niedziela, 27 listopada 2016

Od Jade C.D Collin'a

Długi, przyjemny i jakże relaksujący sen nie był mi dany. Łomot dochodzący zza moich drzwi obudził chyba wszystkich domowników, a w szczególności mnie, choler.nie zaspaną i niezbyt chętną na jakiekolwiek rozmowy. W końcu do pomieszczenia wpadła pojedyncza strużka światła, padająca wprost na moje zmrużone oczy. Nie minęło pół minuty, a poczułam, jak duża, ciepła dłoń ściągnęła ze mnie mój ukochany, brzoskwiniowy kocyk.
Wszystko stało się jasne - pastwił się bowiem nade mną Jaden, śmiejący się za pewne z mojego opłakanego wyglądu, co było sprawką moich niezwykle 'dynamicznych ruchów podczas spoczynku', jak stwierdził jeden z lekarzy. Blondyn pomachał przede mną kluczami od swojego 'nowego cacuszka', informując mi tym samym, że idzie już do samochodu. Na samą myśl, że muszę wsiąść do jakiegokolwiek samochodu, jeszcze w dodatku z bratem, który ledwo otrzymał prawko - odechciało mi się jechać z nim do Ottawy, z której to miał wylecieć mój samolot, nieco przed siódmą trzydzieści. Zwyciężyła jednak perspektywa całkiem fajnego pobytu w Akademii, gdzie pewnie kopytne jeszcze smacznie przysypiają, w oczekiwaniu na poranne karmienie. Oczyma wyobraźni już widziałam jak mogłyby by przebiegać moje jazdy, jacy są instruktorzy, no i inni, z którymi miałam żyć na codzień. Momentalnie przebudziłam się, wiedząc, że wieczorem będę już w Miami - szybko ogarnęłam się do używalnego stanu, pakując jeszcze ostatnie rzeczy do wypełnionych już po brzegi walizek.
Schodząc po schodach z dwoma nieco ciężkimi walizkami, z dosyć sporym zdziwieniem dostrzegłam że i w kuchni pali się światło - miałam cichą nadzieję, że to mój bliźniak je zostawił zaświecone, jednakże nie było nic bardziej mylnego - Sophie, partnerka mojego ojca, stała oparta o wysepkę, podążając wzrokiem za każdym mym ruchem.
Jest ona przedstawicielką tej części społeczeństwa, która patrzy w portfel, szukając w nim miejsca na swoje zachcianki.
Chcąc nie chcąc, przed oczami pojawił mi się wizerunek ojca, który za pewne zejdzie zaraz na dół, aby przeczytać wczorajszą gazetę. Tata, ja i Jaden kiedyś mieliśmy w zwyczaju odbywać wspólne wypady, jeździć na kempingi czy też do domku letniskowego znajomych i tak dalej. Ale kiedy dorośliśmy, a ojciec zaczął zmieniać partnerki jak rękawiczki.. Przestaliśmy robić to, co kiedyś tak bardzo było nam bliskie i łączyło nas, pomimo różnic w kwestii charakterów. Czasami odnosiłam wrażenie, że jest niczym koń, biegnący do celu z klapkami na oczach - stara się zrobić wszystko, aby poszło to po jego myśli, ale nie zauważa tego wszystkiego, co otacza go dookoła - mnie, Jaden'a, naszych uczuć, przekonań, różnych decyzji. Powoli zdawało mi się, że całkowicie zapomniał, że ma rodzinę - a i ja próbowałam się od niego odciąć, pozostawiając dojście do siebie jedynie bratu i nielicznej grupce znajomych, których z resztą właśnie miałam zostawić.
Pomimo tego wszystkiego co się zmieniło, jednak zdarza mi się tęsknić za rzeczami, które niegdyś robiliśmy razem.
Bez żadnych zbędnych słów przemknęłam aż do drzwi które prowadziły na zewnątrz - po szybkiej wymianie zdań z rodzicielem, jak to "bardzo" będziemy tęsknić, usiadłam wreszcie w bordowym mercedes'ie wraz ze słuchawkami na uszach, dzięki którym przeżyłam dwugodzinną podróż do stolicy Kanady.
~*~
Kiedy w końcu odnalazłam swoje bagaże pośród tysięcy innych, zaczęłam się nagle zastanawiać - co teraz? I to było niewątpliwie dobre pytanie - takie, jakie potrzebowałam. Siedziałam na chłodnej, ciemnozielonej ławeczce nieopodal lotniska, w myślach drążąc jakikolwiek plan, według którego mogłabym się poruszać. Na dobrą sprawę, to nawet nie wiedziałam, gdzie mam się teraz udać.. Czekanie aż wpadnie mi do głowy jakiś pomysł nie było zbyt dobre, gdyż nie miałam zbyt dużo czasu - słońce już powoli zachodziło, a na swej skórze czułam pierwsze podmuchy niekoniecznie przyjaznego wiatru. Powoli zaczęłam się porządnie zamartwiać, a i do głowy przychodziły mi te najczerniejsze myśli, które wcześniej dosyć skutecznie odpychałam ze swego umysłu. Od domu dzieliło mnie tyle kilometrów, a tu nie znam nikogo... Nie wiedząc już, co mam ze sobą począć, rzuciłam walizki pod swe nogi, wpatrując się bez celu w szarzejące niebo, pokryte nieliczną ilością obłoków.
- Jade Snowdon? - usłyszałam nieopodal siebie dźwięk warkoczącego silnika oraz kół, przejeżdżających przez kostkę brukową. No i oczywiście damski głos, wymawiający z tutejszym akcentem me imię. W odpowiedzi jedynie pokiwałam głową i, kompletnie się niczego już nie obawiając, nieco zaintrygowana zaistniałą sytuacją, podeszłam wraz z walizkami do samochodu, w którym siedziała brunetka. Jak się po chwili wymiany zdań okazało - nie tylko ja nie wierzyłam w swoją orientację w terenie, ale i też mój ojciec - wysłał on bowiem po mnie kogoś, no i padło na jedną z instruktorek - panią Smith, która "akurat tamtędy przejeżdżała". Nie wiem, czy byłam aż tak zmęczona podróżą, czy też rozgoryczona zachowaniem rodziciela, jednakże fakt pozostaje faktem, że aż do momentu wjazdu pod bramę Akademii siedziałam cicho, odpowiadając jedynie do niczego niezobowiązującymi odpowiedziami.
Te wszystkie tereny... O mój Boże, to wszystko było naprawdę ogromne. Na pierwszy rzut oka nie mogłam objąć wzrokiem wszystkiego, co znajdowało się za bramą - każdy zakątek wymagał poświęcenia odpowiedniej ilości czasu, aby go zwiedzić. Naturalnie, najbardziej chciałam zwiedzić wszystkie stajnie - gdyby nie to, że instruktorka prowadziła mnie do jakiejś recepcji, gdzie miałam otrzymać kluczyk do swojego pokoju, pewnie bym tak jeszcze stała dobrą chwilę, przyglądając się zabudowaniom.
Po otrzymaniu kluczyku do pokoju, który jak na razie był przez nikogo nie zamieszkany - ponownie nie zwlekałam zbyt długo, maszerując z walizkami do odpowiedniego pokoju, który na szczęście nie był aż tak daleko, jak przypuszczałam. Przemierzając korytarz po korytarzu spotykałam coraz to nowsze osoby - był to pierwszy moment w którym byłam z lekka speszona, odkąd przekroczyłam pierwsze, tutejsze progi. Co prawda wiedziałam, że Akademia cieszy się dobrą sławą, dużo osób tutaj przyjeżdża.. Jednak wolałabym, aby nie było ich aż tyle. Bezpieczne przetransportowanie się z bagażami graniczyło z cudem - przejścia były wąskie, a jak na złość, wszyscy zaczęli wychodzić ze swych pokoi. Ku mojemu zadowoleniu, im bliżej byłam upragnionego pokoju, tym ludzi było mniej - aż do tego stopnia, iż pewnym momencie na korytarzu byłam tylko ja i jeden jedyny chłopak, usiłujący otworzyć drzwi oznaczone numerem siedemnaście. Nie wiem, czy to ja wzbudziłam w nim takie poddenerwowanie, czy może miał równie jak ja dość swojej podróży - po walizkach wywnioskowałam, że i on zobaczy po raz pierwszy swoje lokum. Mijając się z nim, uśmiechnęłam się jedynie, podążając do miejsca oddalonego o pięć pokoi dalej.
~*~
Pokój.. Tak, pokój niewątpliwie był.. Brakuje mi słów, o ironio. Zdecydowanie zbyt duży jak na mnie samą - czułam się nieco samotna w czteroosobowym pokoju, który zamieszkiwałam jak na razie sama. Pozytywy tej sytuacji? Będę mogła wybrać pierwsza łóżko, z właściwie czterech identycznych. Może jedno będzie wygodniejsze? Z taką też nadzieją, położyłam się na wybranym, jakby kompletnie zapominając, iż zaraz miałam stawić się na kolacji. Tonąc między zaledwie kilkoma poduszkami, odpłynęłam myślami zdecydowanie za daleko, aniżeli było to w moim zamierzeniu - po głowie chodziło mi wszystko, tylko nie to, że za dziesięć minut mam być na dole. W końcu, czując na sobie mentalny kubeł zimnej wody, powlokłam się do łazienki, w celu odświeżenia swojej nieco cuchnącej osoby.

Historia równie mocno lubi się powtarzać, co i ja lubię myśleć o niebieskich migdałach - znowu zajęłam się oglądaniem kolejnego pomieszczenia jakim była łazienka, zamiast czuć na sobie presję czasową, jaką każdy normalny człek czuje, będąc na ustalonych warunkach w nowym dla siebie otoczeniu. Tak też, przez moje zamiłowanie do ogromnej łazienki, z której odtąd miałam korzystać - "delikatnie" spóźniłam się na kolację, co poskutkowało zarówno brakiem jedzenia, jak i brakiem miejsc. Totalnie zrezygnowana, złapałam za pierwszego lepszego owoca jakim było jabłko, po czym, niczym jeden z tych sępów, zajęłam się poszukiwaniem jednego krzesełka, na którym mogłabym posadzić swe cztery litery.
W końcu takowe znalazłam - przy pustym stoliku siedział chłopak, którego wcześniej mijałam. Nie widząc innego wyjścia, z uśmiechem na ustach, powlokłam się w jego kierunku.
< Collin? C: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)