środa, 30 listopada 2016

Od Helen - poród Nirvany

Ten dzień był jak każdy inny. Poranek był taki sam jak każdy inny. Przedpołudniem chciałam poćwiczyć z Mefistem. W stajni szybko udało mi się ogarnąć konia. Zajrzałam też do Nirvany, ale wyglądała jak zwykle. No może nie licząc wielkiego jak beczka brzucha. Miała urodzić za kilka dni. Na zmianę z Luna, Lily,  Holiday i stajennymi staraliśmy się jej pilnować przez większość czasu. Jazda z Mefistem szła mi bardzo dobrze. Cwiczylismy różne figury ujezdzeniowe. Oprócz mnie na placu była także Emily na Olimpii i Grace na Silence. Przy ogrodzeniu stał Tomas, przyglądając się naszym ćwiczeniom. W sumie to gapił się głównie na cycki Grace. Po chwili dołączył do niego Malcolm, ale ten był raczej zainteresowany jazdą. Wszystko przebiegało zgodnie z planem, póki nie przebiegła Sophie.
- Helen! To Nirvana - powiedziała - Rodzi!
- Co? Już teraz?
Skinela głową.
- Tomas, pójdź proszę po Holiday i Lune. Malcolm, skocz po Lily, niech się zajmie Mefistem.Grace zadzwonisz po weterynarza?
- Już zadzwoniłam - powiedziała szybko Sophie - chodźmy do niej
Zeskoczyłam z konia i podałam wodze Emily, która zdążyła już zsiasc z konia.
Razem z Sophie pobiegłem w kierunku stajni dla koni prywatnych.
- Weterynarz będzie za pięć minut
W stajni zastałam Nirvanę, oddychającą ciężko.
Sophie zerknęła na mnie.
- Teraz jej nie pomożesz, pójdź po słomę, wiadra i ciepłą wodę.
Skinęłam głową. Po drodze do siodlarni spotkałam Lunę.
- Cześć Luna, możesz przynieść słomę?
- Jasne - pośpieszyła w drugim kierunku
W siodlarni złapałam wiadra i ruszyłam z powrotem do boksu Nirvany.
Weterynarz już przyjechał
- Zaczyna się... - usłyszałam jej głos
Oparłam się o boks od zewnątrz.
Usłyszałam nad głową głos Luny.
- Helen w porządku?
Zaprzeczyłam.
- Niedobrze mi na widok krwi... - powiedziałam słabo - Będziesz przy niej?
- Oczywiście...
- Ja tu poczekam...

~~*~~

- Gotowe - usłyszałam głos pani weterynarz
Otworzyłam oczy.
- Chodź Helen - Luna pomogła mi wstać - Mała jest śliczna - zaświeciły jej się oczy
Weszłam do boksu. Na sianie leżał czarny jak noc źrebak. Nawet jeszcze nie umiała wstać. Nirvana trąciła ją delikatnie pyskiem.
- Jak ją nazwiesz?
Przyjrzałam się klaczce.
Na jej pysku można było zauważyć białe włoski. Na bank będzie cała siwa. Nagle coś skojarzyło mi się z białymi włoskami na pysku źrebaka Nirvany. Śnieg. Zamknęłam oczy i pomyślałam o śniegu.
- Narnia - powiedziałam - Nazwya się Narnia
Klacz zarżała słabo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)