niedziela, 27 listopada 2016

Od Helen do ...

Dziś miałam jeden z tych dni, kiedy czułam się lepiej. Dobrze to trochę za mocne słowo, ale zdecydowanie lepiej. Zeszłam nawet do stajni, zdeterminowana, żeby pojeździć.
- Cześć Mefisto - przywitałam się z koniem - Witaj Nirvano
Oba konie zarżały na powitanie.
Zwróciłam się do klaczy:
- Wybacz, ale pojeżdżę z Mefistem. Ty musisz się oszczędzać. Dla dobra źrebaka.
Klacz najwyraźniej wszystko zrozumiała.
Pogwizdując cicho poszłam do siodlarni i zabrałam sprzęt Mefista. Gdy wróciłam pod boks, Castiel na mnie czekał.
- Na pewno sobie poradzisz? - spytał
Uśmiechnęłam się do niego ciepło.
- Tak, na pewno. Nie musisz mnie cały czas pilnować. Zrób coś dla siebie, dobrze?
Niechętnie pokiwał głową. Wspięłam się na palce i pocałowałam go w policzek. Potem weszłam do boksu. Cas oddalił się korytarzem.
Oporządziłam szybko Mefista i wyszłam przed stajnie.
Miałam jeździć na maneżu, ale gdy tylko zobaczyłam las zmieniłam zdanie. Długi teren, ot co.
Rozpromieniłam się na myśl o śpiewie ptaków i zapachu liści. Wsiadłam szybko na konia i pośpieszyłam go w kierunku lasu. Gdy tylko Mefisto się rozgrzał, ruszyłam kłusem. Nim jednak dojechałam daleko, usłyszałam tętent kopyt. Zwolniłam i obejrzałam się za siebie. Ktoś najwyraźniej miał ochotę na moje towarzystwo w terenie. Zatrzymałam się, żeby poczekać na niego/nią.

<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)