środa, 30 listopada 2016

Od Esmeraldy - zadanie 5

Chcę wam opowiedzieć mój najgorszy dzień w życiu. Pamiętam to. Miałam 17 lat.
Od samej pobudki wiedziałam, że coś się stanie. Gdy wstałam z łóżka moje oczy i uszy rozbudził krzyk gosposi. Od razu podeszłam do drzwi i nasłuchiwałam. Usłyszałam kroki, ktoś szedł po schodach. Były to moje urodziny, więc pomyślałam, że to kolejny głupi żarcik mojej kuzynki. Wyszłam na korytarz i krzyknęłam „Esk, słyszę cie!”. Dziewczyna wychyliła się z pokoju.
-Co tym razem?-odkrzyknęła.
Czyli to jednak nie ona. Musiałam zejść by sprawdzić co się stało. Wychyliłam głowę i sprawdziłam czy nikt nie idzie. Wymknęłam się i podeszłam do poręczy schodów. Zerknęłam na dół. Stał tam Daniel i moja gosposia. A po chwili usłyszałam wrzask mojej kuzynki.
-Esma!- krzyknęła.
Moje serce zamarło. Dziewczyna biegła w moją stronę. Za nią szedł mężczyzna, trzymał w ręce łom. Zastawiłam kuzynkę i zaczęłam krzyczeć:
-Kim jesteś?!- pierwszy raz użyłam tego określenia-Wiesz kim jest mój ojciec?!
-Nic mnie to nie obchodzi. Rabuję twój dom i co mi zrobisz?- zapytał nadal nie ściągając kominiarki.
-Daniel! Marto!- krzyknęła Estriella.
-Cii.- szepnęłam jej do ucha.-Wygrałeś. –powiedziałam zdejmując kolczyki. Podałam je włamywaczowi.
ON zaczął je oglądać. W tym momencie Daniel wbiegł na górę.
-Uciekajcie!- zadarł się.
Chwyciłam rękę kuzynki i pociągnęłam ją po schodach. Biegłyśmy.
-W stajni czeka Amir i Leo.- powiedziała Marta- służąca.
-Dziękuje!- rzuciłam jeszcze.
Biegłyśmy do stajni. Od razu gdy Amir usłyszał mnie pokłusował do nas. Kuzynka wsiadła na Leo a ja na Amira. Pogalopowałyśmy w las. Musiałyśmy uciec. Nie spuszczałam kuzynki z oczu. Po pewnym czasie dojechałyśmy do domku w lesie, konie wstawiłyśmy do stajni a same ukryłyśmy się w chatce. Czekałyśmy na telefon od mojej matki . Nagle do drzwi rozległo się pukanie, następnie ten ktoś wyważył drzwi. Usłyszałyśmy głos mojej matki.
-Esma?!-krzyknęła.
Podbiegłyśmy do niej. Przytuliłam jej futro. Eska zrobiła to samo.
-Dziewczynki, zabiorę was stąd.- powiedziała czule.
Wyszłyśmy. Mama wsiadła na swojego konia, my zrobiłyśmy to samo. Galopowałyśmy przez las. W domu rodzinnym czekało auto. Konie odstawiłyśmy do stajni. Marta się nimi zajęła. Byłam pewna, że nie zobaczę już Amira. Wyjechałyśmy. Mama pruła autem po autostradach. W pewnym momencie straciłam nad sobą panowanie i krzyknęłam:
-Co to za chłop?
-Nikt, zbieg z więzienia.- odpowiedziała.
W żyłach krew mi się wzburzyła. Z tego wszystkiego zasnęłam. Obudziłam się gdy dojechałyśmy do letniego domku. Wysiadłam i popatrzyłam w niebo. Było jeszcze jasne. Która mogła być godzina? Okazało się, że 13.00. Weszłam do domku po czym walnęłam się do łóżka. Nie wiedziałam co mam robić. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Odetchnęłam. Nadal nie wiedziałam co ten facet chce ode mnie. Wyszłam z pokoju i ruszyłam do kuchni. Oparłam się o parapet i ten widok mnie zmroził. Moja matka z rękami do góry a facet trzyma jej pistolet przy gardle. Zbiegłam po schodkach. Szybko wzięłam nóż. Sama nie wiem po co. Byłam roztrzepana.
-Zostaw ją!-zadarłam się.
Byłam nie do opanowania. Nigdy nie miewałam czegoś takiego.
http://i.pinger.pl/pgr423/4644cf380007f5bc4d617d83/pistolet.jpg
Moje oczy były pełne gniewu ,ale też niepewności. Dłonie trzęsły mi się jakbym miała padaczkę. Wokół mnie nic się nie działo. Stałam w bezruchu, jedynie moje dłonie poruszały się jakby w takcie melodii. Przełykałam ślinę raz po raz. Oddychanie nigdy nie sprawiało mi takiej trudności.
Trzymałam nóż gotowy, nie chciałam być morderczynią. Kiedyś ( chyba z 2 lata temu) ćwiczyłam boks. Jednak na coś się przydał. Byłam najlepsza, ale on na pewno był lepszy. Nic mi do tego. Teraz byłam oślepiona światłem jesiennego słońca. Nóż miałam wystawiony, on patrzył na mnie oczyma szarymi i pustymi. Nic w nich nie miał. Tylko złość i nic więcej. Wziął pistolet z szyi matki i celował we mnie. Moje serce zamarło. Były dwa wyjścia z tej sytuacji. Rzucę nóż albo umrę. Bardziej przemawiało do mnie to pierwsze. Liczyły się teraz tylko sekundy. Moja decyzja była jasna. Nie mogłam nic zrobić. Wypuściłam nóż. Lot trwał wieki. On nacisnął spust, nabój wystrzelił. Uchyliłam się i nic mi się nie stało. Mój rzut był trafny.Ostrze wbiło się w udo. Moja decyzja. Podbiec do niego i walnąć go w pysk czy uciekać. Uciekać.Zawył z bólu po czym wyciągnął sobie powód bólu. W jego oczach dostrzegłam wielkie wnerwienie. Nie miałam szans. Teraz nic nie miałam do obrony. No trudno. Podbiegłam do mamy i :
-Mamo, wyjedź autem.- szepnęłam mamie do ucha.
Facet udarł trochę z koszuli i zatamował krew. Jeszcze przez chwilę stał po czym zaczął uciekać. Szedł normalnie. Nie dzwoniłyśmy po policję po przyjechała by i tak za późno. Pobiegłam po kuzynkę. Po schodach na górę. Szybko rzuciłam jej co się stało i wygoniłam ją z pokoju. Wyszłyśmy tylnymi drzwiami. Zdążyłam jeszcze wyjąć z szuflady stary pistolet ojca. Trochę naboi. Nie umiałam się takim sprzętem posługiwać. To była dla mnie za stara technika. Chodź niby był to najnowszy „model 1020”. Podbiegłyśmy do auta a następnie posadziłyśmy swe pupy na tylnych siedzeniach. Mama ruszyła. Napakowałam pistolet i przygotowałam go do strzelania.
-Co ty chcesz zrobić? –zapytała mnie dziewczyna.
Nic nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam co. Zabrakło mi głosu by to wydusić. Teraz tylko kwestia szczęścia. Facet biegł za nami. Nie wiem jak mu się to udało.Mama coraz mocniej naciskała gaz. Pomyślałam, że zrobię to tak jak w filmach.Wychyliłam się przez okno. Nie byłam jeszcze pewna tego co właśnie robię. I znowu 2 wyjścia. Albo się rozryczę albo strzelę. On mnie uprzedził.Pistolet i puf! Wystrzelił. Nacisnęłam spust w ostatniej chwili. Lecący pocisk był szybszy od prądu. Mój pocisk wleciał mi prosto w brzuch. Przeraziło mnie to. A pocisk wystrzelony z jego pistoletu trafił mnie w ramię. Po kilka minutach od wypadku straciłam przytomność. Obudziłam się w szpitalu po 3 godzinach, jak mówiła mama. Po czym dowiedziałam się, że mam naderwaną żyłę a tym samym bark przesunięty. Według lekarzy przypadek był fatalny. Następnie czekała mnie operacja. Zmieniono mi kroplówkę. Operacja po 1 godzinie oczekiwania w szpitalu. Podali mi całkowite znieczulenie.Podała mi je jakaś niedoświadczona pielęgniarka. Obudziłam się po 1 godzinie na stole operacyjnym. Zaczęłam płakać z bólu. Następnie kolejne znieczulenie. Sprawa była krytyczna. Wylew. Chirurg był przekonany, że nie przeżyję.Stworzył mi się krwiak. Kolejna operacja. Usunięcie krwiaka. Trwałą 1 godzinę. Przebiegło wszystko pomyślnie do czasu moich duszności. Opanowali je szybko. Na oddział przyjechał facet, który mnie postrzelił. To już było za dużo! Przypatrzyłam się po raz ostatni jego twarzy. Opalona skóra. I te ostre rysy.
-Jeszcze się spotkamy.- powiedziałam do niego.
Była godzina 20.45 gdy do Sali wbiegła pielęgniarka i krzyknęła:
-Pożar!Ewakuacja!-krzyknęła.

Moje serce zamarło. Pochwyciła moje łózko i wyjechała ze mną z oddziału. Czułam się zagrożona. Wyprowadzono mnie na deszcz. Padało na mnie. Zaczęłam ryczeć jak dziecko. Matka mnie uspokajała. Kuzynka, wszystkie pilęgniarki. Nic mnie nie uspokajało. Myślałam o Amirze, o Danielu i o tym typie. Byłam zbyt roztrzęsiona by się uspokoić. Gdy opanowano pożar sprowadzono helikopter i zabrano nas do innego szpitala.

Dostajesz 45 punktów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)