wtorek, 29 listopada 2016

Od Naomi - opieka nad Akate

Obudziłam się dziś wczesnym rankiem - jak zawsze. Wszyscy mówią, że powinnam dłużej spać, ale jestem do tego przystosowana i myślę, że gdybym usiłowała zasnąć wcześniej, to spędziłabym godzinkę czy dwie na bezużytecznym leżeniu w łóżku. Było rano, jeszcze świt. Widząc mojego konia zrobiłam to ,co zwykle robię - pocałowałam go w chrapy. Wyprowadziłam kochanego Empisia na padok, ale że było to trochę mało interesujące wślizgnęłam się na jego grzbiet i poćwiczyłam jazdę na samym kantarze. Niebo jeszcze do końca się nie rozjaśniło, słychać nyło delikatny śpiew ptaków... po prostu było pięknie. Skończyłam już, kiedy zaczął się ranek i a dziedzińcu stajni pojawiło się kilka osób. Zostawiłam Empiryka samego na padoku i postanowiłam zrobić coś pożytecznego. Czyli udowodnić, że nie jestem leniwcem, a od jakiegoś czasu co dziwne staram się unikać rzeczy nieprzyjemnych. To nie pasuje do mojej wcześniejszej tożsamości, a i nie jest to dobra cecha, dlaetego postanawiam to zmienić. Właśnie przechodziłam koło jakiegoś zupełnie przypadkowego padoku, kiedy koń, która się na nim znajdował zarżał do mnie.
- Cześć, kochana - pogłaskałam ją po chrapach, a ona zaczęła drobić nogami. Była to izabelowata klacz, rasy dokładnie nie byłam w stanie stwierdzić. Ale bardzo mi się spodobała, szczególnie dlatego, że od razu można było poznać, iż jest strasznie energiczna, a niekoniecznie łatwa. Takie konie właśnie lubiłam. Wtedy usłyszałam za sobą głos pani Rose, dyrektorki:
- Podoba ci się Akate? Od razu widać, że do siebie pasujecie.
- Tak, chciałabym spróbować jazdy na niej - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Może chciałabyś się nią zaopiekować?
- Byłoby świetnie.
- W takim razie, możesz to zrobić. Ale pamiętaj, musisz codziennie ją karmić, czyścić i dawać odpowiednią porcję ruchu.
- Jasne, będę to robiła z przyjemnością - uśmiechnęłam się jeszcze bardziej. Cieszyłam się, że będę mogła mieć kontakt z Akate, podobno tak się nazywała. Pani Rose odwzajemniła mój uśmiech i wolnym krokiem odeszła do kolejnych wybiegów.
- Miałabyś coś przeciwko poćwiczeniu na parkurze, Akatuś? - zapytałam piękną klacz, która zarżała w odpowiedzi. Przy próbie złapania ją w kantar trochę uciekała, ale przy odpowiednim podejściu dość szybko to poszło. Wprowadziłam ją do boksu podpisanym jej imieniem. Trochę gryzła przy popręgu, ale każdy koń ma jakieś wady. kiedy na nią wsiadłam, od razu spróbowała mnie zrzucić, ale dałam jej jasno do zrozumienia, że tak nie wolno. Pojechałam na krytą ujeżdżalnię, na szczęście jeszcze nikt tam nie ćwiczył. Od początku próbowała mnie zrzucić, i nawet raz się jej udało, ale od razu wsiadłam z powrotem. Wtedy zrozumiała, że ze mną nie jest tak łatwo. W końcu udało mi się zrealizować rozgrzewkę. Kiedy przyszedł czas na skoki, od razu zaczęła pędzić na przeszkody. Kilka przeszkód wyłamała, ale muszę uznać, że skacze naprawdę dobrze. Po skończonej jeździe oporządziłam ją i uznałam, że obie mimo wszystko byłyśmy zadowolone z treningu. Muszę przyznać, że byłam też bardzo szczęśliwa z tego, że się nią zaopiekowałam - to klacz, na której można się coś nauczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)