kiedyś znajdziesz tu jakieś drugiego wierzchowca?!
- Konie arabskie są piękne, kiedyś chciałabym jednego mieć czystej krwi, wtedy na pewno będzie pochodził z tej stadniny! Do zobaczenia! – rzuciłam i odwróciłam się zadowolona. Zestrachałam się niepotrzebnie, bo tak naprawdę dzięki temu znam już historię Empiego, a to naprawdę pożyteczne. I może kiedyś rzeczywiście stać mnie będzie na arabka? Czarnego, taaak… No cóż, kiedyś na pewno. W drodze powrotnej Empiś był bardzo grzeczny, ale kiedy dojechaliśmy na miejsce, rozsiodłałam go i wypuściłam na padok, ten zaczął szaleć jak nie wiem co. Rozumiem teraz, że rzeczywiście bardzo ceni wolność. Helen i Castiel gdzieś razem odszedli, więc podeszłam do Esmy i zapytałam:
- Co teraz robimy?

<Esma?>

Dostajesz 40 punktów.

Od Sarah C.D Caleba

Patrzyłam na chłopaka, po czym pokręciłam szybko głową. Zaraz potem wyprostowałam się.
- Nie znam, ale na pewno Irma mi pokaże okolicę -spojrzałam na niego z dumą, oddałam rzecz należącą do jego psa. -Do zobaczenia... kiedyś.
Odeszłam czując jak łomocze mi serce, zawsze gdy się do kogoś odzywam, boję się ze wyjdę na idiotkę. Tym razem się chyba nie pomyliłam.
Wyszłam przed stajnię, i oparłam się o ścianę. Mimo ,że nie dogaduję się z rodziną, tęskniłam za rodzinnymi stronami. Nawet nie zauważyłam kiedy po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. W pewnym momencie, poczułam kłucie w sercu, paliły mnie płuca. Osunęłam się po ścianie, musiałam wyglądać żałośnie. Ale w tamtej chwili, miałam to gdzieś. Zostawiłam tam przyjaciół, tu, nie znam nikogo! Tak bardzo bym chciała się z kimś zaprzyjaźnić, oczywiście, Irmy nie licząc. Jest naprawdę fajna, ale... trochę za energiczna. Potrzebuję znajomego, nieco spokojniejszego. Podobnego do mnie, cichego, poważnego. Zamknęłam oczy, pod powiekami miałam obraz moich przyjaciół. Mojego domu, szkoły, czy parku po którym biegałam... przez to łzy płynęły jeszcze mocniej. Kiedy poczułam na sobie czyjś wzrok, natychmiast poderwałam się na równe nogi, i szybkim krokiem, wołając Lady, weszłam do budynku, w którym miałam pokój.
<Caleb?>

Od Esmeraldy - zadanie 5

Chcę wam opowiedzieć mój najgorszy dzień w życiu. Pamiętam to. Miałam 17 lat.
Od samej pobudki wiedziałam, że coś się stanie. Gdy wstałam z łóżka moje oczy i uszy rozbudził krzyk gosposi. Od razu podeszłam do drzwi i nasłuchiwałam. Usłyszałam kroki, ktoś szedł po schodach. Były to moje urodziny, więc pomyślałam, że to kolejny głupi żarcik mojej kuzynki. Wyszłam na korytarz i krzyknęłam „Esk, słyszę cie!”. Dziewczyna wychyliła się z pokoju.
-Co tym razem?-odkrzyknęła.
Czyli to jednak nie ona. Musiałam zejść by sprawdzić co się stało. Wychyliłam głowę i sprawdziłam czy nikt nie idzie. Wymknęłam się i podeszłam do poręczy schodów. Zerknęłam na dół. Stał tam Daniel i moja gosposia. A po chwili usłyszałam wrzask mojej kuzynki.
-Esma!- krzyknęła.
Moje serce zamarło. Dziewczyna biegła w moją stronę. Za nią szedł mężczyzna, trzymał w ręce łom. Zastawiłam kuzynkę i zaczęłam krzyczeć:
-Kim jesteś?!- pierwszy raz użyłam tego określenia-Wiesz kim jest mój ojciec?!
-Nic mnie to nie obchodzi. Rabuję twój dom i co mi zrobisz?- zapytał nadal nie ściągając kominiarki.
-Daniel! Marto!- krzyknęła Estriella.
-Cii.- szepnęłam jej do ucha.-Wygrałeś. –powiedziałam zdejmując kolczyki. Podałam je włamywaczowi.
ON zaczął je oglądać. W tym momencie Daniel wbiegł na górę.
-Uciekajcie!- zadarł się.
Chwyciłam rękę kuzynki i pociągnęłam ją po schodach. Biegłyśmy.
-W stajni czeka Amir i Leo.- powiedziała Marta- służąca.
-Dziękuje!- rzuciłam jeszcze.
Biegłyśmy do stajni. Od razu gdy Amir usłyszał mnie pokłusował do nas. Kuzynka wsiadła na Leo a ja na Amira. Pogalopowałyśmy w las. Musiałyśmy uciec. Nie spuszczałam kuzynki z oczu. Po pewnym czasie dojechałyśmy do domku w lesie, konie wstawiłyśmy do stajni a same ukryłyśmy się w chatce. Czekałyśmy na telefon od mojej matki . Nagle do drzwi rozległo się pukanie, następnie ten ktoś wyważył drzwi. Usłyszałyśmy głos mojej matki.
-Esma?!-krzyknęła.
Podbiegłyśmy do niej. Przytuliłam jej futro. Eska zrobiła to samo.
-Dziewczynki, zabiorę was stąd.- powiedziała czule.
Wyszłyśmy. Mama wsiadła na swojego konia, my zrobiłyśmy to samo. Galopowałyśmy przez las. W domu rodzinnym czekało auto. Konie odstawiłyśmy do stajni. Marta się nimi zajęła. Byłam pewna, że nie zobaczę już Amira. Wyjechałyśmy. Mama pruła autem po autostradach. W pewnym momencie straciłam nad sobą panowanie i krzyknęłam:
-Co to za chłop?
-Nikt, zbieg z więzienia.- odpowiedziała.
W żyłach krew mi się wzburzyła. Z tego wszystkiego zasnęłam. Obudziłam się gdy dojechałyśmy do letniego domku. Wysiadłam i popatrzyłam w niebo. Było jeszcze jasne. Która mogła być godzina? Okazało się, że 13.00. Weszłam do domku po czym walnęłam się do łóżka. Nie wiedziałam co mam robić. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Odetchnęłam. Nadal nie wiedziałam co ten facet chce ode mnie. Wyszłam z pokoju i ruszyłam do kuchni. Oparłam się o parapet i ten widok mnie zmroził. Moja matka z rękami do góry a facet trzyma jej pistolet przy gardle. Zbiegłam po schodkach. Szybko wzięłam nóż. Sama nie wiem po co. Byłam roztrzepana.
-Zostaw ją!-zadarłam się.
Byłam nie do opanowania. Nigdy nie miewałam czegoś takiego.
http://i.pinger.pl/pgr423/4644cf380007f5bc4d617d83/pistolet.jpg
Moje oczy były pełne gniewu ,ale też niepewności. Dłonie trzęsły mi się jakbym miała padaczkę. Wokół mnie nic się nie działo. Stałam w bezruchu, jedynie moje dłonie poruszały się jakby w takcie melodii. Przełykałam ślinę raz po raz. Oddychanie nigdy nie sprawiało mi takiej trudności.
Trzymałam nóż gotowy, nie chciałam być morderczynią. Kiedyś ( chyba z 2 lata temu) ćwiczyłam boks. Jednak na coś się przydał. Byłam najlepsza, ale on na pewno był lepszy. Nic mi do tego. Teraz byłam oślepiona światłem jesiennego słońca. Nóż miałam wystawiony, on patrzył na mnie oczyma szarymi i pustymi. Nic w nich nie miał. Tylko złość i nic więcej. Wziął pistolet z szyi matki i celował we mnie. Moje serce zamarło. Były dwa wyjścia z tej sytuacji. Rzucę nóż albo umrę. Bardziej przemawiało do mnie to pierwsze. Liczyły się teraz tylko sekundy. Moja decyzja była jasna. Nie mogłam nic zrobić. Wypuściłam nóż. Lot trwał wieki. On nacisnął spust, nabój wystrzelił. Uchyliłam się i nic mi się nie stało. Mój rzut był trafny.Ostrze wbiło się w udo. Moja decyzja. Podbiec do niego i walnąć go w pysk czy uciekać. Uciekać.Zawył z bólu po czym wyciągnął sobie powód bólu. W jego oczach dostrzegłam wielkie wnerwienie. Nie miałam szans. Teraz nic nie miałam do obrony. No trudno. Podbiegłam do mamy i :
-Mamo, wyjedź autem.- szepnęłam mamie do ucha.
Facet udarł trochę z koszuli i zatamował krew. Jeszcze przez chwilę stał po czym zaczął uciekać. Szedł normalnie. Nie dzwoniłyśmy po policję po przyjechała by i tak za późno. Pobiegłam po kuzynkę. Po schodach na górę. Szybko rzuciłam jej co się stało i wygoniłam ją z pokoju. Wyszłyśmy tylnymi drzwiami. Zdążyłam jeszcze wyjąć z szuflady stary pistolet ojca. Trochę naboi. Nie umiałam się takim sprzętem posługiwać. To była dla mnie za stara technika. Chodź niby był to najnowszy „model 1020”. Podbiegłyśmy do auta a następnie posadziłyśmy swe pupy na tylnych siedzeniach. Mama ruszyła. Napakowałam pistolet i przygotowałam go do strzelania.
-Co ty chcesz zrobić? –zapytała mnie dziewczyna.
Nic nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam co. Zabrakło mi głosu by to wydusić. Teraz tylko kwestia szczęścia. Facet biegł za nami. Nie wiem jak mu się to udało.Mama coraz mocniej naciskała gaz. Pomyślałam, że zrobię to tak jak w filmach.Wychyliłam się przez okno. Nie byłam jeszcze pewna tego co właśnie robię. I znowu 2 wyjścia. Albo się rozryczę albo strzelę. On mnie uprzedził.Pistolet i puf! Wystrzelił. Nacisnęłam spust w ostatniej chwili. Lecący pocisk był szybszy od prądu. Mój pocisk wleciał mi prosto w brzuch. Przeraziło mnie to. A pocisk wystrzelony z jego pistoletu trafił mnie w ramię. Po kilka minutach od wypadku straciłam przytomność. Obudziłam się w szpitalu po 3 godzinach, jak mówiła mama. Po czym dowiedziałam się, że mam naderwaną żyłę a tym samym bark przesunięty. Według lekarzy przypadek był fatalny. Następnie czekała mnie operacja. Zmieniono mi kroplówkę. Operacja po 1 godzinie oczekiwania w szpitalu. Podali mi całkowite znieczulenie.Podała mi je jakaś niedoświadczona pielęgniarka. Obudziłam się po 1 godzinie na stole operacyjnym. Zaczęłam płakać z bólu. Następnie kolejne znieczulenie. Sprawa była krytyczna. Wylew. Chirurg był przekonany, że nie przeżyję.Stworzył mi się krwiak. Kolejna operacja. Usunięcie krwiaka. Trwałą 1 godzinę. Przebiegło wszystko pomyślnie do czasu moich duszności. Opanowali je szybko. Na oddział przyjechał facet, który mnie postrzelił. To już było za dużo! Przypatrzyłam się po raz ostatni jego twarzy. Opalona skóra. I te ostre rysy.
-Jeszcze się spotkamy.- powiedziałam do niego.
Była godzina 20.45 gdy do Sali wbiegła pielęgniarka i krzyknęła:
-Pożar!Ewakuacja!-krzyknęła.

Moje serce zamarło. Pochwyciła moje łózko i wyjechała ze mną z oddziału. Czułam się zagrożona. Wyprowadzono mnie na deszcz. Padało na mnie. Zaczęłam ryczeć jak dziecko. Matka mnie uspokajała. Kuzynka, wszystkie pilęgniarki. Nic mnie nie uspokajało. Myślałam o Amirze, o Danielu i o tym typie. Byłam zbyt roztrzęsiona by się uspokoić. Gdy opanowano pożar sprowadzono helikopter i zabrano nas do innego szpitala.

Dostajesz 45 punktów.

Od Edwarda - Opieka nad Werą

Środa. Był sam środek tygodnia i ani to w jedną ani w drugą stronę.
Nie usprawiedliwiało mnie to jednak od obowiązków - dalej musiałem wstawać o piątej by zjeść w spokoju śniadanie i nakarmić konie. Pomijając więc te codzienne czynności przejdźmy do reszty dnia.
Nie miałem specjalnej ochoty jazdy na Jutrzence która pruła do przodu bez większych ograniczeń. Zamiast tego zadowoliłem się upartym osiołkiem, czyli moim drugim podopiecznym - Werą o.
Jak zawsze siedziała w swoim boksie, w swojej stajni żując z uwielbieniem owies. Dopiero gdy zobaczyła mnie na horyzoncie jak gdyby nigdy nic odwróciła się do mnie zadem.
- O nie, panienko, tym razem nie wywiniesz się od roboty. - zaśmiałem się i chwyciłem fioletowy kantar, niby ochronę przed jej kopytami. - Wystarczy sielanki, trzeba ciebie trochę rozruszać.
Jednak widząc stan jej sierści zaczynałem głęboko wątpić czy wyrobię się do wieczora. Nie było kawałka miejsca gdzie by nie było sklejek, błota miała po łokcie, słomę w posklejanej grzywie a na kopyta nawet się bałem patrzeć.
Więc z westchnieniem rezygnacji przebrnąłem do jej obrażonego pyska i wyprowadziłem hucułkę na korytarz. Nie był to za piękny widok - zawsze elegancka, prestiżowa i czysta stajnia, a pośrodku niej rudy kucyk wyglądający jakby nie widział szczotki od urodzenia. I kto to musiał doprowadzić do ładu? Brawo, zgadliście. Ja!
Przypiąłem ją do koniowiązu na dworze by ilość spadającego błota aż tak mocno nie brudziła pięknej posadzki na korytarzu. Zabrałem się więc za czyszczenie - najpierw zmiotłem wszystkie sklejki na szyi, na łopatce, brzuchu, grzbiecie i zadzie, z dwóch stron. Potem jeszcze usilnie próbowałem strzepnąć piach i błoto z jej nóg ale niestety nie było to suche błotko, musiałem więc poczekać aż myjka będzie wolna gdyż w tej chwili urzędował w niej nowy koń Lily, Spartan i sama jego właścicielka.
Trochę minęło gdy grzywa i ogon nabrały dawnego blasku i puszystości, ale w końcu się udało. Przetarłem Werce pyszczek który wyglądał jakby hucułka włożyła cały łeb do pełnego żłoba. Nie wykluczałem że tak być nie mogło.
Po przetarciu z niej kurzu mogłem wreszcie zmyć jej niedociągnięcia. Klacz ciągle się wierciła i wykręcała by tylko nie dosięgnąć wody więc musiałem ją przypiąć z każdych możliwych stron. Sam nie lubiłem suszenia koni w solarium jednak nie miałem innego wyjścia skoro chciałem potrenować. Gdy tak każda kropla wody przestawała istnieć na sierści Wery, ja oparłem się o framugę wejścia i obserwowałem ruch w głównej stajni. Był środek grupowych treningów dlatego wszędzie wokół biegali jeźdźcy i konie, powodując rutynowy hałas. Zrezygnowałem z własnej jazdy na rzecz mojego lenistwa i nie wyspania, za to jednak obiecałem to nadrobić kilka godzin później, no czyli teraz.
Po kolejnych kilku minutach osiodłałem klacz biorąc komplet Popiołka, zresztą jak zawsze - to nie ja zadecydowałem że będę mieć pod opieką konia który ma tak mało męski czaprak. No nie?
Wyruszyłem więc na parkour zamknięty, gdyż tylko on był chwilowo wolny. Nie będę wam tego opisywał za specjalnie długo - kilka wolt, kilka kłusów, galopów, mały parkour już wcześniej ustawiony i .... tyle.

Od Caleba C.D Alexandra

Umówiłem się z Alex za kwadrans w stajni. Szczerze nie byłem pewny czy nie wykorzystać tej jazdy zamiast w teren to na cross. Przebrałem się i udałem do stajni. Wziąłem szczotki i sprzęt Avatari tym razem zamiast siodła westernowego wziąłem siodło wszechstronne.
Wyczyściłem i osiodłałem klacz wziąłem  ja przed stajnie i wsiadłem
-Gotowy
-Tak-powiedziałem dopinając popręg
-To gdzie chcesz się wybrać ?
-Szczerze wziąłbym pierwszy raz Avatarii na cross
-W sumie to świetny pomysł niech się oswoi 
Ruszyliśmy na tor crossowy rzokłusowalismy konie po czym zagalopowałem kilka razy
-Ciekawy jestem nie często skacze
Alex z wałachem ruszyli a my za nimi
Oczywiście pierwsza przeszkoda wyłamała druga stopka wyłamała cofnąłem ją i nakłoniłem do skoku od początku pierwsza druga trzecia opornie i kolejne coraz lepiej pod koniec jej się odwidziało i wyłamywała robiąc stopki
-Masz ubaw ze mnie
-Trochę dość kalapetnie skacze
-Wiem  !!
Pokonanie rowu z woda to jakby tam były rekiny krokodyle i wszytko. Tak opornie szła ,że szok a jak już skoczyła to leciałem
Alex podgalopowała
-Zyjesz
-Tak
Wsiadłem ponownie na klacz nie darowałem jej musiała przeskoczyć.
Spędziliśmy na zabawie na crssie ponad godzinę uznajmy ze gdy tylko okazała nieposłuszeństwo na dwóch przeszkodach z całego toru to jej zaliczyłem.

<Alex>




Od Caleba C.D Lly

Po powrocie akademiami wraz z Anandem udałem się pod prysznic po czym przebrałem się i położyłem do łózka.  To nie był nie wiadomo jak męczący dzień raczej przyjemny.
Obudziło mnie szczekanie psa otworzyłem oczy i wstałem.
-Zadowolony
Pies tyko merdał ogonem,wyjąłem psie jedzenie i wrzuciłem do miski zaś do drugiej nalałem świeżej wody. Poszedłęm do łazienki się nieco ogolić po czym umyłem zęby. Wyszedłem i ubrałem się a przed wyjściem psiuknąłem perfumami.
-Anand !!
Pies oderwał się od posiłku i wyszedł wraz ze mną już po chwili ganiał po całym ogrodzie z Cookies.
Zapaliłem papierosa po czym udałem się na stołówkę. Obok mnie usiadła Lily i Alex i Helen 
Zaczęła się burzliwa dyskusja na temat stylów jazdy konnej.
Byłem zaspany i zbytnio się nie udziałem do tej rozmowy poza tym mój mózg był ustawiony tylko na jedno"Idę zapalić"
Wziąłem talerz odniosłem i wyszedłem zapalić. Odetchnąłem z ulga kiedy wypościłem dym z płuc.
Podeszła do mnie Lily
-Co dzisaj robisz ?
-Jazda .. potem czas wolny,obiad,czas wolny,jazda,kolacja,wykład w sumie nie wiem ale chyba śmigać będę na motocrossie  ..

<Lily,brak weny>

Od Alexandry Cd Caleba

-Dziękuję. Powiedz mi tylko ile ono kosztowało?- Zapytałam patrząc wyczekująco na chłopaka.
-Uznajmy, że ktoś był mi winien przysługę...
-Teraz ja będę Ci dłużna. - Zaśmiałam się zerkając na Ananda, który łasił się przy moich nogach. Podrapałam go po brzuchu, po czym wypieszczony odszedł do właściciela.
-Może masz ochotę na jakąś przejażdżkę? -Zaproponował brunet wyglądając za okno.
- Bardzo chętnie. Jest idealna pogoda. -Kiwnęłam głową lekko się uśmiechając.
- W takim razie spotkajmy się za kwadrans w stajni.
Wyszłam z pokoju chłopaka i po chwili byłam w swoim gniazdku. Założyłam grubsze czarne bryczesy, szarą bluzę i zgarnęłam sprzęt jeździecki. Ruszyłam do stajni, zostawiłam rzeczy w siodlarni i poszłam do Angel'a. Wyprowadziłam wałacha i zaczęłam go czyścić. Traken stał z ugięta tylną nogą, odprężony. Zanim Caleb pojawił się w stajni, zdążyłam wyczesać sierść konia. Chwyciłam kopystkę i zaczęłam usuwać słomę oraz błoto. Zerknęłam na chłopaka i oszacowałam, że zdążę jeszcze wyczesać grzywę oraz ogon wałacha. Odniosłam skrzynkę ze szczotkami do siodlarni, i w zamian zabrałam sprzęt. Narzuciłam na grzbiet trakena szary czaprak, a następnie czarne siodło wszechstronne. Dopięłam popręg i zamieniłam kantar na ogłowie. Zapięłam ochraniacze i wszystkie paski. Założyłam sztylpy, rękawiczki i kask, po czym wyprowadziłam Angel'a na zewnątrz. Wsiadłam na niego i rozstępowałam zanim dołączył do nas chłopak.


Caleb

Od Hache C.D Luny

Udałem sie po powrocie z restauracji z Luna i psami na spacer.Spuściliśmy psy ze smyczy aby sobie trochę poganiały. My zaś zajęliśmy się rozmową. Gadaliśmy o wszytkom nieciemniejącej było tak.
-Wiesz co ostatnio jestem w szoku po prostu
-Czym
-No bo Ryan i Hayley oni jak oni sa razem ?
-No widocznie pasują do siebie ona jest dumna i nieustępliwa a Ryan nie gorszy
-No tak racja ale ..
-Oj daj spokój jest miedzy nimi chemia i tyle..
-No racja ie wiem ale szkoda mi trochę Livvi
-Bo ?
-Najpierw Matthew teraz Castiel na dodatek Castiel ma mieć dwóch synów to nie do pomyślenia Helen jest taka młoda
-No trochę .. ciekawe czy zostaną tu czy się wyniosą
-To moja przyjaciółka ale no nie wiem czy akademia to dobre miejsce na zakładanie rodziny
-Chyba racze nie .. ostatnio widziałem ze Caleb kreci się obok Lily
-Myślisz,że coś będzie z tego ?-zadała pytanie
-Oj nie raczej nie to nie jedyna dziewczyna jeszcze Alex i Sarah on lubi poprzebierać trochę
-Nie wiem nie mam z nim zbyt dobrego kontaktu jak ty
-Olivia chce wrócić na tor motocross
-Kurde mogła by szlifować się w skokach jej klacz ma potencjał  .. a ty co planujesz
-Hmmm ?
-Co Cie interesuje
-Wiesz ja to wyscigi konne,chciałbym zostać trenerem koni wyścigowych ustawianie treningów dla przyszłych gwiazd gonitw.
-Ciekawie .. powiem Ci,ze wczesniej podobał mi się Ryan
-Nie dziwie Ci się
-Czemu ?
-Z naszej trójki ma największe powodzenie u dziewczyn
-A ty miałeś dziewczynę ?
-Szczeniackie związki dla szpanu się nie liczą ?
-Mozna powiedzieć ze miałem .. ale nie było to nic poważnego
-Czemu ?
-Jeśli opuszczają Cię kiedy spadasz na dno to nie jest miłość
-Rozumiem .. ale masz im za złe ?
-Nie .. bo teraz wiesz jestem wolny i mogę stratować do pewnej dziewczyny z akademii która bardzo mi się podoba 
-Która proszę zdradź mi nie powiem jej
-Hmmm powiesz ..
-Nie powiem nie dowie się ..
-Jeśli jej to powiem teraz to się dowie bo byłem dzisiaj z nią w restauracji -uśmiechnąłem się łobuzersko i puściłem jej oczko.
Włożyłem ręce do kieszeni i szedłem dalej .. tak żaden ze mnie romantyk i nie potrafię okazywać uczuć ani mówić otwarcie.

<Luna>

Od Lily C.D Caleba

-Niestety nie. Nie odpisuje i nie oddzwania. Nie wiem co się z nim dzieje szczerze mówiąc.- westchnęłam. Nie za bardzo lubiłam poruszać tego tematu. Ostatnio chyba o niczym innym praktycznie się nie gada. Zaczyna mnie wkurzać ta monotonia. -Możemy zmienić temat. Przyda się chwila przerwy od tego...
-Nie lubisz o tym gadać co?
-Caleb... Czy ja ci wyglądam na specjalistkę od spraw sercowych?
-No nie...
-No właśnie. Proszę skończmy już.- przez najbliższe kilka chwil szliśmy w ciszy. Ach... Tego mi było trzeba... Chwili spokoju... Jednak w końcu odezwał się chłopak.
-Wracajmy już. Późno jest.
-To ty wróć. Ja zostanę jeszcze chwilkę. Zaraz wracam do akademika. Nie martw się.
-Ja się nie martwię. Raczej byś sobie poradziła.- zmierzył mnie wzrokiem. Zaśmiałam się krótko po czym kontynuowałam.
-Dziękuję za naprawdę miły wieczór. Przydał mi się. Dobranoc.
-Ja też dziękuję. Do zobaczenia.- odprowadziłam go wzrokiem dopóki nie zniknął za polem widzenia. Odetchnęłam głęboko i podniosłam głowę do góry. Chciałam jeszcze pochodzić. Jakoś nie brakowało mi wyjątkowo ciepełka pokoju. Mimo że dochodziła północ. Stąpałam spokojnie póki myśli nie zatrzymały mi się na stajni. Tak... Może jeszcze nie śpią. Jeśli jest ktoś komu można się zwierzyć bez obaw na pewno jest to koń. W moim przypadku aż dwa. No i jeszcze Valegro.
-Cześć kochani. Co u was?- spotkałam się z opiekuńczym spojrzeniem Moon i z obojętnym Spartana. Nadal nic nie działało. Trzeba jednak zrobić pierwszy krok. Sięgnęłam po dwa jabłka leżące na skrzyni i nożyk z kieszeni. Jedną połówkę dostała Kara a drugą przeznaczyłam dla ogiera. Już zaczął się wąchać. Widać brakowało mu tego smaku jednak nadal trzymał się swojej zasady.
-Spartan... Zobacz... Ty zjesz jabłko a ja sobie zjem herbatnika, co ty na to?- w skrzyni obok boksu trzymałam potajemnie ciastka na różne okazje. Usiadłam na słomie w środku boksu kładąc jabłko obok siebie i wyjmując ciastko. Teraz już się nie zdołał powstrzymać. Chłapnął ciastko zanim zdążyłam wziąć choć jeden gryz. Jego spojrzenie zrobiło się bardziej ciepłe.
-Ach ty... To już jabłkami gardzisz? Herbatniki lepsze co?- podniosłam się. Wzbudziłem zainteresowanie ogiera. To już jest jakiś krok. -No dobrze. Jutro, a właściwie dzisiaj wrócę. Dobranoc.- pocałowałam każdego z osoba w chrapy i odeszłam do akademika zamykając stajnię.

***

Nadszedł czas śniadania. Usiadłam z Calebem przy jednym stoliku i zaczęłam zawzięcie dyskutować o stylach jazdy.


Cal?

Od Helen - poród Nirvany

Ten dzień był jak każdy inny. Poranek był taki sam jak każdy inny. Przedpołudniem chciałam poćwiczyć z Mefistem. W stajni szybko udało mi się ogarnąć konia. Zajrzałam też do Nirvany, ale wyglądała jak zwykle. No może nie licząc wielkiego jak beczka brzucha. Miała urodzić za kilka dni. Na zmianę z Luna, Lily,  Holiday i stajennymi staraliśmy się jej pilnować przez większość czasu. Jazda z Mefistem szła mi bardzo dobrze. Cwiczylismy różne figury ujezdzeniowe. Oprócz mnie na placu była także Emily na Olimpii i Grace na Silence. Przy ogrodzeniu stał Tomas, przyglądając się naszym ćwiczeniom. W sumie to gapił się głównie na cycki Grace. Po chwili dołączył do niego Malcolm, ale ten był raczej zainteresowany jazdą. Wszystko przebiegało zgodnie z planem, póki nie przebiegła Sophie.
- Helen! To Nirvana - powiedziała - Rodzi!
- Co? Już teraz?
Skinela głową.
- Tomas, pójdź proszę po Holiday i Lune. Malcolm, skocz po Lily, niech się zajmie Mefistem.Grace zadzwonisz po weterynarza?
- Już zadzwoniłam - powiedziała szybko Sophie - chodźmy do niej
Zeskoczyłam z konia i podałam wodze Emily, która zdążyła już zsiasc z konia.
Razem z Sophie pobiegłem w kierunku stajni dla koni prywatnych.
- Weterynarz będzie za pięć minut
W stajni zastałam Nirvanę, oddychającą ciężko.
Sophie zerknęła na mnie.
- Teraz jej nie pomożesz, pójdź po słomę, wiadra i ciepłą wodę.
Skinęłam głową. Po drodze do siodlarni spotkałam Lunę.
- Cześć Luna, możesz przynieść słomę?
- Jasne - pośpieszyła w drugim kierunku
W siodlarni złapałam wiadra i ruszyłam z powrotem do boksu Nirvany.
Weterynarz już przyjechał
- Zaczyna się... - usłyszałam jej głos
Oparłam się o boks od zewnątrz.
Usłyszałam nad głową głos Luny.
- Helen w porządku?
Zaprzeczyłam.
- Niedobrze mi na widok krwi... - powiedziałam słabo - Będziesz przy niej?
- Oczywiście...
- Ja tu poczekam...

~~*~~

- Gotowe - usłyszałam głos pani weterynarz
Otworzyłam oczy.
- Chodź Helen - Luna pomogła mi wstać - Mała jest śliczna - zaświeciły jej się oczy
Weszłam do boksu. Na sianie leżał czarny jak noc źrebak. Nawet jeszcze nie umiała wstać. Nirvana trąciła ją delikatnie pyskiem.
- Jak ją nazwiesz?
Przyjrzałam się klaczce.
Na jej pysku można było zauważyć białe włoski. Na bank będzie cała siwa. Nagle coś skojarzyło mi się z białymi włoskami na pysku źrebaka Nirvany. Śnieg. Zamknęłam oczy i pomyślałam o śniegu.
- Narnia - powiedziałam - Nazwya się Narnia
Klacz zarżała słabo.

wtorek, 29 listopada 2016

Od Luny C.D Hache

Wstałam i rzekłam:
- Jak wyjdziemy.
Wzięliśmy kurtki i poszliśmy w stronę drzwi. Gdy wyszliśmy poczułam jak chłopak przyciąga mnie do siebie, a po chwili nasze usta złączyły się w pocałunku



***

Gdy wróciliśmy do akademii spytałam:
- Masz ochotę na jakiś krótki spacer?
- Pewnie - odparł.
- To daj mi chwile tylko pójdę po Apart.
Pobiegłam do pokoju po suczkę. Założyłam jej obroże i przypięła do niej smycz
- Apart chodź idziemy na spacer! - krzyknęłam.
Wyszłyśmy z pokoju i szybko pobiegłam do miejsca gdzie Hache czekał na mnie z Cywilem. Wyszliśmy poza brane akademii
- Gdzie idziemy? - spytał.
- Jezioro?
- OK.
Ruszyliśmy dość wolnym tepem w stronę jeziora. Rozmawialiśmy o dosłownie wszystkim. Na miejscu puściłam Apart by mogła się wybiegać. Hache tez puścił Cywila.


Hache?

Od Caleba C.D Alexandry

Po spędzeniu kilku godzin w warsztacie i naprawianiu motocykla. Doprowadzeniu do stanu przed wypadkowego  przyszła pora na jazdę próbną. Miałem nadzieję,że wszystko będzie jak należny ale to by było zbyt piękne aby mogło być prawdziwe.
-I co?
- Wydaje się, że będzie ciężko. Ośka przedniego koła jest skrzywiona. Nie mam zapasowego koła. Będę wyeliminowana do końca sezonu. Teoretycznie mogłabym na nim jeździć, ale to jest ryzyko. Nowe koło przyjdzie pewnie po zakończeniu sezonu.
Chwilę myślałem po czym poszedłem do swojgo garazu ale niestety nie miałem cześci.
Zadzwoniłem do Ryana i Hache ale oni tez nie mieli nic.
-Kurde chłopaki nie mają na stanie
-Kurde lipa .. trudno ..
Nadal myślałem i nagle mnie olśniło spisałem numery części
-Chyba jednak dostaniesz to przed sezonem
-Hmm ?
-Chodź
Poszliśmy do mnie do pokoju i odpaliłem laptopa. Włączyłem fb i wysłałem zdjęcia do mojego dawnego mechanika
C:Będziesz miał takie coś na warsztacie
J: Sprawdzę zaraz
Zrobiłem herbatę w miedzyczasie i dałem jeść Anandowi i pi.
J: Mam a co potrzebne sa Ci ?
C: Tak
J: To gdzie tak załatwiłes się ?
C: Nie ja ale moja koleżanka
J: Spoko wyśle je jeszcze dzisiaj powinny max za 3 dni być u Ciebie
C: Dzięki wiedziałem że na Ciebie można liczyć a ile kasy chcesz
J: Wiszę Ci za towar spłacam dług
C: Racja dzieki pa ..
-No wiec za 3 dni będziesz miała wszystko i skończymy

<Alexandra>

Od Naomi - opieka nad Akate

Obudziłam się dziś wczesnym rankiem - jak zawsze. Wszyscy mówią, że powinnam dłużej spać, ale jestem do tego przystosowana i myślę, że gdybym usiłowała zasnąć wcześniej, to spędziłabym godzinkę czy dwie na bezużytecznym leżeniu w łóżku. Było rano, jeszcze świt. Widząc mojego konia zrobiłam to ,co zwykle robię - pocałowałam go w chrapy. Wyprowadziłam kochanego Empisia na padok, ale że było to trochę mało interesujące wślizgnęłam się na jego grzbiet i poćwiczyłam jazdę na samym kantarze. Niebo jeszcze do końca się nie rozjaśniło, słychać nyło delikatny śpiew ptaków... po prostu było pięknie. Skończyłam już, kiedy zaczął się ranek i a dziedzińcu stajni pojawiło się kilka osób. Zostawiłam Empiryka samego na padoku i postanowiłam zrobić coś pożytecznego. Czyli udowodnić, że nie jestem leniwcem, a od jakiegoś czasu co dziwne staram się unikać rzeczy nieprzyjemnych. To nie pasuje do mojej wcześniejszej tożsamości, a i nie jest to dobra cecha, dlaetego postanawiam to zmienić. Właśnie przechodziłam koło jakiegoś zupełnie przypadkowego padoku, kiedy koń, która się na nim znajdował zarżał do mnie.
- Cześć, kochana - pogłaskałam ją po chrapach, a ona zaczęła drobić nogami. Była to izabelowata klacz, rasy dokładnie nie byłam w stanie stwierdzić. Ale bardzo mi się spodobała, szczególnie dlatego, że od razu można było poznać, iż jest strasznie energiczna, a niekoniecznie łatwa. Takie konie właśnie lubiłam. Wtedy usłyszałam za sobą głos pani Rose, dyrektorki:
- Podoba ci się Akate? Od razu widać, że do siebie pasujecie.
- Tak, chciałabym spróbować jazdy na niej - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Może chciałabyś się nią zaopiekować?
- Byłoby świetnie.
- W takim razie, możesz to zrobić. Ale pamiętaj, musisz codziennie ją karmić, czyścić i dawać odpowiednią porcję ruchu.
- Jasne, będę to robiła z przyjemnością - uśmiechnęłam się jeszcze bardziej. Cieszyłam się, że będę mogła mieć kontakt z Akate, podobno tak się nazywała. Pani Rose odwzajemniła mój uśmiech i wolnym krokiem odeszła do kolejnych wybiegów.
- Miałabyś coś przeciwko poćwiczeniu na parkurze, Akatuś? - zapytałam piękną klacz, która zarżała w odpowiedzi. Przy próbie złapania ją w kantar trochę uciekała, ale przy odpowiednim podejściu dość szybko to poszło. Wprowadziłam ją do boksu podpisanym jej imieniem. Trochę gryzła przy popręgu, ale każdy koń ma jakieś wady. kiedy na nią wsiadłam, od razu spróbowała mnie zrzucić, ale dałam jej jasno do zrozumienia, że tak nie wolno. Pojechałam na krytą ujeżdżalnię, na szczęście jeszcze nikt tam nie ćwiczył. Od początku próbowała mnie zrzucić, i nawet raz się jej udało, ale od razu wsiadłam z powrotem. Wtedy zrozumiała, że ze mną nie jest tak łatwo. W końcu udało mi się zrealizować rozgrzewkę. Kiedy przyszedł czas na skoki, od razu zaczęła pędzić na przeszkody. Kilka przeszkód wyłamała, ale muszę uznać, że skacze naprawdę dobrze. Po skończonej jeździe oporządziłam ją i uznałam, że obie mimo wszystko byłyśmy zadowolone z treningu. Muszę przyznać, że byłam też bardzo szczęśliwa z tego, że się nią zaopiekowałam - to klacz, na której można się coś nauczyć.

Od Naomi - zadanie 3 - C.D Lily

Udało mi się zaciągnąć Lil do dwóch sklepów, nawet jej się podobało. Ja nie jestem fanką shoppingu, w końcu wyszło, że musiałam ją ciągnąć – tyle że do domu. Zresztą, zaczęło się już ściemniać. Wsiadłyśmy do pierwszego lepszego autobusu, który miał przystanek koło akademii. W końcu postanowiłam dokończyć ten film, więc po przyjeździe rzuciłam się do pokoju – był jednocześnie źródłem przyjemnego ciepełka. Po realizacji planu rzuciłam Lily szybkie ‘Paaa!” i uśmiech, przecież spotkamy się choćby jutro.
***
Witaj, dniu! Mimo, że ostatnio widziałam nawet śnieg, teraz było słonecznie i nawet ciepło. Postanowiłam odespać te noce, które spędziłam na ślęczeniu przed ukochanym laptopikiem. Do teraz dziwię się, jak to się udało bez tabletek nasennych. Tak czy siak, była 09:12, a ja przynajmniej trochę wyspana – to uczucie, które rzadko mi towarzyszy. Popędziłam do stajni i na dzień dobry pocałowałam Empiego w chrapy. Miałam niecne plany – pojechać na nim oklep w terenie zupełnie sama – ale w wykonaniu ich przeszkodził mi widok znanych mi dziewczyn szepczących coś w rogu stajennego korytarza.
- Co knujecie? – podejrzliwie zapytałam.
- Nie wiesz? Dzisiaj urodziny Lilki, a my nic nie przygotowałyśmy – Esma, jedna z dziewczyn w grupce i jedna z moich przyjaciółek wyglądała na trochę zdenerwowaną i bezradną zarazem.
- Teraz mi to mówicie?! Trzeba migiem coś zrobić! – krzyknęłam teraz jeszcze bardziej poddenerwowana – Esma, weźmiesz Falda, ja Empika, a Jade Versace. pojedziemy do miasta kupić prezent i ewentualnie coś na imprezę. Kto mógłby coś upiec?
- Ja mogę, ale nie masz pewności, czy nic nie wybuchnie – widocznie przechodzący obok Castiel trochę podsłuchał rozmowę. Uśmiechnęłam się do niego lekko i powiedziałam:
- To weź przepis na najpyszniejszy tort w necie, poleć do najbliższego sklepu po zakupy i piecz, ale jak najszybciej. Masz szczęście, zwykle ja to robię.
Castiel wybiegł ze stajni i dalej pędził, gdzie go nogi poniosą. Dobrze gotuje, więc nie mam się o co martwić.
- Jade, leć poszukać kogoś, kto udekorował by salę – zawołałam, ale dziewczyna nie zdążyła się nawet odwrócić, kiedy Edziu, chłopak wyłaniający się z drugiego końca korytarza, zawołał:
- Ja to zrobię! Będę się mógł topić w farbie?!
- No jasne, że… Nie, nie będziesz mógł. jakie macie pomysły na uatrakcyjnienie urodzinek?
- Musimy kupić prezent, schowamy go w boksie Spartana, sami schowamy się w innym boksie. Oczywiście, nie w takim, w którym są konie. No i wyskoczymy, jak znajdzie prezent. Proste, ale niczego innego na szybko nie zrobimy.
- Edziu, ty to jesteś kreatywny… albo, lepiej, ozdobimy wszystkie boksy jakimiś ładnymi ozdobami, pomyśli, że to na jakieś zawody.
- Cześć, co to za zbiorowisko? – usłyszałam za moimi plecami głos Lilki.
- Nic, niic… podobno nie długo będą zawody, rozmawiamy o nich – Esma, jesteś wspaniałą wybawczynią!
- Z czego? – ciekawość Lilki nie miała granic.
- Yyy… to znaczy pokaz, rozmawiamy, jak przebrać nasze konie – tym razem to ja byłam zbawczynią tego świata.
- Coś kręcicie… ale teraz jadę w teren ze Spartanem, może ktoś chciałby pojechać razem ze mną? – na to pytanie na początku nie wybrzmiała żadna odpowiedź, dopóki lekko nie szturchnęłam w bok Jade.
- Ja z tobą chętnie pojadę. Spotkamy się z gotowymi konikami za 20 minut na dziedzińcu, ok? – Jade, na szczęście, zrozumiała mój ruch.
- Ok, lecę czyść Moon! – dziewczyna pobiegła w stronę padoków.
- Jade, ani słowa na temat przyjęcia. Zachowuj się normalnie, a po jeździe zaprowadź ją do stajni. Wyskoczymy z jakiegoś boksu i zawołamy „sto lat!”, ty zrobisz to samo. A teraz czyść wierzchowca – klepnęłam blondynkę po plecach. Kiedy już zniknęła za horyzontem, szepnęłam do reszty towarzystwa:
- Edward, w takim razie przygotujesz dekoracje. Zabierz sobie kogoś do towarzystwa.
- Może być Alex?
- Tak, jasne, ale nie przerywaj. Castiel już zajmuje się tortem, pani Rose może udostępni nam… myślę, że możemy ją wyprosić o salę gimnastyczną, Lil będzie zachwycona, tylko musimy wziąć skądś oświetlenie, dekoracje w sali będą jeszcze bardziej potrzebne. Kupimy w galerii handlowej ciastka, serpentyny, coś dobrego na imprezę. Zaprosimy wszystkich uczniów z akademii, na pewno się przyłączą i nam pomogą – objaśniłam cały mój plan. Tymczasem Castiel wpadł do budynku zdyszany i zapytał:
- Oprócz tortu, mam coś upiec?
- Tak, najlepiej jakieś ciastka albo muffiny. Im więcej, tym lepiej. Możesz wziąć kogoś do pomocy, na przykład Helen.
Chłopak lekko się zarumienił, ale później szybko wziął się za robotę. Edward poszedł po Alex, i jeszcze pewnie po kogoś. Ja z Esmą popędziłam do gabinetu dyrektorki.
- Dzisiaj urodziny Lily, czy będzie można wykorzystać salę gimnastyczną do imprezy?
- Niestety, dzisiaj odbywają się tam zajęcia pozalekcyjne.
- Nie ma żadnej sali, gdzie można urządzić imprezę?
- Wszystkie są pozajmowane, więc nie ma.
Zrozpaczona wyszłam z pokoju. Tak miało wyglądać to przyjęcie?
„Neo, co w ciebie wstąpiło? Z jakiego powodu niektórzy mówili na ciebie Pani Niemożliwego? Czy dla ciebie zorganizowanie urodzin w 2 godziny jest problemem?” – No, oczywiście że nie! Wzięłam się w garść i pobiegłam do pierwszego pokoju w akademiku, w którym mieszkała Luna.
- Cześć, dzisiaj są urodziny Lilki. Mam plan zorganizowania przyjęcia w stajni, oczywiście najpierw wyprowadzę wszystkie konie. Mogłabyś nam pomóc? – Esma popatrzyła na mnie z wyrzutem i zdziwieniem, bo przecież nie taka była umowa, ale chrzanić to – Lil wróci za 2 godziny, mamy mało czasu.
- To trochę dziwny pomysł, ale mi się podoba. W czym mam pomóc?
- Pojedziesz do galerii w Miami, a raczej popędzisz. Kupisz w sklepie jeździeckim prezent dla Lily. My się wszystkim innym zajmiemy.
- Ok, w takim razie lecę! – Luna podniosła się z łóżka i skierowała swoje kroki w stronę drzwi frontowych. Kiedy już wyszła, Esma spojrzała na mnie z jeszcze większym wyrzutem i zawołała:
- Dlaczego zmieniasz plan bez wcześniejszego ustalenia?
- Bo lubię, bo chcę, hmm… bo tak będzie lepiej – odpowiedziałam ze stoickim spokojem, pewność siebie to podstawa.
- A mogłabyś mi przynajmniej wyjaśnić choć trochę swoje nowe zamierzenia? – Esma widocznie nie była zadowolona ze zmian, albo z tego, że przejmuję dowodzenie.
- Weź Noaha, jeśli jest i wyprowadź wszystkie konie na padoki – odburknęłam. Esmeralda podeszła więc pod jego pokój. Ale nie mówiłam już nic na ten temat, tylko skierowałam się do następnego pokoju. Jako, że nie znałam jednak właściciela pomieszczenia, poszłam pod kolejne drzwi, i kolejne… aż stanęłam przed pokojem Jennefer. Popukałam, aż w końcu usłyszałam cichy głos Jen:
- Wchodź.
- Cześć, dzisiaj urodziny Lilki, mogłabyś pomóc? Poszukasz Edwarda razem z Alexandrą i pomożesz robić dekoracje. Najpierw powiesz im, że robimy dekoracje do stajni i zmieniam plan – wyrzuciłam jednym tchem. Jen rzuciła „Ok” i niechętnie podniosła się z łóżka, ja już byłam na korytarzu. Podeszłam do następnych drzwi, później do następnych… tak wytłumaczyłam sytuacje wszystkim, którzy byli i których znałam i ufałam. Teraz razem z Edziem, Esmą, Jade, Luną, Noah’em, Alexandrą, Castiel’em, Helen i oczywiście mną byli również: Armin, Lotte, Marceline, Irma, Vivian, Olivia, Caleb, Holiday, Danina, Thomas, Aeva, Abihraj… dosłownie wszyscy byli chętni do pomocy. Kilka osób zebrało się w pokoju Edwarda i przygotowywała dekoracje, kilka razem ze mną wyprowadzało konie na padoki, Esma pojechała razem z Luną kupić prezent. Mieliśmy jeszcze niecałe dwie godziny, ale z taką przewagą liczebną wszystko mogło się udać.

Za kilkanaście minut najprawdopodobniej miała przyjechać Lily. Ozdoby były już skończone, prawie zawieszone. Luna i Esmeralda przyjechały z prezentem, był to cały zestaw – czaprak, owijki, nauszniki i nawet derka oraz nowy kantarek dla Spartana. Był niebieskoczarny, wyglądał mniej więcej tak:


Konie były już wyprowadzone, stajnia całkiem pusta od zwierząt. Wyglądało przepięknie. Teraz tylko tort. Helen z Castielem trochę nie radzili sobie z muffinkami, ale ja byłam od tego specem i w krótkim czasie zdążyłam im pomóc. Właśnie chciałam spróbować skończonego wypieku, gdy do kuchni wpadła Esma i krzyknęła:
- Za chwilę przyjedzie Lil!
- Skąd wiesz? – zapytałam zdenerwowana.
- Nie wiem, tak naprawdę może przyjechać W KAŻDEJ CHWILI!
- Castiel, Helenka, bierzcie tort i babeczki, ukryjecie się w jakimś z boksów i od razu zapalimy świeczki. Esma, czy prezent jest przygotowany, a dekoracje ładnie ustawione?!
- Tak, lady.
- W takim razie leć powiedzieć wszystkim, żeby schowali się w boksach.
Esmeralda sprowadziła nas do stajni. Rzeczywiście, wyglądało to fantastycznie.
- Do boksu! – krzyknęłam ledwo nie wybuchając ze śmiechu, widząc, jak Edziu pociesznie wystawia głowę z pomieszczenia. W końcu wszyscy pękali ze śmiechu, a Helen razem z Castielem ledwo nie upuścili z rąk wypieków. Wtedy usłyszeliśmy stukot kopyt. Lil już tu jest! Jak na komendę wskoczyliśmy do boksów i od tej pory w stajni panowała kompletna cisza.
- Ciekawe, dlaczego wszystkie konie są wystawione na padoki? – ledwo to usłyszałam, bo dziewczyna najwyraźniej stała kilkanaście metrów od stajni.
- Pewnie to z powodu tej wystawy… - Jade najwyraźniej wiedziała, o co chodzi.
- Po co ktoś miałby to robić?
- Nie wiem, ale jaki masz inny pomysł?
- Sama nie mam pojęcia… - głosy coraz bardziej się oddalały, pewnie szły do siodlarni odłożyć sprzęt. Po chwili znowu można było je usłyszeć.
- Nie, lepiej też wyprowadźmy je na padoki, bo skoro tamte konie nie są w stajni, to dlaczego nasze miałyby być wyjątkiem? – głos Jade był wyraźny i stanowczy.
- Niech będzie… - to Lil, jej głos zakłócał harmonijny stukot kopyt Moon. W końcu dziewczyny (co wynika z odgłosów, które słyszałam) skierowały się w stronę stajni. Krew mi zaczęła wrzeć, bo z natury byłam niecierpliwą osóbką.
- Co to za ozdoby?! Już niczego nie rozumiem… - Lily była już naprawdę zdezorientowana. Podeszła do boksu Spartana, i ledwo zdążyła wydać zachwycone „Ach” wyskoczyliśmy z boksów, Castiel wziął tort z już zapalonymi świeczkami „że on jeszcze nie zdążył spalić stajni” i podbiegł do Lily, u boku mając Helenkę z muffinkami. Wtedy wszyscy zawołaliśmy chórem:
- Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam!!!


<Lil?>

Dostajesz 50 punktów.

Od Caleba C.D Lily

Cóż zabawny był widok Lily niosącą tyle jedzenia. Poszliśmy na sale kinową zajmując jedne z lepszych miejsc. Horror był jak to horror nie ruszał mnie ani jej. Widocznie gustowaliśmy w tym samym gatunku filmowym. Po filmie wyszliśmy zadowoleni.
--To co? Jest 21. Masz jeszcze jakieś plany?
-Na chwile muszę podjechać w pewne miejsce 
-Mianowicie ?
-Taki klub kilka przecznic stad
Wyszliśmy z kina i wsiedliśmy na motocykl podjechaliśmy do klubu.
-Czekasz czy wchodzisz ?
-Wejdę .. -odparła
Ruszyliśmy do wejścia jak to w takich miejscach głośno i wesoło.
Postawiłem jej drinka
-Za chwilę wracam
Napisałem sms'a do znajomego i umówiłem się na zapleczu. Rozmowa była krótka i zwięzła
wszystko było jasne. Wyżył kasę na stół a ja przyjąłem małe zlecono.
Wyszedłem Lily kończyła drinka
-Skoro tak jesteśmy to jeden taniec nie zawadzi chyba ?-spojrzałem na nią
-W sumie
Wstała i poszliśmy zatańczyć po kilku piosenkach wyszlismy i wsiedlismy na motor.
Odpaliłem maszynę i ruszyłem do akademii. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu.
Poszlismy się przejśc jeszcze
-Powiedz Caleb jak twoja siostra sobie radzi ?
-Ehhh nie najlepiej najpierw Matthew a teraz Castiel
-Współczuje jej jeszcze to,ze Castiel bedzie miał dzieci musiało ja dobić
-I to bardzo znowu chce się ścigać na motocyklach raz już się cieła totalnie jej odwala a ty jak sobie radzisz mace kontakt ze soba ty i Matthew ?

<Lily>

Od Helen C.D Castiel'a

Gdy skończyłam jazdę, Castiel'a nie było. Zaniepokoiłam się lekko i zdusiłam wyrzuty sumienia, że nawet nie zauważyłam jak poszedł. Po rozsiodłaniu moich koni, ruszyłam do naszego pokoju. Nadal nie wierzyłam, że możemy razem mieszkać. Zastałam Castiel'a czekającego przy stole. Od razu zauważyłam, że coś z nim nie tak, ale wolałam na razie nie zgłębiać tematu.
- Cześć skarbie - wstał i pocałował mnie w czubek głowy
Przytuliłam się do niego, a potem musnęłam wargami jego usta.
- Rozmyślałem nad imionami dla dzieci - wspomniał
- O - zainteresowałem się - Jakie wymyśliłeś?
- Dla chłopca Kadan, Jasper, James, Carlos, Connor, Eric, Ashito, Calerian, Nathaniel, Ithilien, Shay, Roshan, Dihren, Damon, Damos, Nicolas, Zayn, Mike, Shaka, Milo, Rafael, Astaroth, Ethan, Luke... Natomiast dla dziewczynki Jessica, Sasha, Mikaela, Elizabeth, Hope, Katherine, Rebecca, Diana, Rachela, Rhean...
Zastanowiłam się chwilkę.
- Dla chłopczyka niezłe. Ale dla dziewczynki mi się nie podobają. Ja myślałam nad Isabel, Jasmine, Rosemary, Violet, Madison, Alyssa. Z tych Twoich dla chłopców najlepsze... - pomyślałam chwilę - Nathaniel, Damon, Ethan, Shay...
- Coś wybierzemy - powiedział cicho i znów mnie pocałował
Pociągnął mnie na kanapę, a ja usiadłam mu na kolanach.
Całowaliśmy się przez jakiś czas, ale czułam, że jest zmartwiony.
Po chwili postanowiłam go spytać:
- Cas... Co się stało...?  Wiem, że coś jest nie tak...
Popatrzył na mnie chwilę, a potem schował twarz w dłoniach.
- Cas...

<Castiel? Powiedz jej o co chodzi...>

Od Cavana C.D Arthura

- Tak się składa, że ja tam mieszkam – uśmiechnąłem się – I Vivian i Marceline. Nie wiem jak one ale ja nie mam z tym problemu, one też nie powinny chyba mieć. Vivian też często nie ma w pokoju, bo spędza czas ze swoim chłopakiem.
Arthur wydawał się zadowolony z odpowiedzi, ale pozostał cicho. Nie powiedział nic. Dopiero po chwili, jakby dopiero dobierał słowa do odpowiedniej odpowiedzi, odezwał się:
- To się cieszę.
Chłopak jest strasznie dziwny, a przynajmniej taki wydaje się po pierwszym wejrzeniu. Jest dość specyficzny. Większość osób, które dotychczas znałem były typem imprezowiczów. Dzisiejsza młodzież już taka jest.
Westchnąłem.
- Nie będziesz już jeździł? – zapytałem po chwili milczenia.
Zawahał się.
- Raczej nie.
Dobra, zaczynam się poważnie zastanawiać, czy z tym facetem jest wszystko dobrze. OK,  Cavan, uspokój się. Nie wszyscy są duszami towarzystwa.
- To ja idę do pokoju. Do zobaczenia.
Wróciłem do pokoju, gdzie pierwsze co zrobiłem to położyłem się na łóżku i zacząłem rozmyślać nad swoim życiem ,a dokładnie, co teraz robią moje siostry, a raczej cała rodzina. Może za mną tęsknią? Zapewne. Nigdy nie lubiliśmy się rozdzielać, a szczególne z siostrami. Byliśmy nierozłączni od małego. Od brzucha do teraz, i nadal.

~~*~~

Po długich rozmyślaniach usłyszałem otwieranie drzwi.


<Arthur? Wybacz, że takie krótkie, ale nie mam weny > 

Od Hache C.D Luny

Nie powiem coraz lepiej się z nią dogadywałem. W sumie miałem wrażenie ,że dziewczyna lubi mnie coraz bardziej tak jak ją. Ale nie byłem pewien czy to po prostu nie rodzi się przyjaźń.
Kiedy byliśmy już na miejscu i weszliśmy do środka dało się poczuć ten świąteczny klimat.
Było tam bardzo ładnie a restauracja miała swój urok. Było troche ludzi to dobry znak.
Kiedy podeszła kelnerka Luna zamówiła Margaritę i wodę niegazowaną. Ja zaś po przejrzeniu Menu zdecydowałem się na hawajską i Colę. Musieliśmy 30 minut czekać.
-Dziękuje
-Za co ?
-Że,wspomniałaś swojej mamie o Klejnocie
-Po prostu uznałam,ze się z nim dogadasz a nikt się nie miał chęci nim zająć
-Nie dzwię się
-A co tobie tez nie odpowiada ?
-No co ty .. co prawda cwany jest i stanowi wyzwanie ale jest genialny podczas jazdy grupowej stawał mi dęba co chwila i brykał przy za kłusowaniu a w galopie szkoda gadać co się działo zleciałem kilka razy z niego ale było do opanowania
Dziewczyna lekko się zaśmiała
-Wiedziałam,że ty się nie zniechęcisz .. ale jak weźmiesz go w teren aby się pościągać to Follow i Faldo  przy nim wymiękają
Na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech
Luna zaczęła się ze mnie śmiać
-Co ?
-Wiesz jak Ci się oczy świecą jak to powiedziałam
-Dziwisz się kocham takie konie..
-To najlepsze jak widać przed tobą
Akurat przyszła kelnerka z naszym zamówieniem zabraliśmy się za jedzenie.
-Ale pyszna -powiedziałem
-Serio ? spróbuj mojej-dała mi kawałek a ja jej mój kawałek
-Serio twoja tez ..
-To najlepsza pizzeria-powiedziała
-Zgadzam się z tobą
Za nim zjedliśmy to minęła dobra godzina ja swoją wsunąłem cała a   Luna zostawiła kawałek swojej ale ja nawet nie dałem rady dokończyć po niej. Kelnerka zabrała brudne talerze a my wzięliśmy jeszcze po Coli i wodzie aby posiedzieć w ciepłej restauracji pogadać i miło spędzić czas.
-Dobra kolacje Ci odhaczam a buziaka kiedy dostanę -uśmiechnąłem się łobuzersko

<Luna>

Nikita!

Imię: Nikita (Nika)
Nazwisko: Harofence
Wiek: 18
Płeć: Dziewczyna
Nr pokoju: 12
Rodzina: Helen Harofence - mama
Chase Harofence - tata
Royce i Allie Harofence - starsze siostry
Andrew i Amelia Harofence - młodsze rodzeństwo
Charakter: Jest przyjacielska, pomocna, zawsze się uśmiecha. Ogólnie jest optymistką. W smutnych i poważnych chwilach ma poważną minę, chociaż w duszy i tak jej gra. Ciągle jest w ruchu, nienawidzi się nudzić. Potrafi wszystko zorganizować, jest niezłą kombinatorką. Uwielbia poznawać nowe osoby, i od początku znajomości zaraża dobrą energią.
Aparycja: Nikita jest niska (Ma 162 cm wzrostu). Ma długie, proste brązowe włosy oraz rzeczowe oczy. Maluje się codziennie, ale lekko i ledwo widocznie. Na mocniejszy makijaż pozwala sobie od czasu do czasu.
Ulubiony koń: West
Własny koń: Brak
Poziom jeździectwa: Średnio zaawansowany
Partner: Na razie nie szuka drugiej połówki.
Historia: Nikita urodziła się w kochającej rodzinie. Miała mamę, tatę i czwórkę rodzeństwa. Od dzieciństwa Nika odkładała pieniądze, by w przyszłości spełnić swoje marzenie o wyjeździe do takowej Akademii. Teraz, rodzice dołożyli jej nieco, więc mogła zamieszkać w tejże Akademii.
Inne: - jej dwie siostry lubią pomagać w sierocińcu,
- ma tylko dwie babcie i dziadka, drugi zmarł kilka lat temu,
- jest bardzo przywiązana do swojego psa,
- uwielbia długie spacery w nocy oraz bieganie boso po rosie o poranku,
- jest rannym ptaszkiem,
- uwielbia towarzystwo innych osób i wszędzie jej pełno, nie lubi się nudzić.
Kontakt: loginhowrsexd

Od Luny C.D Hache

Kierowałam chłopaka jak dojechać do bardzo fajnej włoskiej restouracji w Miami. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, muszę przyznać bardzo dobrze czułam się w towarzystwie chłopaka.
- W ogóle do jakiej reatouracji mnie kierujesz? - spytał.
- Zobaczysz- odparłam.
Jechaliśmy jakieś 20 minut gdy rzekłam:
- To tu za rogiem.
- OK.
Chłopak skręcił i naszym oczom ukazał sie lokal o nazwie ''Pizza pasta i basta''. Weszliśmy do środka.W środku panował już świąteczny wystrój, w około było widać i czuć tą atmosferę Świąt Bożego Narodzenia.













- Ładnie tu - rzekł chłopak.
Pokiwałam głową na znak, że tak. Zajęliśmy jedyny wolny stolik jaki udało nam się znaleźć i wzięliśmy menu. Po chwili podeszła do nas kelnerka i spytała:
- Co wam podać?
Wyjęła swój notes i coś na nim zapisała.
- Ja poproszę pizzę margeritę i wodę nie gazowaną - rzekłam.
Hache coś wybrał.
- Zamówienie będzie za około pół godziny. Przyjemnego czekania.
Odeszła

Hache?

Od Hache-Opieka nad Klejnotem

Rankiem wstałem i skierowałem się zaspany do łazienki. Przemyłem twarz zimną woda i ogoliłem się. Wyszedłem z łazienki i ubrałem strój do jazdy  Wziąłem Cywila ze sobą i udałem się na stołówkę. Zjadłem jajecznice i dwie kanapki z dżemem a do tego herbatę . Śniadanie to podstawa udanego dnia. Wstałem i odniosłem talerz po czym poszedłem do stajni. Po drodze zapaliłem papierosa to już uzależnienie. Na wejściu zobaczyłem ze jest zbiórka w szeregu.
Pani Elizabeth przydzielała nam konie nieco się zdziwiłem kiedy ktoś inny wziął Faldo i Follow
Byłem na końcu tej listy.
-Dla Ciebie mam coś wyjątkowego chodź za mną. Poszedłem za kobieta do stajni gdzie trzymano konie do opieki. Zatrzymała sie przy boksie z napisem "Klejnot"
-Rozmawiałam z moją córką i dostajesz go na ten miesiąc od dzisiaj sie nim opukujesz Luna mówiła,ze nie ma lepszego opiekuna dla niego.
Nagle koń wystawił łeb od razu dało się odczuć,że mam do czynienia z ogierem. Był pięknej maści kasztanowej z dominami na pysku. Wysoki dorodny dobrze zbudowany.
-Musisz na niego bardzo uważać bywa wredny zobaczysz spotykamy się na jeździe.
Kobieta wyszła ze stajni a ja poszedłem po jego sprzęt.  Wziąłem szczotki i wszedłem do niego nie miał zbyt wielkiego szacunku do człowieka pchał się i nie zwracał uwagi co chwila majstrował coś.
Założyłem mu ogłowie i osiodłałem kiedy dopinałem popręg nie obyło się bez prób ugryzienia mnie.
Wyprowadziłem go z boksu założyłem kask i wyszedłem Hale.
Kiedy wsiadłem ogier już się kręcił a ze na jeździe nie byłem sam ale z innymi osobami i były tam wałachy i klacze nie sprawiało to,ze Klejnot był spokojny.  Wręcz przeciwnie brykanie w kłusie i stawanie dęba przy zatrzymywaniu  dość ciekawa sprawa. Jego nadmiar energii,podniecenie chęć zrzucenia mnie i ciągłe kombinowanie .. Co prawda spadłem z niego dobre dwa razy bo potrafił mnie zaskoczyć ale nie narozrabialiśmy. Po jeździe gdzie na prawdę mało pamiętam co mówiła do nas instruktorka gdyż musiałem być skupiony na tym co wyprawia Klejnot niemal odetchnąłem z ulgą
-I co powiesz ?
-Nie jet to spacerek ale się chyba dogadam z nim pierwsza jazda nie wiele powiem ale podoba mi się jego chęć działania
-To dobrze mam nadzieję,że przez miesiąc zdołacie się dogadać
-Na pewno
Zaprowadziłem Klejnota do stajni rozsiodłałem .. co chwila przetrzepywał z nogi na nogę  rżał do koni i wiercił się. Wziąłem kantar i zaprowadziłem go na padok dal ogierów


Jak widać nie wiele zmęczyła go jazda i był bardzo zadowolony,ze może dalej biegać
Obserwowałem go dłuższą chwile po czym poszedłem posprzątać strzep ogiera.
Kiedy wychodziłem ktoś mnie zatrzymał ...

<Ktoś>

Od Daniela CD Florence

Szedłem z dziewczyną przez podwórko. Kopałem kamienie, aż w końcu jeden trafił w brzuch Florence. Dziewczyna zaśmiała się, a następnie ja zacząłem się śmiać. Przystanęliśmy. Usłyszeliśmy z stajni dla koni prywatnych rżenie.
-Pójdziemy zobaczyć jaki to koń?- zapytała błagalnie dziewczyna.
-Dobrze, ale ja już wiem, który to łobuziak.- powiedziałem od dmuchując grzywkę.
Weszliśmy do stajni, tak jak się spodziewałem darł się koń Esmy.
-O wow!- krzyknęła dziewczyna podchodząc do boksu konia.- Mogę na nim pojeździć?
-E-e. To koń prywatny.- powiedziałem.
Dziewczyna posmutniała. Miałem chytry pomysł. Nagle z boksu wychyliła się głowa Esmeraldy.
-Czy o mnie mowa?- zapytała, ale od razu spochmurniała.- To ty?
Florence nieświadoma co się dzieje uśmiechnęła się i zapytała.
-Mogę na nim pojeździć? Poradzę sobie. Wiem, że jest prywatny, ale chce spróbować.
Esmeralda się wahała, ale po chwili namysły odrzekła.
-Dobra. Ale musisz trzymać dobrze wodze. I jestem Esma.- powiedziała podając ręke Flor.
-Florence.- powiedziała dziewczyna.
Esma wyprowadziła ogiera i osiodłała go. Wyszła ze stajni i pomogła wsiąść Flor na konia.
-Tylko się trzymaj.- powiedziała Esma.
Dziewczyna ruszyła konia a on od razu zaczął brykać. Ledwo się trzymała. Podbiegłam do niego i chwyciłam go za wodze. Zdjąłem Flor z konia i krzyknąłem na Esme.
-I po co jej pozwoliłaś?- krzyknąłem.
Nie odpowiedziała. Poszliśmy do stajni koni akademickich.
-Jak ten się nazywa?- zapytała dziewczyna wskazując na kasztanowata klacz w boksie.
-Somersby.- odrzekłem krótko.


<Flor? Całkowity brak weny!>

Od Esmerlady - Opieka nad Ideal

Zadowolona poszłam od Thomas’a. On jeszcze oglądał się za mną. Miałam do opieki klacz Ideal. Podeszłam do stajni opiekuńczych. Weszłam i od razu wyłoiłam się jasnosiwa głowa klczy Arabskiej. Podeszłam do niej po czym dotknęłam jej łba.
-No hej ślicznotko. Masz ochotę na jazdę próbną?- zapytałam wchodząc do boksu.
Oporządziłam ją i osiodłałam. Wyprowadziłam ją na maneż. Wsiadłam i dotknęłam łydkami jej boków. Klacz od razu ruszyła kłusem. Dostojny i wygodny kłus. Odhaczam. Klacz wtedy zaczęła brykać. Pono nie lubi hali. Ale ja ją przyzwyczaję. Popędziłam ją do galopu. Ideal ruszyła szybkim galopem. Galopowałyśmy bardzo długo, klacz zrobiła się spokojniejsza. Zsiadłam z niej. Przyniosłam bat. Klacz od razu zaczęła rżeć i stawać dęba. Zrobiłam z nią sztuczkę „leż”położyła się. Ja kucnęłam przy niej batem jeździłam po jej brzuchu. Szkapka zaczęła kopać nogami. Uspokoiłam ją i kontynuowałam kurację.  Po pewnym czasie uznałam, że koniec, więc pozwoliłam klaczy wstać.

Od Florence do Daniela

Ciągnęłam walizkę przez dość długi korytarz i szukałam pokoju numer 22. Ktoś nagle gwałtownie otworzył któreś z drzwi. Była to dziewczyna, tak na oko w moim wieku. Przez chwilę wzajemnie świdrowaliśmy się wzrokiem.
- Cześć, jestem Jade. Ty to pewnie Florence, tak ? Będziemy razem zamieszkiwać pokój.
- Tak, dokładnie. Miło mi cię poznać. - odpowiedziałam
Weszłyśmy do pokoju, stały tam 4 łóżka. Trudno było mi się na któreś zdecydować więc postawiłam walizkę pod ścianą. Skierowałam wzrok na wejście do łazienki, potem na Jade. Przytaknęła mi ruchem głowy. Otworzyłam drzwi, i aż zaparło mi dech w piersiach.
- Chcesz zobaczyć stajnie i konie ? - to dziewczyna nagle odezwała się z drugiego pomieszczenia
- Chętnie – uśmiechnęłam się na myśl że znów jestem wśród tych wspaniałych istot.
Jade ubrała kurtkę i buty. Ja z wrażenia zapomniałam się rozebrać więc tylko na nią poczekałam. Wyszłyśmy z budynku. Po podwórko krzątało się parę osób, moja towarzyszka zawołała jakiegoś chłopaka.
- To jest Daniel, oprowadzi cię. Ja muszę iść, do zobaczenia później. - wyjaśniła pospieszne i
- W sumie Jade już mnie przedstawiła. Wynika na to że muszę cie oprowadzić – chłopak uśmiechnął się.
- No, tak. Mogłabym zobaczyć konie ?
Ruszyliśmy przez podwórko, Daniel co chwila kopał jakiś kamień. W pewnym momencie jeden mnie uderzył. Zaśmiałam się głośno, jak to ja. Dzień bez śmiechu uważam za stracony. A on chyba zaraził się. Staliśmy tak i śmialiśmy się. Nagle z stajni dobiegło rżenie konia...

<Daniel> 

Od Wery C.D Claire

Może i jestem trochę wredna, odrobinę, ale najchętniej odpowiedziałbym z przekąsem tej kobiecie coś o spędzonej nocy na sianie i lekko to podkoloryzowała. Cóż, taka tam moja natura. Na moim piętrze pożegnałam się z Claire i przemaszerowałam do drzwi ze złotymi cyferkami "55".
Dostając wcześniej szare kluczyki, jeden mniejszy i drugi większy, do mojego pokoju, w zasadzie nie wiedziałam co zobaczę za drzwiami i czy przypadkiem nie będzie to też kolejna sterta siana i kałuża błota na samym wejściu, ale raz się w końcu żyje. W najgorszym wypadku mogłam zawsze spać na wycieraczce. Postawiłam swoją skórzaną walizę na podłodze i zastukałam kilka razy niskim obcasem w sztybletach na szczęście.
- Sezamie otwórz się! - powiedziałam cicho przekręcając jeden z kluczy w zamku, byłam ciekawa do czego tak w zasadzie był potrzebny ten drugi klucz, ale wszystko było jeszcze przede mną.
Podniosłam walizkę i już od progu widziałam swój pokój. Ładnie, ładnie. Całkiem ładnie, ale jednak nie w moim stylu. Mruknęłam coś pod nosem i zamknęłam za sobą drzwi wciąż patrząc się na wnętrze pokoju. Rzuciłam mój cały dobytej na jakiś pojedynczy fotel i z rozbiegu wskoczyłam na łóżko.
- W sumie może być. - westchnęłam zanurzając się w stercie poduszek.
Zaśmiałam się widząc złotego królika, do którego był przeczepiony klosz robiący za lampę.
- Geniusz. - uśmiechnęłam się i zeszłam z materaca.
Zaczęłam się rozpakowywać. Dalej nie znalazłam drugich drzwi do których pasowałby mniejszy kluczyk co zastanawiało mnie coraz bardziej, ale co zrobić? Może później je znajdę.
Wzięłam szybki prysznic i doprowadziłam się do porządku. Wielkim plusem było to, że miałam do swojej dyspozycji wielką wannę i małą zamykaną szafkę pod dużym łóżkiem na różne rzeczy, jednak ja od razu stwierdziłam, że znajdzie się tam alkohol.
Przebrałam się w coś co bardziej nadawało się na tą pogodę i wyszłam z pokoju.
Zamknęłam pokój i na klatce schodowej zobaczyłam dziewczynę z którą widziałam się wcześniej. Pomachałam jej z uśmiechem chowając klucze do kieszeni.
- Idziesz zwiedzać? - zapytałam poprawiając sztruksową kurtkę.
Dziewczyna kiwnęła z uśmiechem głową, co było dla mnie wystarczającym znakiem, żeby pociągnąć ją w niezwykle szybkim tempem na sam dół schodów.
- Patrz! - wyszczerzyłam się pokazując jej moją zdobycz, którą był mały kluczyk odczepiony od drugiego do mojego pokoju - Do niczego mi nie pasuje! A to znaczy, że musi być do jakichś drzwi lub skrytki na terenie Akademii! - mówiłam wpatrzona w przedmiot na mojej dłoni.
- Nie przesadzasz trochę? - zapytała Claire z podniesioną brwią.
Pokręciłam przecząco głową i podniosłam drobiazg pod słońce.
- Może, ale jeżeli jest do jakiegoś ukrytego pokoju z trofeami, o których zapomniał świat to ta wiedza zostaje tylko dla mnie! - uśmiechnęłam się - szukamy magicznych drzwi? - wyszczerzyłam się kolejny raz.
<Claire? :d>

Od Castiel'a C.D Helen

Spojrzałem się na Helen.
- Dobrze, skarbie pójdę z tobą oraz pójdziemy po Holiday- powiedziałem i poszedłem z nią do jej pokoju.
Holiday zastaliśmy w pokoju, a na naszą propozycję chętnie się zgodziła. Helen dosiadła Mefisto, a Holiday Nirvanę, a ja siedziałem i obserwowałem ich przejażdżkę i rozmyślałem nad imionami dla dzieci. Dla chłopca Kadan, Jasper, James, Carlos, Connor, Eric, Ashito, Calerian, Nathaniel, Ithilien, Shay, Roshan, Dihren, Damon, Damos, Nicolas, Zayn, Mike, Shaka, Milo, Rafael, Astaroth, Ethan, Luke, .... Natomiast dla dziewczynki Jessica, Sasha, Mikaela, Elizabeth, Hope, Katherine, Rebecca, Diana, Rachela, Rhean, .. I jak tu wybrać spośród tylu imion?! Jak wrócimy do domu to powtórzę je Helen by mogła wybrać te najładniejsze dla dzieci. Westchnąłem i poczułem jak ktoś mnie obserwuje. Odwróciłem się, wiedziałem, że nie mogła to być Erena, gdyż jej nie było w Akademii od kilku dni. Bardzo mnie to zaniepokoiło, lecz postanowiłem nie mówić o tym Helen. Nie powinna się martwić, a ja się tym później zajmę. Po godzinie Helen wróciła i zaczęła coś podejrzewać, lecz zaprzeczyłem by coś się stało. Potem wróciłem do pokoju, w którym zastałem list od mojej siostry. Zdziwiło mnie...

" Hej,
Gratulacje z powodu zaręczyn z Helen. U nas nie jest za dobrze, a wręcz tragicznie. Ojciec popadł w okropne długi i na dodatek chyba zaciągnął u kogoś pożyczkę i nie może jej spłacić. Bądź ostrożny, gdyż ten mężczyzna nam groził i tobie może. Uważaj na siebie... Masz pozdrowienia od nas wszystkich"

Westchnąłem ciężko i spojrzałem przez okno pokoju. I co robić? Muszę ostrzec Thomasa. Poszedłem go poszukać i zastałem go z Esmeraldą. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Wybaczcie, że przeszkadzam gołąbkom. Thomas mogę na słówko?
Wszystko mu wyjaśniłem i pokiwał głową oraz wrócił do Esmy. Ja wróciłem do pokoju i zacząłem się zastanawiać jak to wszystko rozwiązać. Wiedziałem, że wujek nie uwierzył, że ojciec się zmienił i nie pożyczy mu złamanego grosza i tu się zgadzam. Może chce się zmienić, ale to tylko czcze gadanie i nic nie robi w tym kierunku. Westchnąłem ciężko. Jeśli zacznie mi grozić to wezwę policję, a jak Helen to nie ręczę za siebie.


< Helen??? >

Florence!


Imię: Florence
Nazwisko: Silver
Wiek: 18 lat
Płeć: dziewczyna
Nr pokoju: 22
Rodzina: Jolly Silver - nieżyjąca matka Flor. Popełniła samobójstwo gdy dziewczynka miała 3 lata.
Ernest Silver - ojciec Florence, po śmierci żony znalazł nową.
Jack Silver - brat bliźniak
Jany Herick - macocha, dziewczyna traktuje ją jak matkę
Charakter: Flor sprawia wrażenie nieśmiałej, skrytej w sobie. Tak naprawdę jest ambitną dziewczyną z marzeniami. Utrzymuje dobre kontakty z innymi ludźmi. Odkąd pamięta zawsze była sympatyczną optymistka. Przy nowo poznanych bywa onieśmielona. Ma wielkie serce, szczególnie dla zwierząt. Nie rozumie ja można zostawić kogoś w potrzebie. Nienawidzi obgadujących za plecami a do każdej plotki stara się podejść z rozwagą. Dzień bez śmiechu uważa za stracony. Wierzy w przyjaźń z chłopakami. Uwielbia się mścić, ripostować.
Aparycja: Dość wysoka, blada osóbka. Jej dość długie, zazwyczaj zaplecione w warkocz włosy są rudobrązowe. Szare oczy, nieduży nos i wieczny uśmiech na twarzy Florence to już tradycja. Dziewczyna jest szczupła, regularnie uprawia sport. Lubi chodzić w ubraniach koloru białego i czarnego. Mierzy ok. 172 cm.
Ulubiony koń: Trudno wybrać
Własny koń: Brak
Poziom jeździectwa: Średnio zaawansowany
Partner: Jeżeli się jakiś znajdzie...
Historia: Urodziła się w Londynie. Jej matka od początku jej nie kochała. Regularnie brała narkotyki i zaniedbywała dzieci. To dlatego Florence nie znała jej. Całe dnie spędzała z ojcem, przywiązała się do niego. Jolly Silver postanowiła skończyć z życiem, gdy jej dzieci miały 3 lata. Przez kolejne 7 lat Ernest szukał żony, a dzieci rosły. Z każdą wiosną były coraz starsze, poszły do szkoły i znalazły pasje. Kiedy Florence wraz z bratem ukończyli lat 10 ich ojcu udało znaleźć się żonę. Dziewczynie bardzo się spodobała, mogła z nią rozmawiać o typowo dziewczyńskich tematach. To ona poleciła jej jazdę konną. Jeździła 2 lata, potem przez sześć lat miała przerwę. Z jej biodrem nie powodziło się dobrze. Całkiem niedawno znowu mogła wrócić do swojej pasji. Ruszyła z wielką werwę. Ernest chcąc aby jego córka spełniała swoje marzenia zaoferował jej przyjazd do akademii. Florence przystała na propozycję i teraz jest tu.
Inne:
~ Uwielbia czekoladę
~ Lubi fotografować
~ Nie cierpi biedronek
~ Przepada za śmianiem się z siebie.

Kontakt: kajda555

Od Esmy CD Thomas’a

Razem patrzyliśmy w gwiazdy aż w końcu pocałowaliśmy się. Nie wiedziałam co zrobić. To był dla mnie nagły zwrot akcji. Byłam jednocześnie wściekła jak i ulżylo mi na sercu. Gdy pocałunek się skończył,zaczęłam się śmiać. Thomas popatrzył na mnie. A ja uciekłam do stajni. Po chwili byłam już na Draculi a Thomas pobiegł po Faldo. Galopowałam przez ciemny las. Thomas zaraz mnie dogonił. Kierowałam konia w stronę plaży. Zsiadłam z niego i położyłam się na plaży. Chłopak przyjechał zaraz i siadł obok mnie.
-Gdzie uciekłaś?- zapytał.
-No wiesz. Musiałam całą sytuacje przemyśleć.- powiedziałam.
Położyliśmy się przy świetle gwiazd. Ja po pewnej chwili byłam już w objęciach Morfeusza. Rano obudziło mnie rżenie konia. Mojego konia. Wstałam i przetarłam oczy. Thomasa nigdzie nie było.
-Thomas?!- zawołałam.
Dracul podkłusował do mnie, wsiadłam na niego i galopem pojechałam do stajni. Thomas stał w boksie konia i czyścił Faldo.
-Gdzie pojechałeś?!- krzyknęłam. Zapewne obudziłam i wszystkich śpiących w stajni (z dziwnych powodów).
-Musiałem cos załatwić…- rzekł spokojnie.Na jego twarzy malował się smutek, nie wiedziałam dlaczego.
Nie odezwałam się. Zaprowadziłam konia do stajni i poszłam do akademika. Przebrałam się o poszłam na śniadanie. Następnie był teren. Wzięłam Ideal. Wiedziałam, że do będzie pierwszy teren na Ideal, będzie to dla mnie nowość. Pojechalismy w teren. Było spoko. Wróciłam do stajni. Oporządziłam klacz i wyszłam ze stajni. Oparłam się o bramkę maneżu i patrzyłam jak Lily lonżuje swojego nowego konia. Za sobą usłyszałam głos Thomas’a.
-Cześć…- powiedział.
Odetchnęłam i odwróciłam się w jego stronę.
-Czemu pojechałeś?-zapytałam.
-Mówiłem już. Musiałem coś zrobić.- odpowiedział.
Jego odpowiedź mnie nieusatysfakcjonowana. Ale odetchnęłam z ulgą i objęłam go. On objął mnie również. Nie obchodziło mnie, że połowa uczniów i instruktorów nas widzi. Teraz byliśmy tylko ja i on.

NIE PACZCIE NA TO OPKO


<Thomas?>

Od Caleba C.D Sarah

Zerwałem się rano zazwyczaj mi się to nie zdarza a dzisiaj kolosalnie zaspałem. Tak to jest jak nie ma psa w pokoju tylko na noc zostaje na dworze i się gdzieś wałęsa. Zazwyczaj to Anand wskazuje mi na łózko i budzi do skutku. Ogarnąłem się i wyleciałem z pokoju wpadłem na jakąś dziewczynę.
Nie chciało mi się przepraszać,z resztą nie jestem jakiś super wychowany i nie będę przepraszał każdego kogo popchnę. Wpadłem na stołówkę zgarnąłem dwie kanapki i sok. Zjadłem w biegu i byłem w stajni wziąłem sprzęt Avatari i zacząłem czyścić szybko siodłać i już po chwili byłem na grzbiecie klaczy. Ruszyłem na parkur spóźniłem si.ę dobre 10 minut na jazde
-Przepraszam zaspałem
-Ten raz Ci daruje rozstępuj klacz na tej połowie
Grupa wykonywała pierwsze ćwiczenia a ja przystopowywałem Avatarii
Potem instruktorka kazała mi dołączyć i robić to co reszta. Avatari to młoda klacz i nie ogarnia wszystkie jeszcze tak jak bym chciał. Czeto sie myli i popełnia błędy no cóż taki urok.
Po jeździe rozsiodłałem klacz i wypościłem na Pastwisko.
Podszedł do mnie Hache i Ryan
Wyciągnąłem fajki i poczęstowałem kupli zapaliliśmy po czym śmialiśmy się bardziej z tego że Luna i Hayley nie mogą się dogadać
-Dobrze,ze nie mam dziewczyny
-Ja tez nie mam -powiedział Hache
-Taaa kwestia czasu a Luna będzie twoja ..-zaśmiałem się
-Ktoś Cie obserwuje -szepnął Ryan
Zerknąłem na dziewczynę  szczupła blondynka niezbyt wysoka
-Gdzieś ja widziałem -zwrócięłm się do nich
-Jest nowa wiec nie wiem gdzie ..-odparł Hache
Nagle podleciał Ananad i skoczył na mnie
-Tu jesteś łajzo pies miał piłkę w pysku i podleciał do blondynki
-Ryan zobaczył Hayley i poszedł do niej a Hache szykował sobie konia na jazdę.
-Anand ! -krzyknąłem na psa
Ten zostawił piłkę i podleciał do mnie
Dziewczyna podeszła do mnie
-Emmm masz to twojego psa -podała mi piłkę
-Dzieki .. czy my się znamy ?
-Nie ..
-Kojarze Cię ..
-Wpadłeś na mnie rano i nie raczyłeś przeprosić
-Aha .. dobra Caleb ..
-Sarah
-W takim razie nowa jesteś
-Tak ..
-Znasz okolice stajnie akademie ?

<Sarah> 

Od Alexandry C.D Edward

Do moich uszu dobiegał dźwięk równomiernego pikania maszyn. Uchyliłam lekko powieki, jednak natychmiast je zamknęłam. Rażące białe światło podrażniło moje spojówki, jednak ponownie otworzyłam oczy kilkukrotnie mrugając. Po paru sekundach dotarło do mnie gdzie jestem. Ostrożnie rozejrzałam się po pomieszczeniu, natrafiajac wzrokiem na parę błękitnych oczu, które wpatrywały się we mnie ciepło. Pielęgniarka, która była ich właścicielką wstała zza biurka i podeszła do krawędzi mojego łóżka.
-Operacja przebiegła pomyślnie. Zaraz przyjdzie lekarz i przekażę pani dokładne informacje.- Kobieta uśmiechnęła się serdecznie, po czym zmieniła mi kroplowke. Wpatrywałam się w krople, które leniwie splywaly od kroplomierza w kierunku weflonu. Moim ciałem targaly sprzeczne sygnały. Z jednej strony czułam się wyspana, jednak z drugiej mój organizm był wykończony. W pewnym momencie jedna zaspana myśl rozblysla mi w głowie, przez co ponownie rozejrzałam się po pokoju, szukając wskazówki, która mogła być godzina. Nad wejściem wisiał duży srebrny zegar, który wskazywał godzinę jedenastą. Edward musiał już być na terenie szpitala. Minęło kilka, a może kilkanaście minut zanim doktor zaszczycil mnie swoją obecnością. Mężczyzna wszedł do sali, zamienił parę słów z pielęgniarką, poczym podszedł do mnie.
- Operacja się udała, obyło się bez komplikacji. Dosłownie przed samym zabiegiem dokonaliśmy wyboru, żeby zamiast długiej, brzydkiej blizny wykonamy wszystko laparoskopowo zostawiając cztery kilkucentymetrowe ślady, które zapewnie znikną. Wycinek nowotworu oddaliśmy do laboratorium, jednak mam wrażenie, że była to łagodna zmiana. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, i wyniki będą poprawne, oraz rany będą się dobrze goic, za dwa tygodnie powinna być pani w domu.- Lekarz ciągnął swój monolog, z którego starałam się coś zrozumieć.
- Nie dało by radę szybciej?-Wyszeptalam, a mężczyzna spojrzał na mnie łagodnie.
- Jeśli wszystko będzie dobrze, to umówmy się, że za tydzień będziesz już leżeć w swoim łóżku. Ale przez kolejne trzy będziesz powoli wracać do aktywności. - Skinęłam lekko głową, a doktor wskazał kołdrę. - Mogę?
Mężczyzna ostrożnie odsłonił materiał bluzki i zdjął opatrunek.
- Żadnego krwawienia, co dobrze rokuje. - Uśmiechnął się zakładając czystą gazę. -Na korytarzu czeka jakiś chłopak, wpuścić go?
-Tak, proszę.
Po paru sekundach, w drzwiach stanął Edward. Musiał się zdrzemnąć, bo widocznie zaspany przecieral dłonią twarz. Brunet obecnie wyglądał dużo gorzej niż ja. Niestety wiedziałam, że na jego barki spadło obecnie dużo zadań, do czegoś przyczyniły się też mój pobyt w szpitalu. Chłopak usiadł na krześle obok łózka. Wpatrywał się we mnie, widoczne zmartwiony.
- Przepraszam. - Szepnęłam, na co Ed ostrożnie chwycił moją dłoń.
-Nie rób tego więcej. - Powiedział jeżdżąc delikatnie kciukiem po zewnętrznej stronie mojej ręki.
Uśmiechnęłam się lekko patrząc na niego.
- Dobrze. - Odparłam, a chłopak odwzajemnił mój gest.

Edward