niedziela, 27 listopada 2016

Od Adrienne C.D Naomi

Wolno podeszłam do dziewczyny, nie zważając na jej ostrzegawcze słowa. Nie wiem, czemu to wszystko powiedziałam, zapewne emocje kotłowały się we mnie na tyle mocno, iż musiałam się na kimś bądź czymś wyżyć, używając przy tym dość niedojrzałych argumentów. Na pewno nieco jej zazdrościłam, iż zaaklimatyzowała się już i ma konia, do którego zawsze może przyjść i nie pytać się o pozwolenie na wyczyszczenie go chociażby, nie wspominając o tym, że mogła robić z nim wszystko. Jednakże najbardziej byłam zrozpaczona moim niedawnym rozstaniem, jeżeli można tak to nazwać. Tak naprawdę twierdziłam, iż koń ten wygląda dość solidnie, jego gniada sierść połyskiwała zdrowo w jesiennym słońcu, a i spod skóry widać było delikatne zarysy mięśni. Koń prezentował się dobrze, nie wyglądał co prawda na konia najwyższej klasy sportowej, ale nie takie było raczej jego przeznaczenie. Widać było, że i właścicielka i koń swobodnie czują się w swoim towarzystwie. Nie podchodziłam zbyt blisko, ponieważ obserwując konia zobaczyłam jak jego mięśnie spinają się, a on sam jest w gotowości do wstania i oddalenia się od miejsca swojego pobytu, nie zważając na swoją właścicielkę. Wiedziałam, iż stosownym byłoby przeprosić brunetkę, którą tak prosto dało się zranić, że długo myślałam nad doborem słów, ponieważ bycie miłym nie jest moją szczególnie mocną stroną.

-Słuchaj, to w sumie nie tak, że ja tak myślę. Po prostu mam trudny dzień i na kimś się wyżyłam, a że padło na ciebie i twojego konia, to zbieg okoliczności.- Przykucnęłam skupiając uwagę na reakcji.

Brunetka uniosła głowę, a jej oczy ciągle były opuchnięte. Nie miałam zamiaru czekać, aż się odezwie, więc podniosłam się i rzuciłam tylko na odchodne:

-Nie bierz tak wszystkiego do siebie.


***


Pół godziny później siedziałam na siwej klaczy, poprawiając właśnie długość strzemion. Gdy były one dopasowane już do mnie, dałam Lemon stanowczą łydkę. Klacz ruszyła stępem, biorąc głowę do góry niczym żyrafa. Czułam duże spięcie w jej ruchach, dlatego też rozluźniłam się nieco bardziej i stopniowo rozluźniałam kobyłkę. Dzisiaj instruktorka, powiedziała mi, że będzie mi jedynie wydawać polecenia, nie będzie zwracać mi uwagi, aby ocenić na ile dostrzegam swoje błędy i jak szybko je poprawiam. Po dziesięciu minutach stępa na luźnej wodzy, dociągnęłam nieco popręg i skróciwszy wodze dałam łydkę klaczy. Opornie ruszyła, a jej tempo było na tyle wolne, iż musiałam wspomóc się jeszcze jednym popędzeniem. Ruch jej stał się żwawszy, a ja anglezowałam w takt jej chodów. Nie usiłowałam jeszcze zaangażować zadu, ponieważ był to pierwszy rozprężeniowy kłus. Lemon, była nieco oporna, nie do tego jednak stopnia, abym nie poradziła z nią sobie. Po kilku minutach kłusa na obie strony, przeszłam na chwilę do stępa, a w nim rozpoczęłam solidniejszą pracę i próbowałam, zaangażować jej zad do działania. Przyznam, że musiałam się nieco bardziej postarać, ale dało to skutki, ponieważ czułam, że ruch jej idzie z zadu, a szyja była ładnie zaokrąglona. Po kolejnych kilku minutach kłusa z wieloma przejściami, przyszedł czas na galop. Ustawiłam ją dokładnie, aby nie szła z szyją w drugą stronę i dałam znak do galopu. Klacz, na początku nieco zbyt się rozluźniła i usiłowała prób bryknięcia, jednak nie pozwoliłam jej na to, na co odpowiedziałam mi wściekłym machnięciem głową. Po tym, jak przeszłam z galopu do stępa i pogłaskałam Lemon po siwej szyi, zobaczyłam czujny wzrok brunetki, którą niedawno uraziłam. Wpatrywała się we mnie, lecz gdy tylko zauważyła, że ja również to robię odwróciła pospiesznie wzrok.

-Radzisz sobie bardzo dobrze, nie mam za wielu zastrzeżeń, jeżeli mam być szczera. Na następnej jeździe, poskaczesz sobie trochę, a tymczasem rozkłusuj ją po czym rozstępuj i możesz rozsiodłać. O! Naomi może ci w tym pomóc.- odparła zadowolona trenerka.

Przewróciłam oczyma, gdy kobieta nie patrzyła. Wyszła ona z hali, na której odbywała się jazda, a ja złapałam za sprzączkę wodzy i ruszyłam kłusem. Lemon, szła rozluźniona praktycznie z nosem przy ziemi, a jej ruchy były swobodne. Porobiłam kilka zmian kierunku, czy wolt po czym przeszłam do stępa. Nie zwracałam uwagi na wzrok brunetki, ponieważ nie widziałam takowej potrzeby. Byłam zadowolona z dzisiejszej jazdy, chociaż nie robiłam za wiele, ale w końcu była to jazda testowa. Pogłaskałam klacz po szyi. Nie była w ogóle spocona, co nie zdziwiło mnie szczególnie. Po piętnastu minutach luźnej jazdy zeskoczyłam swobodnie z siwej i skierowałam się ku wyjściu.

-Daj, zrobię to za ciebie.- usłyszałam głos.

-Nie, dzięki potrafię rozsiodłać konia.- odparłam oschle.

Nie zwracając uwagi na reakcję dziewczyny na moją niezbyt uprzejmą odpowiedź, ruszyłam do stajni, gdzie stała kobyłka.Wprowadziłam klacz do boksu, po czym rozpięłam popręg i zdjęłam z jej grzbietu siodło. Położyłam je na pobliskim wieszaku i zdjęłam kask z głowy oraz rękawiczki z rąk. Po owej czynności odpięłam wszystkie konieczne do zdjęcia ogłowia paski i delikatnym ruchem zdjęłam ogłowie z głowy klaczy. Otarła się ona o pręty, dając ulgę swojej swędzącej głowie, po której moment później podrapałam ją. Po zdjęciu ogłowia, zostało mi tylko zdjęcie z jej nóg ochraniaczy. Odpięłam rzepy i chwilę później i przednie i tylne ochraniacze leżały pod boksem. Na pożegnanie wyjęłam z kieszeni kawałek jabłka i podarowałam go klaczy, po czym zamknęłam boks. Na dwa razy zaniosłam cały sprzęt klaczy do siodlarni, a własne rzeczy schowałam do mojego worka na kask. Nie miałam pomysłu co teraz ze sobą począć, czułam swego rodzaju pustkę w środku. Stresowałam się również tym, jak będą przebiegać moje pierwsze dni w nowym miejscu. Okropnie się boją nowego otoczenia, nowych ludzi. Przez pewien czas, obawy będzie wzbudzał nawet mój pokój, który zdążyłam poznać jeszcze z Nick'iem. Pomyślenie o nim, sprawiło mi ból. Przysiadłam na ławce przed stajnią i wystawiłam twarz do słońca. Nie było ono tak ciepłe jak latem, promienie zaledwie muskały moją bladą twarz, a nie przypalały jak było to latem, co podobało mi się dużo bardziej. Nagle ktoś bądź coś, zasłoniło mi słońce. Otworzyłam więc oczy, aby zobaczyć kto zakłóca mój spokój. Był to nie kto inny, jak raczej mało lubiana przeze mnie Naomi. Na jej twarzy, również widać było, że nie szczególnie cieszy się moim towarzystwem.

-Mam tu dużo do zrobienia, pomagałabyś?- odezwała się.

Byłam nieco zdziwiona jej nagłą zmianą nastawienia, oraz tym, iż w ogóle się do mnie odezwała. Nie za długo myślałam nad odpowiedzą, bo chociaż nie miałam ochoty na jej towarzystwo, przy koniach mogłam pomóc.

-Tak.


[Naomi?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)