Z pomocą Irmy rozbiliśmy namiot. Mówiąc szczerze to dobrze, że mi w tym
pomagała, bo sam nie jestem zbyt dobry w rozstawianiu obozowisk.
Rozpaliliśmy ognisko. Siedzieliśmy w ciszy patrząc na płomień.
- Zapomniałam Ci podziękować za pomoc przy Alkatrasie… - odezwała się
nagle Irma– Nie musiałeś ze mną wtedy siedzieć! – powiedziała i
skierowała wzrok w moją stronę – Dziękuję!
-Nie ma za co...-powiedziałem-Wiem jak to jest stracić swojego
ukochanego wierzchowca. -mówiłem-Nie chciałbym abyś przeżywała to co
ja-dodałem z lekkim wahaniem.
Siedzieliśmy jeszcze chwilę wpatrując się w blask ogniska.
-Pora spać-przerwała milczenie Irma.
-To ty idź się połóż,a ja zgaszę ognisko-powiedziałem.
Podszedłem do jeziora i zaczerpnąłem wody. Za wiadro posłużyła mi
reklamówka. Była to jedyna, mogąca utrzymać wodę rzecz którą miałem w
tej chwili przy sobie. Po dobrych dziesięciu rundkach od ogniska do
jeziora i na odwrót, po płomieniu nie było już śladu. Wszedłem do
namiotu i wcisnąłem się w śpiwór.
<Irma?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)