środa, 30 listopada 2016

Od Naomi - zadanie 4 - C.D Esmeraldy

- Dobrze. Więc może pojedziemy do miasta? – zapytałam uśmiechnięta. Castiel, chłopak po mojej lewej przytaknął, a wraz z nim jak na komendę Helen. Esma też wyraził swoje zdanie:
- To może być dobry pomysł. Ale gdzie przywiążemy konie?
- Pamiętasz, jak byłyśmy raz w mieście? Wtedy zostawiłyśmy wierzchowce w jakieś knajpce. Może teraz też tak zrobimy? – uśmiechnęłam się jeszcze bardziej.
- Ok, niech będzie… - Esmeralda wzięła się za czyszczenie Falda. Bałam się, że Empik nie zaakceptuje innych koni, też lubi się wywyższać. Ale mimo wszystko postanowiłam zaryzykować. Esma, Castiel i Helen podeszli po swoje konie i już zaczęli je oporządzać i przygotowywać do jazdy. Ja zrobiłam to samo z Empikiem, który prawie oszalał na mój widok. W końcu, po dobrych pół godziny spotkaliśmy się wszyscy na dziedzińcu z końmi u boku. Równocześnie wskoczyliśmy na nie i skierowaliśmy w stronę ścieżki, która prowadziła do miasta, pięknego Miami. Przy stępie było ok, nie licząc tego, że Empiryk ciągle robił cyrki i udawał, że się czegoś straszy. Przy kłusie dość się rwał, ale to było jeszcze do wytrzymania. Dopóki nie weszliśmy w las. Tam ciągle zbaczał z drogi i wchodził w kłujące krzaki, w dodatku nie raz oberwałam gałęzią w głowę. Prawdziwy problem zaczął się jednak dopiero w galopie. Rwała się już jak głupi i taranował wszystkim drogę. Skończyło się na zupełnie nieplanowanym wyścigu z koniem Castiela. Nie rozumiem, dlaczego się tak zachowywał. Zwykle był dosyć grzeczny, przynajmniej w stosunku do mnie. Może to dlatego, że nigdy jeszcze nie jeździł tak dużą grupą koni? W końcu udało mi się minąć żywo tabliczkę z napisem „Miami”.
- Jeszcze trochę, i dojedziemy do knajpki – oznajmiła z radością Esma. Kłusowaliśmy właśnie koło drogi. Wtedy zobaczyłam na horyzoncie mały, brązowy punkcik. Moje przeczucie i zapach, którego nie mogę nie wyczuć mówiły mi, że to coś dobrego.
- Może zobaczymy, co jest tam? – wskazałam ręką to miejsce.
- Po co? To pewnie jakaś restauracja, sklep lub coś podobnego – westchnęła Helen.
- A jednak mnie kusi – od razu skręciłam Akate w tą stronę. Co dziwne, inni bez słowa za mną podążyli. Zapach stał się coraz wyraźniejszy… podjechałam pod samą bramę obiektu, i podskoczyłam z radości. Na tabliczce było napisane „Stadnina koni czystej krwi arabskiej i pełnej krwi angielskiej w Miami”. Bez wahania zsiadłam z konia i przeszłam przez bramę trzymając go w ręku. Zobaczyłam kilkanaście koni, jedne stały przywiązane, a inne pasły się na wybiegach. Kilka ludzi, którzy tam stali szybko się odwróciło i popatrzyło na nas ze zdziwieniem.
- Poczekaj, nie możesz sobie wchodzić bez pozwolenia na czyiś teren! – upomniała mnie Esma. Wtedy jakiś mężczyzna do nas podszedł. Spodziewałam się czegoś gorszego, ale usłyszałam tylko:
- Kim jesteście i dlaczego tu przyszliście?
Wyglądał na miłego, ale wtedy zobaczył Empiryka.
- To przecież Empire, mój koń, który dwa lata temu uciekł ze stajni! – zawołał ze zdziwieniem. Próbował podejść do mojego wierzchowca, ale kiedy tylko go dotknął, ten od razu pokazał białka, unosząc przy tym głowę wysoko do góry i cofnął się.
- Skąd go masz?
Zdenerwowana zagryzłam wargi, bo jeśli Empik rzeczywiście jest tego faceta, to mogłam go stracić. Ale później odważnie odpowiedziałam:
- Z przytuliska. Trafiłam na niego przypadkiem i okazało się, że jestem jedyną osobą, której ufa. Znaleźli go na wrzosowiskach, z licznymi śladami ran od bata i ledwo przy życiu. Nie sądzę, żeby pochodził z tej stadniny, bo chyba nie wyrządzono by mu tu takich ran.
- Za chwilę opowiem ci o tym, co wiem, ale teraz musicie gdzieś dać konie. Mam dużo boksów, na pewno znajdzie się jakieś miejsce dla tych pięknych wierzchowców – mężczyzna poprowadził nas do wielkiej, wypasionej stajni i pokazał nam wolne boksy. Wprowadziliśmy swoje konie i zupełnie zszokowani rozebraliśmy je ze sprzętu. Kiedy już były oporządzone facet zaprowadził nas do małego pomieszczenia koło stajni, wyglądało na jego biuro.
- Jerry Hanbindon, jestem właścicielem tej hodowli – usiadł na krześle obrotowym przy biurku.
- Naomi Sullivan, ale to moi przyjaciele: Esmeralda, Castiel i helen.
 – Ten koń, Empire, był jednym z moich najlepszych wychowanków. Jego ojciec, Eqario był koniem z dziada z pradziada czystej krwi, zwycięzcą wielu wystaw. Matka natomiast była mieszanką czystej i pełnej krwi. Wyszedł piękny, gniady koń, którego nazwałem Empire. Słynął z wielkiego ducha walki, nie znosił być w zamknięciu, cenił sobie wolność i był nieznośnie uparty, ale wesoły i całkiem przyjaźnie nastawiony do ludzi. Ale czułem, że po odpowiednim szkoleniu wyszedł by z niego wspaniały wyścigowiec, mimo, że był z pochodzenia bardziej arabem był najszybszym koniem w naszej stajni. Zresztą, nadawał się do wszystkiego i rokowania były wspaniałe. Ale wtedy… wystarczyła chwila nieuwagi, żeby uciekł gdzieś w pola. Szukaliśmy go wszędzie, ale nie mogliśmy znaleźć. W końcu, po roku daliśmy sobie spokój mimo, że byłem strasznie rozczarowany. Najpewniej trafił się w ręce jakiemuś pijanemu rolnikowi, który widząc, że nie chce pracować bił go batem. Pewnie dlatego jest tak nastawiony do ludzi. Musiał mu uciec i.. już wiesz, co się dalej działo.
- Pewnie będzie pan chciał odebrać mi Empiryka..
- Empiryk Tak go nazwaliście? Ładnie, nie powiem. Na twoje pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć. Mógłbym go zobaczyć?
Przytaknęłam, i popatrzyłam smutno na zupełnie zdezorientowanych przyjaciół.
- Może pojedźcie beze mnie do akademii?
- Dobrze, ale możemy tu zostawić konie? Będą bezpieczniejsze – zaproponowała Esma.
- Oczywiście, że tak. Pojedźcie, gdzie chcecie, a ja zajmę się sprawą Empire… - pan Hanbindon wszedł do stajennego korytarza. Moi przyjaciele rzucili „Za niedługo tu przyjdziemy, nie martw się!” i zniknęli, zostawiając mnie w takiej sytuacji. Mężczyzna natomiast podszedł do boksu, w którym stał Empiryk czy tam Empire i otworzył drzwi. Koń natomiast uniósł wysoko głowę i ogon i zaczął próę kopania i gryzienia nieproszonego przybysza. A ten gwałtownie się cofnął, zamykając boks. Ja, nie mogąc na to dłużej patrzeć jakby nic weszłam do pomieszczenia.
- Spokojnie, mój książę – wtuliłam się w jego jedwabistą grzywę, a gdy już się uspokoił zapytałam - Może go wyprowadzić?
- Byłoby dobrze… - usłyszałam odpowiedź, po czym założyłam kantar i przypięłam podany mi uwiąz. Wyprowadziłam Empika na korytarz i podałam sznur panu Hanbindon’owi. Ledwo jednak zdążyłam odejść od Empiryka, gdy ten wyrwał się z popłochem i pogalopował w siną dal.
- Czekaj, książę! – zawołałam. Już myślałam, że będzie tak jak wcześniej, ucieknie i wpadnie w złe ręce. Ale ten, gdy usłyszał mój głos jakby zawahał się, zrobił gwałtowne zatrzymanie i jeszcze gwałtowniejszy obrót w moją stronę, po czym dumnie przykłusował do mojej drobnej postaci. Ja wzięłam jego uwiąż ciesząc się, że nie zaplątał się. Pocałowałam go w chrapy, a on spojrzał na mnie tak, jakby mówił: „Czy ty naprawdę myślałaś, że mógłbym cię opuścić?”. Parsknęłam śmiechem. Tymczasem mężczyzna patrzył na nas z niedowierzaniem. Na koniec sytuacji powiedział:
- Nie mogę ci go odebrać. Więź miedzy tobą a Empire jest tak mocna, że pewnie gdyby tu był bez ciebie po prostu by cierpiał. Zresztą, i tak jesteście doskonałą parą i osiągniecie sukcesy większe, niż ja osiągnąłbym.
Odetchnęłam z wielką ulgą. Usłyszałam znajome kroki – to Esma, Helen i Castiel.
- Nie mogliśmy cię tu samej zostawić, ale zdążyliśmy już wstąpić do jakiegoś sklepu jeździeckiego i kupić coś na pocieszenie! – tłumaczyła Esmeralda, po czym wręczyła mi nowy czaprak  – Jak z Empikiem?
- Pokazał, że jest MOIM konikiem, który mnie kocha. Dzięki temu będzie ze mną razem – wyjaśniłam, biorąc czaprak do rąk.
- Możemy już jechać, spieszymy się? – zapytałam mężczyznę. Ten skinął głową i pozwolił nam z powrotem osiodłać konie. Kiedy już wsiedliśmy, na pożegnanie zawołał:
- Do widzenia! Tylko przyjeżdżaj tu co jakiś czas, Naomi! Zobaczę, jak wygląda Empik i przy okazji może kiedyś znajdziesz tu jakieś drugiego wierzchowca?!
- Konie arabskie są piękne, kiedyś chciałabym jednego mieć czystej krwi, wtedy na pewno będzie pochodził z tej stadniny! Do zobaczenia! – rzuciłam i odwróciłam się zadowolona. Zestrachałam się niepotrzebnie, bo tak naprawdę dzięki temu znam już historię Empiego, a to naprawdę pożyteczne. I może kiedyś rzeczywiście stać mnie będzie na arabka? Czarnego, taaak… No cóż, kiedyś na pewno. W drodze powrotnej Empiś był bardzo grzeczny, ale kiedy dojechaliśmy na miejsce, rozsiodłałam go i wypuściłam na padok, ten zaczął szaleć jak nie wiem co. Rozumiem teraz, że rzeczywiście bardzo ceni wolność. Helen i Castiel gdzieś razem odszedli, więc podeszłam do Esmy i zapytałam:
- Co teraz robimy?

<Esma?>

Dostajesz 40 punktów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)